konferencja do wysłuchania tutaj
Mamy okres Wielkiego postu i zwykle w tym czasie z serca staramy się zbliżyć do Boga. Intuicyjnie czujemy, że w okresie Wielkiego Postu trzeba się jakoś uniżyć przed Bogiem. Liturgia Słowa Bożego jak reflektor na początku Wielkiego Postu przypomina Chrystusa na pustyni i że On był kuszony przez szatana. Kościół proponuje, żebyśmy ujęli sobie z jedzenia, z grosza, z pewnych rozrywek, żeby się trochę wycofać z życia. Przede wszystkim o to chodzi, aby znaleźć trochę czasu na samotność, na Pana Boga. Ale i Duch Święty w okresie Wielkiego Postu szczególnie niektórych z nas, bracia i siostry, dotyka palcem cierpienia albo jakiegoś wyjątkowego doświadczenia, które wydaje się przeszkodą, np. niektórzy z nas postanawiają sobie w Wielkim Poście coś zrobić dla Pana Boga, ująć sobie z pożywienia czy z jedzenia, a tu wbrew wszystkiemu właśnie w Wielkim Poście – w drugą stronę, chce się jeść albo chce się palić, chce się pić albo chce się coś innego. I właśnie w okresie Wielkiego Postu wychodzą z człowieka takie pokusy, takie demony, takie myśli, że wcześniej tego nie widziałeś. Mogą przyjść na ciebie takie doświadczenia, które cię złamią, np. zniszczą twój obraz pobożności, jaki masz o sobie, twoje wyobrażenie o tym, że jesteś godziwym chrześcijaninem. Może przyjść takie doświadczenie, że cię splami. Przecież tak chciałem dobrze, a to wszystko w drugą stronę poszło. I powiesz: Boże, dlaczego? Bo ten Łazarz musi wyjść na zewnątrz. To też jest łaska, że Bóg pozwala czasem doświadczyć czegoś trudnego albo kompromitującego, żebyś tego Łazarza nie wypchnął, bo stracisz kontakt z prawdą. I chociaż szczególnie wspólnoty odnowy mają charyzmat radości, to jednak dogłębnym charyzmatem radości jest to, żeby umieć się zaśmiać na dnie kopalni, na dnie studni, na dnie piekła, żeby umieć radować się nawet wtedy, kiedy inni już rozpaczają. To jest charyzmat. I Pan cię do tego uzdalnia przez dzisiejsze słowo. Chcę, żeby cię uzdolnił, proszę Go o to, żeby cię uzdolnił, byś odkrył sens w czymś, co wydaje się bez sensu, a co być może dotknęło cię w okresie Wielkiego Postu. Może być to twój syn, twoja córka, twój mąż, twoja żona, ty sam. Doświadczenie, przeżycie, może nawet grzech, coś co zupełnie cię wytrąciło z równowagi, coś czego nie rozumiesz.
To, czego nie rozumiemy i co nas spotyka, często jest palcem Bożym. Powinniśmy mieć dużo zaufania do Boga. Nigdy nie rozpaczaj. Umiej odnaleźć radość nawet wtedy, kiedy wydaje się, że wszystko jest smutkiem. Po tym wstępie jeszcze Wam przypomnę jedną rzecz: Bóg cokolwiek czyni na świecie, czyni ze swojej dobroci, z miłości. My w to wierzymy, ale przychodzą takie chwile, kiedy nas rozrywa, kiedy mamy kryzys, czujemy rozdarcie, w uczuciach, w sercu, w umyśle. Zwątpienia, ból. Przychodzi wtedy zwątpienie w to, że Bóg robi coś z dobroci. Mam ochotę wtedy Go oskarżyć. Powiedzieć: dlaczego to na mnie zesłałeś? I aż hamujemy się przed tym, żeby nie przekląć Go. Są takie momenty. Bruno z Kolonii, charyzmatyk, który założył wielką kartuzję i miał dar proroctwa, charyzmat czynienia cudów, przez 52 lata dla równowagi był obdarzony pokusą bluźnierstwa. W czasie mszy świętej i w czasie innych nabożeństw cisnęły mu się straszne myśli do głowy, słyszał okropne słowa. Bóg go w ten sposób równoważył. Wiele ludzi nie rozumiało, dlaczego mu się to przydarzało, ale on w końcu zorientował się.
