konferencja do wysłuchania tutaj
Zastanówmy się, dlaczego Bóg stworzył nas ubogimi, słabymi. Czy właśnie te cechy upodabniają nas do Niego. Zastanówmy się nad tajemnicą Trójcy Świętej. Jezus jest zdumiewający, bo kiedy mówi o Swym Ojcu, podkreśla: nie mówię i nie czynię nic samodzielnie. Powtarzam tylko to, co mi powiedziano. Spełniam tylko wolę Ojca. Ujawnia się w tym całkowite współprzenikanie Osób Trójcy Świętej. Prawda bardzo dogmatyczna. My poszukujemy swej tożsamości w domenie władzy lub inteligencji. Bóg natomiast to tożsamość w komunii. Bardzo trudno nam to zrozumieć. Aby wejść do jakiejś wspólnoty, trzeba mieć rozeznanie obowiązującej w niej hierarchii. Tymczasem, by osiągnąć tożsamość w komunii, musimy porzucić tożsamość opartą na władzy. Istotą komunii jest kruchość, podatność na zranienie w obliczu drugiej osoby. Ja wiem, że tutaj są osoby, które wiedzą co to jest, które doświadczyły już tak wiele razy odrzuceń i również miłości, że w tej chwili już nie walczą, są kruche, mają pokój. Mają ten święty, najświętszy pokój w sercu, który już się niczego nie boi. Ani się nie boi schlebiania, ani sie nie boi potępiania. I bez względu, jak go ktoś traktuje, ta osoba i tak potrafi kochać. To jest wielki dar, taka osoba we Wspólnocie. To jest już świętość. I tu są takie osoby, one mają taki pokój, że bez względu na to, czy go ktoś rani, czy go ktoś chwali, to i tak ma ten sam gatunek miłości. To otwarcie.
Istotą komunii, zjednoczenia jest kruchość, podatność na zranienia w obliczu drugiej osoby. By zatem Bóg mógł wkroczyć do mego serca, muszę się otworzyć. I tak często wołamy we wspólnocie odnowowej, charyzmatycznej: Otwórz się. Otwórz się, stań się słaby, co równocześnie oznacza, że muszę zniszczyć w sobie tożsamość opartą na sile i błyskotliwości. Czasem po różnych spotkaniach, ktoś mi wypomina pewne błędy. Mówi: tutaj ojciec źle zrobił, tutaj coś powiedział. Kiedyś w przeszłości bardzo się tego bałem, żeby być bezbłędny. Wiadomo, że jestem obłędny i błędny. Są chwile, kiedy człowiek coś nie tak zrozumie, coś nie tak powie. To jest proces. My dopiero się stajemy. Pierre Abaelard, jak mówi Jean Vanier, ujął tajemnice miłości Boga w człowieka w formie pytania. Powiedz proszę co ujrzał w tobie Ten co nie potrzebuje niczego, a jednak chcąc cię pozyskać dla siebie, zwyciężył tortury śmierci, tak strasznej i haniebnej. Bóg w nas nie musiał coś ujrzeć co byłoby godne miłości. To my tak myślimy, że jeśli mam być kochany, to muszę być jakiś, muszę coś mieć, muszę coś zrobić. Ale jest to myślenie bardziej utalitarne, takie użyteczne. Myślenie tego świata. Bóg ma inną miłość, kompletnie inną. Kiedy małe dziecko się rodzi, jest niemowlęciem, jest na rękach u matki, to tym małym niemowlęciem, przepraszam za porównanie, nie można posprzątać dywanu. Tym małym niemowlęciem nie można ugotować niczego. Tym małym niemowlęciem nie można wbić gwoździa w ścianę. Tym małym niemowlęciem nie można wymyć szyb. Tym małym niemowlęciem nie można się posłużyć do niczego. To dziecko do niczego się nie nadaje. Wiecie, do czego się nadaje? Do sikania i robienia kup. Ono się tylko do tego nadaje. A jednak to dziecko bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo kochane, a się do niczego nie nadaje. I matka w domu nie mówi tak: ja odkurzacz bardziej kocham niż dziecko, ponieważ odkurzaczem coś zrobię, a dzieckiem nic nie zrobię. I Bóg też tak nie powie do ciebie, kochamy tych, którzy się do czegoś bardziej nadają, a nie tych, którzy się do niczego nie nadają. On cię kocha, bo jesteś dzieckiem, a nie dlatego, że coś z ciebie ma, albo coś z ciebie nie ma, albo może cię do czegoś użyć.
