konferencja do wysłuchania tutaj
Rozdział Ewangelii Łukasza to przypowieść o bogatym człowieku i Łazarzu. Będziemy w nią wchodzić cały czas pamiętając o tym, co powiedzieliśmy na pierwszym słowie, na pierwszym spotkaniu, na pierwszej konferencji, która skończyła się przed naszą modlitwą. Mamy tę przypowieść: bogaty człowiek i Łazarz. Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior, i dzień w dzień świetnie się bawił. Pomyślcie o tym. Wyobraźcie sobie to. Pewien człowiek nie jest wymieniony z czego? Z imienia? Ubierał się w purpurę i bisior. Znamy to: bisior, Apokalipsa 19 rozdział, 8 wiersz mówi tak: Bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwych świętych. Czyli ten człowiek ubierający się w bisior, taki bisior, to w co on chce się przeodziać ? W świętość. On jest przyodziany w bisior, czyli chce, żeby wszyscy widzieli w nim, że on ma czyny sprawiedliwe świętych. Że on jest dobry człowiek. Oto pobożny człowiek, o tak, to bardzo dobry człowiek. O to mu chodzi. I jeszcze w purpurę. I jak sobie przypominacie, w purpurę był odziany arcykapłan. Więc i on chce uchodzić za arcykapłana w szerokim tego słowa znaczeniu i w ścisłym też. Może to być kapłan tak jak ja, ale może to być również człowiek, który żyje ofiarą. Ma udział w szerokim kapłaństwie, ktoś, kto pełni bardzo ważną funkcję we Wszechświecie. Z jego powodu istnieją całe drogi mleczne, bo jest kapłanem. Dzień w dzień świetnie się bawił. Co jest charakterystycznego w tym słowie? Czego tu nie ma? Nocy. Czyli ten człowiek wymazał ze swojego życia noc. Nie ma ciemności w jego życiu. On wziął zegarki i nożyczki, i z zegarków powycinał wszystkie te godziny, w które są ciemnością, nie ma. W jego życiu nie ma ciemności, nie ma mroku. Dzień w dzień świetnie się bawił. On się nie smucił, tylko bawił. Czyli co jeszcze zrobił ze swoim życiem, co jeszcze amputował ze swojego życia? Cierpienie, smutek, mrok, chwile załamania – tego w ogóle tego nie ma. Ja muszę się cały czas śmiać. Pobożny, sprawiedliwy, dobry, prawie kapłański, a może i kapłański. Wesoły, nie wie co to jest ciemność, co to jest mrok, dobry człowiek… Coś tu nieautentyczne jest, nie? Coś tu nie gra. Czegoś tu brakuje. Rzeczywiście czegoś tu brakuje. On się świetnie bawił, nawet dzień w dzień. Nie ma imienia ten człowiek. Wiecie, co mówiliśmy o imieniu? Nie wie kim jest, nie ma tożsamości. U bramy jego pałacu ( w bramach – słowo brama w Biblii oznacza często miejsce sądu. Ponieważ brama w mieście pełniła rolę ratusza. Takiego miejsca trybunału, tam dokonywano transakcji handlowych, wymieniano jakieś rzeczy, tam się spotykali cudzoziemscy z mieszkańcami jakiegoś kraju, tam dokonywano jakiś osądów) leżał żebrak. Tak jakby sugerowała Biblia został osądzony i wyrzucony poza. I ten żebrak leżał, był wyrzucony. On był wyrzucony. I był okryty wrzodami. Wiecie, jak wygląda wrzód? To jest taki wzgórek na ciele, a w środku jest ropa. I Łazarz próbował coś z tymi wrzodami zrobić. Czasem się tak mówi o kimś, że rozdrapuje rany, ale tu może wchodzić jeszcze inna rzecz. Czy jest tu ktoś , kto pracuje w medycynie? Jak się nazywa po łacinie wrzód? Ulceris. A może być również ulkus? Może być. A Ulciscor – to po łacinie znaczy mścić się na sobie, zadawać sobie rany. O proszę, jeszcze lepiej ulciscor. W języku greckim wrzód nazywa się helkos, po łacinie ulcus lub