Pamiętacie św. Pawła, który ze względu na to, że został porwany do trzeciego nieba, w języku hebrajskim słowo „nom” to jest miejsce, gdzie są młyny, które mielą mąkę dla sprawiedliwych tego świata, czyli dają Boży pokarm dla sprawiedliwych. Był porwany do trzeciego nieba, żeby zobaczył, że w niebie jest miejsce dla niego. A jednak szatan go policzkował i Bóg zostawił tego policzkującego anioła.
Dlaczego coś ci się takiego zdarza, że doświadczenie cię policzkuje, że życie cię policzkuje, że coś cię rozrywa. Albo są rzeczy, które wydają ci się sprzeczne z twoim powołaniem, z twoim darem życiowym i w tym odnajdź radość.
Jeszcze raz: kiedy Ojciec Niebieski stwarzał świat, Biblia pokazuje, że On każdego dnia rozdzielał. Pierwszego dnia rozdzielał światło od ciemności, drugiego dnia dzień od nocy, trzeciego dnia pojawiła się ziemia, wyłoniła się z otchłani wodnej, później drzewa, zwierzęta, jeszcze wcześniej gwiazdy, ciała niebiskie, ale każdego dnia czynił to samo – rozdzielał jedno od drugiego. W końcu szóstego dnia nawet rozdzielił kobietę i mężczyznę, bo najpierw byli jednością. Bóg zrobił taki podział, że pozwolił mężczyźnie przyjrzeć się kobiecie, a kobiecie przyjrzeć się mężczyźnie. Nie byli zmieszaną chaotyczną masą. Wyodrębnił kobietę i mężczyznę. Nie byli chaosem, ale wprowadził podział, który pozwolił im być jednością. W języku greckim słowo „krino” – „rozdzielać jedną rzeczywistość od drugiej” tworzy również słowo, które my znamy: „krizis”.
Zaryzykujmy: Bóg stworzył świat w sześciu kryzysach i każdego dnia powiedział: To było dobre. I jeśli zdarzają ci się kryzysy w życiu duchowym, co powiesz? Co to jest? Dobre? Jeśli tak, masz widzenie Boże. Więc po tym prologu możemy przejść do Hioba. Teraz już się nie boimy.
Księga Hioba pierwszy rozdział, pierwszy wiersz. Wiecie o tym, że ta księga mówi tylko o jednym etapie życia Hioba, o tym najtragiczniejszym. Nic innego nie było godne natchnienia w życiu Hioba, tylko to, kiedy stracił wszystko. Więc wiesz, co jedynie może być godne w twoim życiu natchnienia Bożego? Kiedy stracisz wszystko. I stracisz ukochane osoby, i wspaniałą pozycję, i powiesz, co za przeklęty okres w moim życiu. W niebie już napisali książkę o tym. A ty to przeklinasz na ziemi. Nic w twoim życiu nie jest pominięte przez Boga, a co wydaje ci się najbardziej godne pominięcia, to jest najbardziej zauważone. Wiesz, że ostatni są pierwszymi. Więc ostatnie przeżycia z twojego istnienia są tam pierwsze.
Otwórz więc Księgę Hioba. Nie można przyjąć życia, którego się nie rozumie. Tym bardziej cierpienia. Skoro już jesteśmy w Wielki Poście, rozważmy to. Tym bardziej cierpienia nie można przyjąć, jeśli się nie rozumie. Kiedy Hiob zrozumiał swoją udrękę, był to jednocześnie dzień uzdrowienia, ale o tym dopiero jest mowa na końcu Księgi Hioba. Gdy zrozumiał, dlaczego Bóg rzucił go na kolana rozpaczy, właśnie wtedy Bóg go wywyższył.