W dobrej wierze czasem mówimy, że jesteśmy narzędziami w ręku Pana, ale to mi się tak kojarzy, jakby On był takim instrumentalistą i mówi: No chcę cię mieć, bo jesteś moim narzędziem, do czegoś mi jesteś potrzebny. W tym myśleniu trwa pewna zasadzka, pogańska zasadzka. Bóg owszem chce mieć narzędzie, ale najpierw narzędzie, której jest dzieckiem, a nie narzędzie, które nie jest dzieckiem. Bo kiedy się przyzwyczaimy się myśleć tylko w ten sposób, że On chce mieć tylko narzędzia, to będziemy również klasyfikować siebie w ten sposób, że jeśli ktoś do czegoś się nadaje, to jest kochany, a jeśli nie, to nie jest kochany. To jest zasadzka, takie myślenie. On nie dlatego cię kocha, że jesteś młotkiem, tylko dlatego, że jesteś dzieckiem. Bóg nie musiał w nas zobaczyć coś, co się nadaje do miłości, ciebie zobaczył. I to wystarczy, żeby kochać. On natomiast jest taką miłością, że musi się dawać komuś, zaś może się najpełniej ofiarować. Komu może się najpełniej ofiarować. W jakie naczynie można wlać najwięcej płynu? W takie, które jest już jest wypełnione do jakiejś części płynem, czy takie, które jest zupełnie puste? Więc, w takich którzy są najbardziej puści wewnętrznie, mówią: ja mam taką pustkę, pustynię, jestem opuszczony, przeżywam opuszczenie, samotność, spustoszenie. To jest naczynie najpełniejsze. Czy komuś kto jest samowystarczalny Bóg może objawić miłość. Silny, radzący sobie, spełniony, zadowolony z życia, po co mu jeszcze radość, jak ma zadowolenie z życia. Oczywiście ma takich ludzi, ale są tacy, co założyli takie maski. Włożyli pancerze Goliata, wybudowali sobie mury chińskie mocy i dlatego Bóg o tyle im się nie może ofiarować, o ile komunikują, że nie potrzebują wsparcia, miłości, albo tak mówią: tak Panie, my chcemy miłości, ale tak naprawdę nie chcemy, bo jest wszystko w porządku. Uznajemy to za objaw słabości, kiedy wolimy pisać o miłości, albo ją oglądać lub podglądać, niż po prostu przyznać się przed Bogiem, że potrzebujemy być kochani.
