Demony mają takie właśnie zadanie – oskarżać mnie. Nigdy się od tego nie uwolnię. Natomiast mogę nauczyć się te ataki znosić. Dokuczanie złego nie będzie mi wtedy szkodzić. Jak to uczynić? Przez powściągliwość, wytrzymałość, niereagowanie. Wytrzymaj!
Wytrzymam. Czynię to ze wszystkich moich sił. Oto zadanie. Ilekroć wchodzę w osąd, tylekroć ponoszę porażkę i nie radzę sobie. Nie zranię się tym, że zrobiłem coś niewłaściwie względem siebie – w związku z poznaniem prawdy. Przyznałem się do upadku, ale nie rozpamiętuję. Notuję, wyrzekam się, przepraszam Jezusa. Nie dręczy mnie to. Nie dam się złapać w pułapkę, że wszystko robię źle.
Mam świadomość, że w sytuacji, gdy uczę się powściągliwości ciała, emocji, myśli, demony zrobią wszystko, by wymusić odejście z obranej przeze mnie drogi, bym nie doszedł do świętości, bym nie mógł się zbawić, bym był potępiony. Użyją nawet drastycznych środków. Użyją zaskoczenia. Doprowadzą do uśpienia mojej czujności. A ja mam to wytrzymać.
Okoliczności uczą mnie wytrwałości, mądrości, odwagi, konsekwencji, bohaterstwa, zaufania Bogu. Łapię poziom. Nie daję się wywindować w górę do euforii ani wepchnąć w dół psychiczny.
Wszystko, co mnie spotyka, czy są to radości czy trudności, prowadzi mnie do świętości.
Gdy dostrzegasz już w sobie umiejętności odpychania trudności, to wiedz, że perfekcja w usunięciu wszystkich Twoich niedoskonałości jest niemożliwa, nieosiągalna. Ale zadanie Twoje jest takie: nigdy nie przestawać przeciwstawiać się słabościom. I to jest dobra wiadomość. To doprowadzi Cię do świętości. Święty to ten, kto potrafi znosić trudności.