O tym nie wolno ci nigdy zapomnieć, że Pan Bóg nigdy nie dotyka cierpieniem, które nie miałoby się skończyć jeszcze większą radością niż ta, na którą cię było stać dotychczas. Rozumiesz? Jeśli dotknęło cię cierpienie, to tylko dlatego, żeby ci dać jeszcze większą radość niż ta, którą miałaś poprzednio. Patrz na cel cierpienia, wtedy będziesz mógł wołać nawet w środku Wielkiego Postu „Alleluja”. Hiob został uwolniony w tym momencie, kiedy przyjął całym sercem to, co na niego spadło, co go dotknęło. Gdy zgodził się na to, że jest kimś innym niż sobie wyobrażał, gdy zgodził się na taki obraz siebie – że jest trędowaty. W naszej szerokości geograficznej niewielu jest trędowatych, ale jest wielu ludzi, którzy czują się trędowaci. Trędowaty znaczy wyizolowany. On się czuje odosobniony, czuje się gorszy, czuje się zepchnięty, czuje się niedotykalny. On mówi sobie: „Nikt nie powinien się mną zainteresować” – to jest trędowaty. Hiob został uwolniony, gdy zgodził się na taki obraz siebie – że jest trędowaty. Nie jest nam łatwo pogodzić się z kupą naszych grzechów, z gnojem naszych pokus, ze zgniłą stertą naszych uczuć, wcale nie tak zdrowych, jak mogłoby się nam wydawać. I nawet te najpobożniejsze też mają swój smrodek. Czekaj, niech tylko Cię dotknie jakaś przeciwność! Co wyjdzie z tej pobożnej osoby? I o tym mówi Księga Hioba. Kiedy przyszło doświadczenie, Hiob się przeraził samym sobą. I ty też możesz się przerazić, ale nie bój się tego. Nawet jeśli się przerażasz sobą, to też prowadzi do radości. Bo jak Pan jest w twoim życiu, to żadna klęska nie pozostanie klęską, tylko zawsze skończy się zwycięstwem! Bóg chce cię przeprowadzić nawet przez takie sytuacje, w których będzie ci się wydawało, że Boga nie ma albo że Bóg jest twoim wrogiem, albo że ty będziesz wrogiem Boga. Nawet przez to Cię przeprowadzi, nawet przez twój bunt wobec Niego. I wygra, i będziecie jeszcze większymi przyjaciółmi. Bo dobra kłótnia rodzi jeszcze lepszą relację. Każdy chce tylko jedno zrozumieć, że nie jest zgniłkiem, że nie jest buntownikiem, ale to nieporozumienie. Każdy chce tylko jedno przyjąć: że jest zdrowy, dojrzały, bezproblemowy, kochany człowieczek, ale taka wizja tam na górze jest nie do pogodzenia z prawdą o nas. Egzaminator dotąd trzyma ucznia przy stoliku egzaminacyjnym, dopóki nie otrzyma właściwej odpowiedzi. Prawda?
Nie wystarczy nie przeklinać dnia narodzin, trzeba się aż zdobyć na to, by nie przeklinać również pozostałych dni. Zdarzyło mi się kiedyś, że miałem problem z egzaminem w seminarium u pewnego teologa. W ogóle to byłem bardzo dobrym uczniem, miałem wysoką średnią, ale akurat wtedy nie umiałem. Ale udawałem kogoś, kto umie, bo liczyłem na to, że egzaminator spojrzy do indeksu i zobaczy inne stopnie i że się zasugeruje, ha, ha…..ale on nie spojrzał do indeksu i mnie pytał. Próbowałem swoją elokwencją, unikami sprawić wrażenie kogoś, kto umie. Siedziałem sam przed jego intelektualnym majestatem. Wiedziałem, że muszę uczynić wszystko, żeby zdać. Prawda była inna – nie umiałem. Pytał mnie długo, a ja czułem, że ta kupa moich odpowiedzi coraz bardziej cuchnie nie tylko ignorancją, ale też kłamstwem i on coraz lepiej o tym wie. Coraz bardziej stawało się to widoczne, że jestem kłamcą udającym jedynie znajomość obowiązującej wiedzy. W końcu spocony, skompromitowany spuściłem głowę wyczekując