Niektórym Bóg czyni łaskę i poddaje różnym zabiegom, czasem upokarzającym, możemy powiedzieć okaleczeniom (tylko pomyślcie dobrze, bo myślę szerokimi pojęciami, żeby nikt się nie zgorszył tym, co mówię), które ostatecznie uniemożliwiają nam nawet udawanie silnych. Tak jak z Jakubem było. Spotkał go Anioł i musiał być kulawy do końca życia, żeby przestał udawać, że sobie ze wszystkim radzi, że nie potrzebuje Pana Boga, że on sobie sam swoją inteligencją poradzi z rzeczywistością. To było uzdrawiające okaleczenie. U Pana Boga często sprzeczności się uzupełniają, a nie przeczą sobie. Niekiedy są to tak mocne obnażenia naszej potrzeby bycia kochanym w prawdzie,
w słabości, że wydaje nam się, że Bóg odchodzi i szczególnie na drodze charyzmatycznej to doświadczenie jest nam zadane. Bo to jest droga miłości. W ogóle to on ma dwa sposoby uświadomienia nam, czego nie chcemy sobie uświadomić, że go potrzebujemy w słabości. Po prostu czyni nas niezmiernie słabymi i bezbronnymi, wręcz okaleczonymi po pierwsze, albo odsuwa się od nas, sprawiając, że jak dzieci, które straciły z oczu tatę, biegniemy za Nim w ciemnym korytarzu, tym usilniej, z tym większą determinacją, im bardziej staje się On niewidoczny. I tu zacytuje znowu Vaniera: to tajemnica, ale coś takiego przydarzyło się Teresie z Liseux. Kiedy miała około 10 lat, przeżywała silną psychozę. Nie mam wątpliwości, pisze Vanier, że był to rodzaj psychozy. Kiedy leżała na łóżku w pokoju, w którym przebywali inni ludzie, nie mogła otworzyć oczu. Gdy pokój pustoszał, otwierała oczy. Był to więc lęk przed więźniami z ludźmi. Bała się nawiązać relacje z ludźmi. Potworny lęk, który wypływał stąd, że jako dziecko przeżyła wiele rozstań, okaleczeń. Trafiła do mamki, która kilka lat później, miała wtedy 4 lata zmarła, zmarła jej matka. Później opuściła dom jej ukochana siostra Paulina, przepełniał ją zatem potężny lęk, nie potrafiła nawiązywać kontaktów, bo ciągle traciła kogoś ukochanego. Bała się więc jakiejkolwiek więzi, bo znowu ból. Właśnie dlatego uciekła do świata psychotycznego. Dopiero kiedy spojrzała na figurkę Madonny i dostrzegła jej uśmiech, odkryła, że jest kochana. Ale to doświadczenie było potrzebne jej. Dużo później, mniej więcej 1,5 roku przed śmiercią, przeżyła kolejne rozstanie. Czuła się opuszczona przez Boga, wszyscy o tym już wiemy, wątpiła w Jego istnienie, ale teraz mogła znieść to opuszczenie. Wcześniej musiała się posłużyć psychotyczną ochroną, kryjówką. Teraz już nie, bo ujawniła się łaska. Widać zatem, że obecność Boga pozwala nam znosić cierpienie i przezwyciężać je ku radości, ku zmartwychwstaniu. Wcześniej Teresa nie mogła znieść cierpienia. Mogła wpaść w trwałą, pogłębiającą się psychozę, ponieważ była ogromnie wrażliwa. U schyłku życia mówiła wierzę, bo chcę wierzyć, a nie dlatego, że chce mi się wierzyć. Kiedy się schodzi w głąb ciemności, wiara przestaje być uczuciem, a staje się cienką nitką, która spaja. Istniało w tej kobiecie jakieś najgłębsze pragnienie. To miłość kazała Teresie wierzyć. No i tu jeszcze raz przypomina nam się ten Jakub, jednocześnie przeżywający ciemność i okaleczenie. Albo Paweł, który został okaleczony ślepotą i doznał upadku, osłabnięcia. Wreszcie Mojżesz, który przeżywał wiele wątpliwości co do wartości swojej osoby i przydatności jako wodza. Pamiętacie, co on powiedział, kiedy Bóg go wzywał na wodza: ja jestem mężem, który ma ciężkie mówienie, moje usta są twarde. Tak mówił w 3 rozdziale, do Boga, Księgi Wyjścia. I w języku hebrajskim, użyto tam słowa kawod, to znaczy 'twarde usta’, które oznaczają również chwałę oddawaną Bogu. Bo kawod znaczy zarówno chwała, jak i coś twardego, ciężkiego. I on mówi, ja mam ciężkie usta i w tym momencie też doznał olśnienia, bo wypowiedział słowo, które