ulciscor tak, ale to słowo ma również inne znaczenie! Zadawać sobie rany samemu, mścić się, uciskać siebie. Wrzód wewnętrzny, tak. Zaczynamy tutaj widzieć, że to nie jest taki zwykły wrzód i to nie jest zwykły żebrak, i że tu chodzi o coś innego. O pewien sposób bycia wobec siebie, o nienawidzenie siebie, takie: aaaa nienawidzę tego problemu w sobie; rozdrapujesz go, aż Ci leci ropa, aż Ci wrzód cię boli i swędzi jednocześnie, aż Ci przyjemność to sprawia, że sobie zadajesz ból. Znasz takie momenty? Nienawidzisz siebie za to, że siebie tak uwielbiasz, że aż innych to boli. No i ten żebrak okryty wrzodami ma imię Eleazar. Eleazar znaczy tyle, co Bóg pomógł. Sugestia jest taka: ten człowiek nie może sam sobie pomóc, bo Bóg mu pomaga. Ale też jasno definiuje jego postawę życiową to słowo, to imię. Że ten człowiek nie liczy na siebie tylko, tylko Bóg. On już wie, kim jest, on tam nie udaje, podwinął rękawy, wrzody wyszły aż tryskało ropą na wszystkie strony, muchy się zlatują. Przyjemne, nie? On się w ogóle nie ukrywa, widać te jego wrzody. I jeszcze jest napisane, że on pragnął nasycić się odpadkami ze stołu bogacza. W języku greckim jest napisane kaiepeithinion, czyli pożądał. W filozofii Platona epeithynion, epeithymia to jest pożądliwość tej części ciała :-0 jakiej? To jest pożądliwość seksualna nawet. Tak, i to słowo tutaj jest użyte. Pragnął nasycić się odpadkami ze stołu bogacza. Pożądał tego, żył pożądaniem. Na to i psy przychodziły, i lizały jego wrzody. Pomyśl o tym. Psy przychodziły i lizały jego wrzody. Co to jest pies w Biblii, który wraca do czegoś? Jezus mówi, że grzesznik, który wraca do swojego nałogu jest jak pies, który wraca do wymiotów, które zwrócił. A tu pies wraca i liże jego wrzody. Co to może być? Co to za człowiek, który do czego wraca? Tak, on po prostu nie może poradzić sobie z grzechami. Widzi, że jest bezbronny, że grzech przychodzi i fik. I znowu fik i on nic nie może zrobić, bo grzech go atakuje i przewraca go. Że grzech jest jak wrzód na nim, i on nie ma siły z tego wyjść. Jest bezsilny, bezbronny, mało tego jeszcze widzi, że w nim odzywają się takie pożądania, o jakich sobie nawet wcześniej nie myślał. Jest przerażony sobą ten człowiek, ten Łazarz. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go do… piekła… Tak to może byśmy chcieli, żeby było, ale jest inaczej, że żebraka wyniesiono do nieba i jeszcze aniołowie go zanieśli. Że ten żebrak, w tych klejnotach swoich wrzodów, przy błysku ropy jest prowadzony, jak król pod rękę, przez aniołów, cherubów i wachlują go, dmuchają: my prosimy majestat do przodu… Tu skóra może mu jeszcze odpada, wyliniały jest, szmaty za nim, błociane ślady od błota, od bagna, my prosimy tutaj na najwyższe stopnie przed majestat Ojca Wszechmogącego prosimy, prosimy, wasz majestat również niech siądzie. Kiedy się słuchało tej przypowieści, można było doznać trzasku w głowie. Myślę, że Żydzi przeżywali problem, kiedy słuchali tę przypowieść. Ona przewracała do góry nogami wszystko. Jak to? Tutaj bogaty człowiek, odziany w purpurę i bisior, życie sobie urządził, wygląda na pobożnego człowieka i on gdzie idzie? Gdy w otchłani pogrążony, w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka ujrzał Abrahama i Łazarza na jego łonie, bogaty człowiek siedzi ( bogaty w tym znaczeniu, wiecie jakim – on jest bogaty