tego złowieszczego drapania pióra po indeksie, które mogło oznaczać tylko jedno: że muszę jeszcze raz podejść do tego egzaminu. Tymczasem ten człowiek powiedział tak: Zadam ci jeszcze jedno pytanie. Ostatnie pytanie. Jeśli odpowiesz, postawię ci pozytywny stopień, jeśli nie – spotkamy się jeszcze raz. Popatrzyłem z nadzieją i z niepewnością, ale kiwnąłem głową. I on powiedział tak: Czy uczyłeś się, czy też nic nie umiesz i tylko udajesz? To było najtrudniejsze z zadanych tego dnia pytań. Zdobyłem się na prawdę i powiedziałem: Nie umiem. I udaję, że umiem. Byłem wściekły na siebie. Nienawidziłem się w tym momencie. Postawił mi jednak najwyższą ocenę – za prawdę, za przyznanie się do tego, że udawałem. Kiedy zamykałem drzwi od sali egzaminacyjnej, wcale nie czułem, że mi się udało. Byłem upokorzony, ale zdałem. Coś takiego jest między nami a Bogiem, że On cię przyciśnie na egzaminie, aż wyjdzie, że udajesz. Wtedy cię puści, da ci dobry stopień. Będzie ci wstyd, bo nie zasługujesz, ale przejdziesz. My jesteśmy nieukami, nie umiemy żyć. Tu nie ma człowieka, który wam powie, jak żyć. Ja też nie umiem żyć i wy nie umiecie żyć. Nikt nie umie żyć. Nikt z nas tego wcześniej nie zrobił. Robimy to pierwszy raz, prawda? Pierwszy raz żyjemy na tej planecie. Jesteśmy trędowatymi, zgniłymi draniami siedzącymi na kupie gnoju. Jeśli ktoś tego nie widzi, to jeszcze zobaczy. Ktoś powie, ale ja nie mam grzechów śmiertelnych. Super! Otwórz Izajasz 64,5. Ja nie mam ciężkich grzechów. To dobrze, że nie masz ciężkich grzechów. Twoim ciężkim grzechem może być nawet twój charyzmat, twoim ciężkim grzechem może być nawet to, że uważasz się za lepszego, że jest z tobą dobrze, że nie masz problemu, że nie masz krzyża, że nie masz cierpienia. Tu może ukrywać się twój brud, jeszcze większy jak u innych ludzi. Izajasz 64,5 czy nie jest tam tak napisane: ,,wszystkie nasze dobre czyny są jak skrwawiona szmata ‘’? Dobrze cytuję? Nie zauważyliście, że powinno tam być napisane „wszystkie nasze złe czyny”? Może się pomylił tłumacz, zobaczcie w przypisach. Pomylił się? Jak to jest możliwe, to jest błąd logiczny. Wszystkie nasze dobre czyny są skrwawiona szmata? Normalne to jest? Dobre czyny, czyli to jak mówię: Wielbię Cię, Panie. To jest dobry czyn przecież? A tu mi Biblia mówi, że wszystkie moje dobre czyny są jak skrwawiona szata. Co ty, człowieku, z czego ty jesteś zadowolony? Jałmużnę zrobiłem, biedakowi dałem, a on mi mówi: to jest skrwawiona szmata. Co ty, człowieku, z czego ty jesteś dumny? Poszedłem do zakonu, Panie. Co ty zrobiłeś? Skrwawiona szmata. To co ja mam jeszcze zrobić, żeby Cię zadowolić? To wszystko jest szmata.
Dlaczego Izajasz powiedział: Wszystkie nasze dobre czyny są jak skrwawiona szmata? A jeszcze was bardziej zgorszę, zdenerwuję was, być może ktoś wyjdzie i trzaśnie drzwiami za chwilę. No i dobrze, trudno. Tam pisze „skrwawiona szmata”, co dałoby się po łacinie przetłumaczyć „menstruatae”, wiecie co to jest? Panna menstruatae? Podpaska po użyciu. No to teraz przeczytaj to jeszcze raz: wszystkie nasz dobre czyny, twoje pobożne modlitwy są jak? Już wiesz jak co? Masz się z czego chwalić przed Bogiem? Ja nie mam i ty nie masz. Bo ty mówisz: ja robię dobre uczynki. Ja, Augustyn, jestem grzesznikiem. Przecież ja mam dobre czyny. Twoje dobre czyny są tyle samo warte w obliczu Bożym, co moje grzechy.