znaczy oddać chwałę Bogu. Bo Bóg chwałę będzie przez jego okaleczanie objawiał. Nie wiadomo czy on był jąkałą, czy miał zahamowania, czy po prostu seplenił. No coś było z tymi ustami nie tak, a Bóg mówi: ty będziesz właśnie wyrazicielem Słowa Bożego. Ty, bo jesteś najsłabszy w mówieniu. On się wstydził mówić, miał kompleks. Aaron za niego mówił, ale było i tak, że Mojżesz mówił. I najważniejsze słowa dla Izraela Bóg wyraził przez kogo? Przez słabego, kruchego jąkałę. Rozważ to, że nie musisz się bać niczego w swoim życiu co jest słabe, co jest twoim kompleksem, twoją słabością. W jego życiu, w życiu Mojżesza było bardzo dużo nocy i ciemności. Pamiętacie? zaraz go powołał Bóg na wodza, i w 4 rozdziale Księgi Wyjścia, na samym początku, jest tajemniczy tekst, który zdumiewa do dzisiaj wielu ludzi, dlaczego tak się stało, że Bóg po powołaniu, obdarowaniu Mojżesza charyzmatami dał mu laskę, którą mógł robić różne rzeczy. Pokazał mu, że ma władzę nad chorobami, nad zdrowiem, bo wyjął rękę trędowatą, włożył zdrową jeszcze raz. Dał mu słowo, zdolność przemawiania. I nagle Mojżesz zatrzymał się w pewnym miejscu na nocleg, czyli znowu przyszła ciemność w jego życiu, i wtedy spotkał go Pan. Stare midrasze mówią, że spotkał go Archanioł Uriel, Mściciel Boży i jest napisane, że Pan go chciał zabić. Proszę bardzo, kto chce, niech się zgorszy tym. Tak Bóg chciał zabić Mojżesza. Trzeba by napisać może do Pana Boga list i powiedzieć, jak Ty Panie Boże możesz mówić później nie zabijaj, piąte przykazanie. Chciał go zabić. Sefora wzięła ostry kamień, odcięła napletek swojego syna i dotknęła nim nóg Mojżesza. Nogi w języku biblijnym to eufemizm genitaliów. Mówiąc oblubieńcem krwi jesteś dla ty mnie i odstąpił od niego Pan. Wtedy rzekła oblubieńcem krwi jesteś przez obrzezanie. O co chodzi? Powołuje go, uzbraja go w charyzmaty, za 24 godziny chce go zabić. Co to znowu za Pan Bóg. Gdybyśmy chcieli literalnie zrozumieć to doświadczenie, to nie pozostaje nam nic innego, tylko chropnąć Biblię w kąt, wyjść i zgorszyć się Bogiem, chyba że odkryjemy głębię tego przeżycia.
Pismo Święte mówi i tradycja żydowska mówi o tym, że Bóg dotknął go, Mojżesza, takim doświadczeniem ponieważ Mojżesz nie chciał obrzezać swojego syna. I dlatego żona szybko wzięła, obrzezała syna, dotknęła genitaliów swojego męża tym napletkiem i wtedy Anioł odszedł, niszczyciel. O co chodzi w tym przeżyciu? Bóg nie chciał mieć takiego wodza, który nie chce przyjąć zranienia, który nie umie sobie poradzić ze zranieniem. Który mówi: no dobra, jestem wodzem, ale moje dziecko nie może cierpieć. To nie jesteś wodzem. Bo my wielbimy Pan zranionego, ale sami mówimy: Tak Panie nawet moje zranienia …, ale koniec ze zranieniami. Mamy bardzo złe pojęcia o zranieniu, nie- Boże zranienie, nie- Boże pojęcie. Chrześcijanin się niczego nie boi nie. Miłość nie zna lęku, do tego chce nas przygotować. Dlatego zsyła czasem taką ciemność, taką noc, żebyśmy umieli przyjąć wszystko, on nas przyśpiesza, pośpiesza, przynagla. Mówi: przyjmij to. Okaleczenie, które jest jednocześnie znakiem przymierza nie, bo czym było obrzezanie. Znakiem przymierza. Pan go chciał zabić, o mało co umarł, bo obecność Boga powoduje coś takiego w człowieku, że życie z nas też uchodzi. Ale pamiętacie, że Bóg chciał zabić Mojżesza, ponieważ nie obrzezał dziecka, czyli nie zranił go. Mojżesz chciał mieć niezranione dziecko. Możemy to też zrozumieć w sensie psychologicznym, że sam, jako dziecko nie chciał być zraniony. Że on, to wewnętrzne dziecko, które w nas jest, chciał zachować od bólu. Ale wtedy nie ma miłości. Mojżesz chciał mieć niezranione dziecko. Dziecko, które nie jest okaleczone, które nie jest poranione, nie jest osłabione. Obrzezanie, to przecież okaleczenie. Czy