duchowo, zadowolony jest ze swojego życia wewnętrznego) i patrzy na górę, i widzi tego żebraka, tego grzesznika. A ten grzesznik siedzi jak dziecko na kolanach u Abrahama i być może bawi się zabawkami tam, zadowolony fryka nóżkami, przytula się do serca Abrahama, macha tam mu z góry. A ten bogaty człowiek z zazdrości mówi: Ojcze poślij go, żeby paluszek wziął i krople, bo …. strasznie cierpię w tym piekle. Dlaczego paluszek? Księga Przysłów mówi, że do palca nawet trzeba sobie przywiązać przykazania. Nawet palca bez słowa Bożego nie możesz ruszyć. Taka wierność powinna być! Mówi : z palca mi tutaj z kropelką wody. Palcem też Jezus wyganiał złe duchy. Palcem pisał po ziemi, kiedy powiedział, że przykazanie nie powinno służyć do tego, żeby kamieniem rzucić w kogoś, tylko żeby palcem delikatnie komuś upomnieć najwyżej, jeszcze pochylić się przed tą osobą, którą się upomina. Klęknąć może nawet. Że nie upomina się z góry, tylko z dołu zawsze. Jak to pojąć ? Jak to zrozumieć tę przypowieść? Może spróbujemy w inny sposób – przez midrasz, spróbujmy ją zrozumieć przez midrasz.
Wyobraźmy więc sobie, że jest dzień przed śmiercią tych dwóch ludzi i tego bogatego człowieka i Łazarza. Jest dzień przed śmiercią. Gorący, wschodni dzień. Byliście na Bliskim Wschodzie ? Ja też nie byłem, ale wyobrażam sobie, że tam musi być bardzo sucho i gorąco. Szczególnie w południe. No więc muchy krążą, paruje powietrze, drży, tak sucho, tak gorąco. Łazarz siedzi pod bramą bogatego człowieka i myśli sobie tak: nigdy w życiu nic mi się nie udało. Panie Boże, żebym chociaż jeden dzień przeżył taki… taki super ten dzień żeby był, żeby tak się zabawić, żeby tak coś zrobić fajnego, tak poczuć się wreszcie wolnym, najedzonym, żeby te wszystkie moje pożądania również sobie już dały upust, żeby przestać się czuć żebrakiem. Siedzi i tak sobie myśli, i nagle widzi drzwi otwierają się od pałacu bogatego człowieka. Bogaty człowiek w turbanie, czy tam gdzieś inaczej ubrany w purpurze, bisiorze, w sandałach zmyka gdzieś przez park do miasta w jakiś sprawach. I zauważył, że bogaty człowiek nie zamknął drzwi. Więc Łazarz myśli sobie tak: wysłuchał mnie Pan Bóg , buch w pałac. Wchodzi, pierwsza rzecz gdzie? Do kufra, nikogo nie ma w pałacu, więc on otwiera kufer, patrzy: bogate szaty, purpura, bisior, karmazyny, no wszystko tam jest – ciuchów co nie miara. Więc ubrał wszystko to na siebie i podchodzi do lustra, patrzy – ale twarz, jaka? Trędowata. Więc wpadł jeszcze jakiegoś gabinetu kosmetycznego , który bogaty człowiek oczywiście miał niejeden. Nałożył odpowiednie na siebie smarowidła, różnego typu kosmetyczne jakieś maści czy pudry, kremy i zakrył to wszystko, nie widać wrzodów. Twarz piękna, błyszczy, taka cudowna ta twarz. Nałożył sobie pierścienie, sandałki, namacał sakiewkę w szatach. Zadźwięczała wesoło i hajda! też zmyknął sobie do miasta. I Bóg mnie wysłuchał, dziękuję Ci Ojcze, chwała Tobie, uwielbiam Cię! Nareszcie moje życie się zmieniło, jestem inny. Idzie ulicą i mówi: no gdzie tu by teraz iść, pierwsza rzecz to muszę się najeść. Wstąpił do restauracji jakiejś czy do karczmy. Nażarł się, pełny taki aż pęcznieje w środku, aż mu się niedobrze zrobiło. Później do innych ośrodków życia rekreacyjnego. No wszystko! skorzystał ze wszystkiego, co tyko świat może dać i taki zadowolony wychodzi i mówi: Boże dzięki