Powiedzenie, że „pycha wierzga w trumnie jeszcze piętnaście minut po śmierci”… trafiło w punkt – w nasze chrześcijańskie poczucie humoru. Właściwie już na początku nawracania każdego z nas pojęcie pychy pojawia się przy okazji wielu sytuacji. I tak naprawdę nie mamy trudności z nazwaniem i zauważeniem jej. Trudność polega na przyjęciu prawdy o tym, że jestem pyszny. Ktoś wielokrotnie zwracał Ci uwagę, że jesteś np. złośliwy. Mało tego – Ty o tym doskonale wiesz, że tak jest. Ale tak sobie w głowie pokombinujesz, że wychodzi na to, że Twoja złośliwość to raczej zaleta niż wada. Bo nazwiesz wypowiedziane przez Ciebie słowa niewybrednym żartem … faktem…właściwą uwagą….ba… a nawet troską o drugiego! Przecież wciąż powtarzamy o dążeniu do prawdy, o byciu autentycznym. No to, co robisz? Walisz prawdą prosto w oczy, myśląc, że właśnie spełniłeś dobry uczynek. Napomniałeś brata, siostrę. A że było to trochę kąśliwe? Pan Jezus też napominał, też potrafił krzyknąć, a nawet i zdarzyło Mu się poprzewracać stoły. No właśnie – Pan Jezus. Najwyraźniej pomyliłeś miejsce w szeregu. No ale mamy być jak Jezus, żyć jak Jezus, myśleć jak Jezus – niejeden się z nas oburzy. Mamy poddawać się Duchowi Świętemu, prosić Go o prowadzenie. Gdzie tu logika! Powiesz, mam dość! Jedno mówią, drugie każą robić! Nie zapominaj jednak, że Duch Święty działa tu i teraz. Pouczenie od Niego przychodzi w danym momencie. Jeśli zatem po raz setny ktoś Ci powtarza, że to co powiedziałeś rani drugiego, to raczej nie Duch Święty to zrobił. Ale co…że jak? Nie. Co to to nie! Nie może to być prawdą! Takie myśli Cię dopadają. Kiedy zaczyna do Ciebie docierać, że to jednak nie Ty masz rację, a inni pojawia się złość ( nie myl ze złośliwością ). Potem bunt. Może nawet i chce Ci się płakać. Wciąż masz problem z przyjęciem prawdy o sobie. Pamiętaj – jeśli pytałeś o to Boga i odpowiada Ci przez inne osoby, które potwierdzają, że faktycznie jesteś złośliwa/y – wybacz, ale taki właśnie jesteś. I co teraz? Postępujesz tak samo jak w każdym innym przypadku. Tak taka, taki – jestem. W razie konieczności spowiedź, potem praca nad sobą i powściąganie języka.
Taki sam schemat można rozpatrzeć choćby na przykładzie plotkowania. I nie tłumacz się, że Ty tylko o faktach mówisz. Zawsze gdzieś, ukradkiem nawet, wkradnie się osąd, obmowa, jakieś oskarżenie. Zresztą Twoja ciekawość na temat innej osoby, i tak sprowadzi się do mówienia o drugim. Tacy jesteśmy. Przyglądaj się swoim reakcjom, kiedy zaczyna się mówienie o drugim. Czy przypadkiem nie wystawiasz bardziej ucha i nie wyciągasz szyi? I znowu zarzucisz: to co? Może już w ogóle nic nie mówić? A może czas wprowadzić Jezusowe: „niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie’”. W tym miejscu należy być ostrożnym Można bowiem od wielomóstwa przejść w milczenie, ale uwaga – niepozbawione złośliwości. Skoro tak – to w ogóle nie będę mówić- – tak sobie wymyśliłeś. Uważaj, bo wpadniesz w kolejną pułapkę. Powiesz, jakie to wszystko trudne. Ale kiedy uświadomisz sobie, ze Bóg właśnie w ten sposób „wyprasza z Ciebie wszystko to, co Mu się nie podoba w Tobie” – perspektywa ulega zmianie. Bóg nie chce, abyś był złośliwy, abyś była kąśliwa, żebyś zajmował się obmową, osądzał innych. Dlatego ujawnia twoje słabości, pokazuje Ci, gdzie jeszcze nie domagasz, co trzeba naprawić.
Nie złość się więc, słuchaj i pytaj co mówią o Tobie inni, zwłaszcza Twoi najbliżsi. Oni wiedzą najlepiej, jaka, jaki – jesteś. A jeśli wciąż masz problem, żeby to przyjąć, to znaczy że Twoja słabość ukryła się bardzo głęboko, a diabeł robi wszystko, żebyś się do niej nie przyznała. Dlatego wkłada Ci myśli, że to TY MASZ RACJĘ, a cała reszta po prostu się myli. Nie daj się! Otwórz oczy i słuchaj, co o Tobie mówią inni!