nigdy nie zastanawialiście się, dlaczego Pan ustanowił taki akt przymierza, kazał naród wybrany obrzezywać? Przecież to jest najbardziej unerwiona część ciała ludzkiego, jeśli się nie mylę. Może ktoś z medycyny mnie poprawi. Jak można zadawać ból w takim miejscu i mówić, to będzie znak przymierza? Bóg o mało co za to nie pozbawił go życia, że Mojżesz nie przyjął takiej koncepcji istnienia i drogi do zbawienia. Dlaczego Bóg chciał takiego znaku przymierza? Dlaczego okaleczony naród miał być wybranym? Myślę, że tym spośród was, którzy przeżywali cierpienie, pobyt w szpitalu, którzy noszą ślady zranienia, jakiegokolwiek typu fizycznego, psychicznego, uczuciowego lub mają jakiekolwiek powody do tego, żeby się czuć gorszymi, i z powodu ciała i ducha, powinny te słowa przynieść zrozumienie woli Boga i wielkie pocieszenie. Powiem dalej uzdrowienie: On chce mieć ciebie takim tak. On w tym co najbardziej cię bolało, w tym jestem najbliżej ciebie. To nie chodzi o to, żeby kolekcjonować zranienia. Wystarczy przyjąć to, co się ma i odkryć w tym znak przymierza z Bogiem, znak podobieństwa do Chrystusa zranionego, jeśli już mamy Wielki Post. To takiego Chrystusa też odkryjmy. I odkryjmy radość w Chrystusie zranionym. On nie chce mieć w tobie supermena, batmana, herosa, atletę, modelkę, kogoś, kto chlubi się ciałem, mocą, idealną sylwetką, pięknem ciała. Lecz kogoś takiego, jak Paweł, który pisze o sobie, że chlubi się słabością. A w miejscu, które mówi o obrzezaniu, daje chrześcijanie wyjaśnienie tych zranień. Przecież ja na ciele swym znoszę blizny, znamię przynależności do Chrystusa – Galatów 6,17. Bóg może kochać tym więcej tych, którzy czują się słabi, którzy mają istnienie z defektem, którzy pośród innych są mniejsi, słabsi, śmieszniejsi, obarczeni upokarzającymi zaletami, zranionymi. Każda łaska przyniesiona przez Anioła wywoływała zamieszanie, osłabienie człowieka. Przypomnę Daniela w 8 rozdziale jest napisane: „Gdy ja, Daniel, oglądałem widzenie i roztrząsałem jego znaczenie, oto stanął przede mną ktoś o wyglądzie mężczyzny, i usłyszałem głos ludzki nad [rzeką] Ulaj, który wołał tymi słowami: „Gabrielu, wyjaśnij mu widzenie!” odszedł więc on do miejsca, gdzie stałem, a gdy przybył, przeraziłem się i padłem na twarz. I powiedział do mnie: „Wiedz, człowieku, że widzenie odnosi się do czasów ostatecznych”. Gdy on ze mną rozmawiał, padłem oszołomiony twarzą ku ziemi, wtedy dotknął mnie, postawił mnie na nogi (…) Widzenie zaś o wieczorach i rankach, jakie opowiedziano tobie, jest prawdziwe. Ty jednak widzenie okryj milczeniem, bo dotyczy ono dni odległych” Wtedy mnie, Daniela, ogarnęła niemoc i chorowałem przez [wiele] dni. Następnie wstałem i załatwiałem sprawy królewskie; byłem jednak poruszony widzeniem, gdyż nie mogłem go zrozumieć.” Anioł jest tak potężny, że prorok Daniel popada w osłabienie, ale to osłabienie jest jednocześnie uzdolnieniem do głoszenia słowa. Jednocześnie w czasie tych osłabień, Daniel ma wizje prorocze. Jest podniesiony pewną ekstazą. Obecność Anioła z jednej strony osłabia, z jednej umacnia. Osłabia nasze ciało, nasze naturalną żywotność, za to wzmacnia duszę, nasze zdolności duchowe. Kto się modli do Aniołów nie zostanie takim jaki był. Modlitwa pośród Aniołów, a niestety my wchodzimy pośród Aniołów, przez czy na szczęście, przez uwielbienie Boga. Spotkanie z łaską, zawsze człowieka przemienia. Przemienia często przez osłabienie, przez cierpienie. Zewnętrznie może przybywać nam problemów, albo słabości, przykrości, cierpień, ale wewnętrznie to jest ważne stajemy się radośniejsi, silniejsi i pełni pokoju, dojrzalsi. Dla nas chrześcijan radość, pokój i miłość nie jest ucieczką przed cierpieniem, smutkiem, zwątpieniem. Tylko jest przezwyciężeniem tych doświadczeń.