Ci, nareszcie, tyle czekałem lat i wreszcie sobie ze wszystkiego użyłem i pieniądze mam. Mam nadzieję, że mnie bogaty człowiek nie spotka i nie rozpozna. Tyko powiedział te słowa, patrzy a bogaty człowiek idzie. Prosto na niego. Przerażony mówi: Boże błagam, żeby tylko mnie nie rozpoznał, proszę Cię, żeby tylko nie poznał kim jestem. Bogaty człowiek tak patrzył na niego, kiedy przechodził blisko na niego, przyglądał się, szaty skądś mu się wydawały znajome, ale ta twarz taka dziwna, cudzoziemska, trochę dziwny gatunek skóry. Przeszedł, kamień spadł Łazarzowi z serca: Boże dzięki Ci, Chwała Tobie. Uwielbiam Cię Najświętszy, jaki dobry Jesteś dla mnie, nie rozpoznano mnie. Ojciec Niebieski na górze przyglądał się całemu temu widowisku, wziął sobie kumulusik pod głowę, położył głowę: Co ja mam teraz z nim zrobić? Mam tutaj napisane, że jutro ma umrzeć i że jeśli przyjmie takie życie, takie, jakie ono jest to będzie w niebie, ale wystarczy, że jeden dzień przeżyje jako ktoś, kto nie jest sobą i wszystko stracone. Przecież jutro ma umrzeć – mówi Ojciec Niebieski. Ale tu jest napisane: Łazarz, a jak go anioł śmierci wywoła: Łazarzu! – a on powie: ja nie jestem Łazarz. Ja jestem kimś innym. Nie jestem Łazarzem. To gdzie on pójdzie? Ani do piekła, ani do nieba, ani do czyśćca . Nie ma miejsca dla niego. Nie miejsca dla takich, którzy nie wiedzą, kim są. Zawołał anioła stróża Łazarza i mówi: Wejdź, zejdź na dół, zrób coś, wiesz, co masz zrobić. Anioł sfrunął na dół, zaraz w mieście, w samym środku wylądował, otrzepał skrzydła, rozgląda się, gdzie jest jego podopieczny. Nie ma Łazarza, szuka go, szuka, nie ma go. Nie ma, znowu do góry do Ojca mówi: nie ma go tutaj, gdzieś zniknął, nie wiem aż wstyd się przyznać, nie wiem, gdzie jest. Nie mogę go znaleźć, pod bramą pałacu go nie ma. W mieście nie mogę go znaleźć, kręci się ktoś taki podobny do niego, ale zupełnie inaczej ubrany, inna twarz, to chyba nie on. Ojciec Niebieski mówi: no wiesz co? musisz go znaleźć, wstydził byś się. I znowu anioł na dół i szuka go. I Łazarz już wieczorem rozbrojony z pieniędzy, już zmęczony rozkoszą i różnymi innymi rzeczami, tak sobie chodzi, podgwizduje sobie zadowolony, patrzy – idzie jego anioł stróż, znał go dobrze. Serce mu skamieniało: co teraz zrobić, gdzie tu uciec, jak tego uniknąć, a anioł kiwa głową, coraz bliżej niego idzie, mówi: o nie! Łazarzu! to ty? Łazarz się odwrócił: nie, to ja nie jestem, ja nie jestem sobą. Jak anioł stróż podbiegł do niego, zdarł z niego te szaty, zerwał z niego tę maseczkę, udzielił mu profilaktycznego kopniaka w miejsce pedagogiczne, złapał za obszywkę, wyprowadził pod bramę i mówi: Masz tu wytrzymać przynajmniej do jutra. – Ale dlaczego? Przynajmniej raz w życiu chciałem się pobawić, co to nie można? Całe życie tylko cierpię. Kto to widział? – Wytrzymaj to do jutra, nie mogę ci powiedzieć dlaczego. – Tego Boga to chyba nie ma. – Zobaczymy jutro – powiedział anioł – Tylko masz być sobą do jutra! Rozumiesz? że masz być sobą do jutra? Że masz być sobą do dnia swojej śmierci, nawet jeśli by to znaczyło, że być sobą to znaczy być Łazarzem. Ale masz imię. Nie zmieniaj tego, nie używaj modlitw jako kosmetyki, nie używaj charyzmatów jako bisioru, purpury, klejnotów po to, żeby zakłamały prawdę o tobie. Darów Bożych nie wykorzystuje się po to, by przebrać się w kogoś, kim