To po co ja jestem dobry? – powiesz. Bóg jest dobry, powiedziałby Bóg. Bóg jest dobry. Na murze napisał ktoś: Bóg umarł. Patrzę na napis i myślę: Co z tego, przecież zmartwychwstał. Każdy chrześcijanin o tym wie, że umarł i zmartwychwstał. Bogu nic nie możemy uczynić, a sobie nic nie możemy przypisać. Sobie zaś jeszcze większą krzywdę możemy zrobić, kiedy Jemu wymierzamy cios. Rzucanie kamieni w niebo grozi tylko jednym – że kamień spadnie dokładnie w to samo miejsce, z którego został wyrzucony. My Bogu nic nie możemy zrobić. Życie bez niezastanowienia się nad Nim nie jest warte wieczności. Może dlatego już w pierwszym wierszu tej księgi Hioba jest napisane:
„Żył w ziemi Us człowiek imieniem Hiob. Był to mąż sprawiedliwy, prawy, bogobojny i unikający zła”. Świetnie, żył w ziemi Us człowiek prawy, bogobojny, unikający zła”, bardzo dobra rekomendacja moralna. Ta nazwa krainy pochodzi od hebrajskiego rdzenia oznaczającego naradzanie się, zastanawianie się, przemyślenie i planowanie. Hiob zastanawia się nad sensem życia albo nad tym, czym naprawdę jest człowiek, na czym polega jego istnienie, skoro został stworzony z gliny, czyli z błota, może nawet z bagna moralnego. „Żył w ziemi zastanów się! człowiek imieniem Hiob”. Hiob ma też bardzo interesujące imię, które dałoby się wyprowadzić ze słowa hebrajskiego hiib, tzn. wróg, nieprzyjaciel. Przeczytajmy jeszcze raz: „Żył w ziemi zastanów się! człowiek imieniem nieprzyjaciel”. Czyim on może tu być nieprzyjacielem? Ciekawe, że anioł, który wydobywa z niego chorobę, to nie był Michał Archanioł czy Gabriel. Pamiętacie, co to był za anioł? Szatan, a szatan po hebrajsku znaczy przeciwnik, czyli też wróg. A Hiob ma na imię wróg, przeciwnik. Kto tu jest tak naprawdę wrogiem? Dwaj wrogowie to jeden podzielony człowiek, ktoś by powiedział, nie? Może i tak, szczególnie jak jeden ma na imię Łazarz, a drugi biedak. To podobieństwo nie jest bez znaczenia ani tym bardziej nie jest dziełem przypadku. W Biblii nic nie jest przypadkiem. Nad tym wszystkim trzeba się zastanowić.
Zastanów się, zaplanuj swoje życie zetknąwszy się z Księgą Hioba. To jest dobry post na Wielki Post. Księga Hioba. Czy w nas samych nie ma wrogości do Boga? Ty dobrze przyjrzyj się swojemu sumieniu. Czy tak wszystko jest happy, czy tak wszystko jest w porządku? Czy każdego dnia i każdej godziny w ciągu doby możesz Mu powiedzieć: Alleluja, chwała Panu? Czy nie ma takiej chwili, że chcesz Mu powiedzieć : yyyyrrr, nienawidzę Cię za moje życie! Nie ma tak? Nigdy? Dlaczego tak jest cicho, nie potwierdzacie mi, powinniście powiedzieć: amen, amen. Panie Boże, może tylko mnie się to zdarza, że ja mam jakieś bunty.
Czy nie ma w tobie oskarżenia Boga o to, co się z tobą dzieje? Pomyśl! A może się boisz tego, że będą takie doświadczenia w Twoim życiu, że się wkurzysz na Boga, co? Będą, Bóg Cię przetestuje, tak, tak, sprawdzi Cię, Hiobie! Prawda wychodzi na jaw. Bóg nas bada przez doświadczenia prawdy o nas samych. Miłość jest niemożliwa bez prawdy.
Jeszcze raz przypomnę: w liście św. Jan obsesyjnie zwraca się do Kościoła, do którego pisze ten tekst: ,,Do umiłowanej Pani, którą miłuję w ….w prawdzie.’’ (2J) Co trzeci wiersz jest tak. Po co on to powtarza? Bo to musi dotrzeć do głowy i dlatego ciągle powtarza, że nie ma miłości bez prawdy i Bóg może kochać, kiedy jesteś prawdziwy. A co znaczy prawdziwy? Że ty sam siebie przebadasz? Nie, to doświadczenie musi cię przebadać. Pan Bóg postawi cię w takiej sytuacji, że wszystko będzie wskazywało na to, że Bóg jest twoim wrogiem i wszystko będzie cię kusiło do tego, że ty jesteś nieprzyjacielem Boga, a mimo to zostaniesz jego przyjacielem. Wtedy mogę powiedzieć, że zdałeś egzamin z miłości, że nie udawałeś. Rozumiesz? Bo teraz co można powiedzieć o tej miłości? „Kocham Cię, Panie” – to bez znaczenia. To słowo nie ma wartości. Jest tylko pragnienie miłości, dobre, ładne. A spróbuj Go kochać wtedy, kiedy będzie ci się wydawał szatanem twojego życia na przykład. Są i takie doświadczenia. Hiob właśnie o tym mówi. To strasznie brzmi, kiedy Bóg wydaje się wrogiem twojego życia, kiedy Bóg ci depcze po piętach, kiedy wydaje ci się, że rozwala ci się twoje życie. Ty mówisz: pobłogosław mnie, a tu przekleństwo. Panie, daj słońce – piorun wali. Spróbuj wtedy mu powiedzieć: Jestem Twoim przyjacielem! Przyjaciół poznaje się w powodzeniu, prawda? Tylko dwie osoby się oburzyły. Przyjaciół poznaje się w powodzeniu? Nie. Żebyśmy byli przyjaciółmi Boga, to o co mamy się modlić: o powodzenie, czy o biedę? No i teraz jak się modlić, Jezu, jak się modlić?