Słowo Boże przenikamy, ponieważ również dajemy się Bogu przeniknąć z miłością. Nasze modlitwy nie muszą grzęznąć po drodze do nieba, serce staje się czyste i pokorne, niekiedy zostajemy umocnieni zdolnościami cudotwórczymi i to wszystko przy wielkim osłabieniu. Im większe i cudowniejsze dary Aniołowie przynoszą człowiekowi, tym w skromniejszych opakowaniach. Dlatego w wzmocnieniu Ducha towarzyszy często słabość ciała, a wyniesieniu duszy aż do nieba często poniżenie na ziemi. Wódz po bitwie odznaczał przede wszystkim tych wojowników, którzy byli najbardziej zranieni.
Przypomina mi się historia Floriana Szarego. W bitwie pod Płowcami został zraniony trzema włóczniami w brzuch. Kiedy Władysław Łokietek go zobaczył na polu bitwy, nadał mu herb, w którym widniały trzy włócznie. Uczynił go szlachetnym, ponieważ odniósł rany. Czy Bóg ma mniejszy gest? To właśnie twoja rana, twój defekt, czyni cię arystokratą miłości Boga. Nie musisz się tego wstydzić, tylko odkryj w tym chwałę i powiedz: Wielbię Cię właśnie za to, czego inni by się właśnie wstydzili, albo baliby się odkryć, od czego może właśnie uciekają, a ja Cię w tym wielbię.
Najpiękniejsza księga biblijna sławiąca miłość Boga do ludzkiej duszy mówi, że Oblubieniec ukochał nawet taką duszę, która była aż ciemna, nawet czarna od grzechów. Wiecie o jakiej księdze mówię – Pieśń nad pieśniami. Zniewolona jak koń w zaprzęgu faraona, nikt nie może się czuć odrzucony uprzednio przez miłość Boga. Nasze grzechy nie powinny nam mówić, nie jesteś godny miłości. Powinny ci powiedzieć: dopuściłem się was. Tak powinieneś sobie powiedzieć, dopuściłem się tych grzechów, ponieważ pragnę miłości. I ciągle nie wybieram tej, co potrzeba, to jest pomyłka. Mówi Pieśń nad pieśniami: Pociągnij mnie za sobą! Pobiegnijmy! Wprowadź mnie, królu, w twe komnaty! Cieszyć się będziemy i weselić tobą, i sławić twą miłość nad wino; [jakże] słusznie cię miłują! Śniada jestem. Śniada to jest jaka ciemna. Nawet w języku hebrajskim jest użyte słowo sziochar, tzn. czarna, mroczna jestem. Dusza mówi mroczna jestem. Lecz piękna, córki jerozolimskie, jak namioty Kedaru, (Kedar po hebrajsku znaczy smutek, mrok, smutek, ciemność. Mówi jestem mroczna, ale piękna jak namioty smutku jak zasłony Szalma, pokoju. Nie patrzcie na mnie, żem śniada, że mnie spaliło słońce. Synowie mej matki rozgniewali się na mnie, postawili mnie na straży winnic: a ja mej własnej winnicy nie ustrzegłam. Metafora grzechu, że nie ustrzegłem się w pokusie, że moja winnica, moja dusza została spustoszona przez grzech. O ty, którego miłuje dusza moja, wskaż mi, gdzie pasiesz swe stada (czyli gdzie są Twoje wspólnoty), gdzie dajesz im spocząć w południe (czyli wtedy, kiedy najbardziej grzeje słońce), abym się nie błąkała wśród stad twych