się nie jest. Bądź sobie dalej grzesznikiem i Łazarzem, charyzmaty dalej będą funkcjonować, ale bądź sobą. Z taką historią, jaką masz. Przegraną? Tak. Łazarzową ? Tak. Owrzodziałą? Tak. Bądź sobą. Psychologowie zwrócili na to uwagę, że wielu kryminalistom coś się robi w kryminale. Ołtarzyki budują, modlą się do Matki Bożej, są bardzo pobożni, coś się dzieje z nimi, mają sny o Jezusie. Zabił swoją babcię, ale i mamę również, wrzątkiem oblał aż do śmierci, ale w kryminale w celi modli się, pobożny jest, ładnie rączki składa, przyjmuje Komunię Świętą, co się dzieje? Co to takie dziwne, gdy człowiek jest taki rozdwojony, zdezintegrowany wewnętrznie. Na odwrót: ktoś przychodzi do wspólnoty, zaczyna się modlić, obdarowywany jest, przychodzi do Komunii Świętej, nagle myśli bluźniercze ma, straszne wyobrażenia, pokusy jakieś ogromne, to znowu grzechy go atakują, a tak się zbliża do Boga. O co chodzi? Dlaczego tak jest? Bogacz ukrył Łazarza czy Łazarz nie chce przyjąć bogacza – czy jak to jest? Otóż bogacz i Łazarz to może być w Tobie – wewnątrz. Tylko kim jesteś ? Łazarzem ukrywającym bogacza, czy bogaczem ukrywającym Łazarza? Pozwól Łazarzowi żyć, nie wyganiaj go, nie wyrzekaj się go. Pozwól Łazarzowi się ujawnić – nie tylko przy spowiedzi! Kiedy siedzę w konfesjonale, bracia i siostry, czasem się czuję jak pies w budzie. Nie bądźcie zgorszeni, ale tak się czuję, gdy ktoś przychodzi do mnie, a ja liżę mu rany. Przypomina mi się ta przypowieść, że jestem psem, który wylizuje rany. I że strzegę Królestwa Bożego, jak ktoś niepowołany się tam zbliża, to muszę zaszczekać. Ale nie tylko w konfesjonale powinniśmy mieś odwagę się przyznać do tego, że jesteśmy Łazarzami, zawsze pamiętajmy o tym. Niech nasza modlitwa, nasze charyzmaty niech służą nam do tego, żeby zapomnieć, kim jesteśmy, niebezpieczne jest to. Nie zaprzeczaj swojej historii, nawet, jeśli ta historia jest serią klęsk. Nie zaprzeczaj swym grzechom. Bo bywa taki sposób wyznawania grzechów, że człowiek mówi: to nie moje, przypadkiem się zdarzyło. Czasem ludzie nawet tak wypowiadają grzechy, że nie wiadomo dokładnie, co oni mówią, bo tak bardzo nie chcą się do nich przyznać, że coś im się z językiem dzieje i mówią: zybzyzy. On uważa, że wyznał grzech. A ja mówię: co zrobiłeś ? zybzyzy. Ile razy? zybzyzy? Bywa też taki rodzaj wyznania grzechów, że człowiek chce się odżegnać od niego, dlatego ten grzech wróci. On wróci, bo on jest katechetą, ten grzech. Katechetą negatywnym, który ma cię nauczyć rozumu. Jak się bumerang źle rzuci i nie trafi się w ptaka, to on wróci i trafi w rzucającego. Jeśli swoim wyznaniem nie trafisz w prawdę, to wróci do Ciebie. Uderzy Cię jeszcze raz. Dotąd coś się w życiu powtarza, aż to dobrze przeżyjemy. Ciągle jakby to samo. Kiedy wyznajesz grzech albo kiedy przyznajesz się nawet przed sobą do pewnego grzechu, zrób to poważnie: taki jestem, taka jestem, naprawdę, stać mnie na to Poczuj dogłębnie ten grzech jak Nehemiasz, żeby Ci się aż poruszały tam uczucia w tej kopalni Twojego sumienia. A wtedy ten skarb wydobędziesz prawdziwego wyznania, o, to ci się przysłuży do charyzmatów. Bo kto się w wyznawaniu grzechów, ten jest prawdziwy w udzielaniu łaski. Kiedyś do starego Abba przyszedł uczeń, mówi: Abba, ty podobno widzisz aniołów? On mówi: Większy jest ten, który widzi własne grzechy, niż ten, który widzi aniołów. To prawda, bo aniołów to każdy może zobaczyć, a niech ktoś spróbuje zobaczyć swoje grzechy! Tego to już nieee, nie każdy potrafi to. Tu, w tym Wrocławiu, jest tysiące ludzi, które nie potrafią zobaczyć swoich grzechów. Prawda? Zobacz, jak trudno jest zobaczyć swój własny grzech. To jest wielkie. Nie zaprzeczaj swym wadom. Są, to są, być może po to, by Cię uczyły pokory. Żebyś nie zawsze uważał siebie za doskonałego. Żebyś nie zapomniał, że jesteś z gliny.
Przypomnij sobie Jakuba nad rzeką Jakbok. Pamiętasz? Wiesz, co robił Jakub nad rzeką Jakbok? Kiedy Jakub ukradł błogosławieństwo Ezawowi, musiał uciekać z domu, bo jednym z efektów błogosławieństw jest to, że zaczynają Cię ludzie nienawidzieć, zazdrościć Ci, prześladuje Cię wtedy nieprzyjaciel. Dawid kiedy został namaszczony, Saul go nienawidził. Każdy dar sprowadza rozdwojenie w tym świecie. O tym też musisz wiedzieć. I kiedy Jakub ukradł błogosławieństwo Ezawowi, musiał uciekać, życie mu się strasznie pokomplikowało, ale po wielu, wielu latach wracał do Ziemi Obiecanej, miał już ze sobą dwie żony, dwunastu chłopaków dorodnych i jedną dziewczynę – córkę Dinę i dwunastu braci. Stada kóz, baranów. Był bogatym człowiekiem, ale przyszedł nad rzekę Jabbok, która graniczyła z Ziemią Obiecaną i coś się stało wtedy. Pamiętacie? Ktoś stanął przed nim. Anioł ciemności. Biblia nie mówi, co to był za anioł. Czy dobry czy zły – to nieważne. Bo czasem jest takie dobro, które wygląda na zło. I jest takie zło, które wygląda na dobro. I anioł nie określa siebie po to, żebyś Ty mógł się określić czy Ty masz serce dobre, czy złe. I on stanął przed Jakubem. Jakub na rękach przeniósł Leę, przeniósł Rachelę, swoje żony (wiecie którą bardziej kochał? Jedna miała na imię Krowa, druga Owieczka- którą bardzie kochał?) Lea to znaczy Krowa, a Rachela Owieczka, którą bardziej kochał? Nawet święci ludzie nie potrafią dobrze gospodarować uczuciami. I on przeprowadził stada, dzieci, córkę Dinę, i nagle stanął, i przeraził się, coś stanęło przed nim, jakaś ciemność. Dotychczas w życiu wszystko mu się udawało, wszystkich potrafił zakręcić, okręcić wokół palca, okraść, wyjść na cało, zawsze spadał na cztery nogi. I nagle stanął i mówi: koniec, klęska. Przede mną jest Ezaw, dowiedziałem się, zabije mnie chyba. Już nie ma gdzie uciec. Był taki moment w jego życiu, kiedy musiał stanąć oko w oko z klęską i musiał ją przyjąć. Zawsze mu się udawało, a tym razem mu się nie udało. I wtedy, pamiętacie, anioł powiedział mu: przejdziesz! Ale złapał go za bok i okulawił go, i dopiero wtedy Jakub mógł przejść przez rzekę Jabbok, kiedy uznał, że raz się w życiu jest górą a raz dołem. Kiedy raz się w życiu udaje, a raz się nie udaje. Kiedy jesteś w pewnych rzeczach bardzo dobry, a w drugich jesteś do niczego. Wtedy możesz iść do przodu. To jest przekroczenie życia wewnętrznego. Jeszcze zwróćcie uwagę, że imię Jakob ma związek literowy ze słowem Jabbok. On przekraczał siebie samego. On musiał przekroczyć granicę swoich możliwości. Kiedy jest granica Twoich możliwości? Kiedy musisz się zgodzić na to, że nie jesteś we wszystkim super. Kiedy mówisz tak z pokorą: no tak, to sknociłem i wcale nie muszę sobie głowy z tego powodu urywać. Tu spaprałem i wcale nie muszę się za to nienawidzić. Bo ten, który nienawidzi siebie za swoje słabości, nie ma za grosz pokory.