towarzyszy. Jeśli nie wiesz, o najpiękniejsza z niewiast, pójdź za śladami trzód (naśladuj tych, którzy są we wspólnocie) i paś koźlęta twe przy szałasach pasterzy. Wiecie kim są pasterze, niekoniecznie kwalifikowany kapłan, czy lider, czy biskup. Pasterzem jest przede wszystkim ktoś, kto ma pasterskie serce. Do zaprzęgu faraona przyrównam cię, przyjaciółko moja. Dodajcie z boku, co to za porównanie, gdybym powiedział narzeczonej: słuchaj jesteś jak koń w zaprzęgu, kobyła przepraszam. Do zaprzęgu faraona przyrównam cię, przyjaciółko moja. Chodzi o klacz, która jest w zaprzęgu w rydwanie, cała obwiązana tym oporządzeniem, chomątami. Faraon ją trzyma tak i gdzie chce to musi klacz biec. Tak jest dusza nasza czasem uwiązana w grzechu. Ale zobaczcie, co Bóg mówi: Do zaprzęgu faraona przyrównam cię, nie mówi ty idiotko. Przyjaciółko moja. On ją kocha, mimo tego zaprzęgu.
Gdy król wśród biesiadników przebywa, nard mój rozsiewa woń swoją. Kto to nardem oblewa nogi Chrystusowi? O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jak piękna, oczy twe jak gołębice!, czyli masz oczy Ducha Świętego. Masz oczy, które ciągle wzlatują ku górze, masz oczy, które tęsknią za niebem. Dlatego jak gołębice. Jak gołębice, ponieważ od razu się płoszą kiedy pojawia się grzech, nieprzyjaciel.
Zaiste piękny jesteś, miły mój, o jakże uroczy! Łoże nasze
z zieleni. Belkami domu naszego są cedry, a cyprysy ścianami.
I oto łoże miłości, widzicie?
Niech to Słowo sięgnie twojej duszy i odczuj miłość Boga. Boga, który cię kocha i kocha cię również w tym, w czym ty siebie dotychczas może nie lubiłeś, nie lubiłaś, a może nawet nienawidziłeś siebie. Kocha cię nawet w twoim okaleczeniu i ty odkryj radość z tego. Wtedy ta radość będzie naprawdę prawdziwa. Nie myśl, że Bóg kocha cię dlatego, że masz wesoły humor, że jesteś wspaniałym człowiekiem, że odciąłeś się lub odcięłaś od czegoś, co się wlokło za tobą latami. On cię kocha w twoim zaprzęgu. On cię kocha w twoim uwiązaniu. On cię kocha nawet w twojej niewoli, nawet w twoim bólu i w smutku. I w tym wszystkim odkryj radość i pokój, wdzięczność, że Jego miłość sięga tak daleko w ciebie. Że Jego miłość sięga w duszy, w krajobrazie twojego serca, nawet w takie miejsca, w których ty już nie masz miłości do samego siebie. Odkryj tę miłość. Niech twoje uwielbienie będzie prawdziwą wdzięcznością. Nie wdzięcznością, którą wypada wyrazić Bogu, ale wdzięcznością, która jest przekonana o tym, że Bogu należy być wdzięcznym. Módl się. Niech twoje serce mocniej zabije przed Panem, Panem Chwał. Panem Chwał, że On chwałę daje wszędzie, a nie tylko w niektórych miejscach twojego życia. Panem Chwał, ponieważ On ma niektóre gatunki chwał. Panem Chwał, ponieważ On pozwala ci chwalić Go nawet w tym, co nie jest godne chwały. Chwal Go.