Co dalej nam Biblia mówi o biednym Hiobie? Hiob siedzi na kupie gnoju. Macie to przed sobą? Jak już wszystko mu się zawaliło, zniszczyło, umarły mu dzieci, (a tu są osoby, którym dzieci umarły). Rozchorował się, jest trędowaty, wrzody ma jak ten Łazarz, (tu są osoby, które są chore, tu są osoby, które modlą się o uzdrowienie i nie przychodzi do nich uzdrowienie). Hiob się też modlił o uzdrowienie i nie przychodziło. Bo trzeba coś przemyśleć, trzeba coś zrozumieć, zrozumieć sens doświadczenia. Jeśli coś człowiek nie rozumie, to cierpienie nie minie. Jeśli człowiek nie rozumie łaski, która do niego przyszła, to łaska nie minie dotąd, aż wyciśnie z niego zrozumienie.
I co dalej z Hiobem? Zawalił mu się dom, okradli go, jest zniszczony, siedzi na kupie gnoju (tak jest napisane tutaj w Biblii), wziął skorupę glinianą – z takiego materiału uczynioną, z jakiego uczynił Bóg człowieka – by się nią drapać siedząc na gnoju. Tak jest dosłownie napisane: „Rzekła mu żona: Jeszcze trwasz mocno w swej prawości? Złorzecz Bogu i umieraj’’. Ona już miała tego dość, chociaż ją to bezpośrednio nie dotknęło. Owszem, straciła dzieci, straciła dom, pracę, nie wiem co jeszcze, ale nie straciła zdrowia. Być może miała piękne ciało. Mąż siedzi i drapie się dalej i wyciska ropę, ona już miała dość i mówiła: No, nie ma Boga, no nie ma. A on jeszcze wierzył. W języku hebrajskim ta skorupa, którą się Hiob drapał i wyciskał ropę oznacza również naczynie gliniane, garnek – heresz. Hiob wziął skorupy gliniane i zdrapywał z siebie strupy, wyciskał ropę z psujących się ran, zdrapywał skórę jak wąż, który wciska się między kamienie i zrzuca z siebie starą skórę. W tym momencie gdy obumierał jego dotychczasowy kształt istnienia na kupie gnoju czy śmieci, czuł się wyrzucony jak śmieć. Znasz takie doświadczenie, gdy ktoś cię odsuwa jak śmiecia? To się może zdarzyć w pracy, w szkole, we wspólnocie i mówisz: Jak to, ja tu przyszłam się modlić i jak mnie potraktowano? jak śmiecia? Możesz powiedzieć: Chwała Tobie, Panie! Nareszcie zauważył mnie Pan Bóg! Nie żal się, jeśli ktoś cię traktuje jak śmiecia, nie żal się. Masz doświadczenia Hioba, Biblia zaczyna się realizować w twoim życiu, a ty się buntujesz? To tylko te osoby, które czują się jak śmieć, mają prawo wstać i powiedzieć: Jesteśmy wybrańcami! Reszta jeszcze stoi w kolejce! W tym momencie, gdy obumierał jego dotychczasowy kształt istnienia na kupie gnoju – jak powiedziałem – rodził się ktoś nowy wewnątrz Hioba, jakby pod powierzchnią tych ran, tych zranień. Ktoś zdolny być z Bogiem ze względu na wszystko, bez względu na to, czy z Bogiem jest dobrze, czy źle. Umiesz tak? Że się jest z Bogiem ze względu na to, czy się opłaca czy nie, czy jest dobrze czy nie, wszystko jedno – jest się z Bogiem. Jeśli ktoś tak umie, to gratuluję, klęknę przed tą osobą. Jeśli komuś jest wszystko jedno, czy jest mu źle czy dobrze, byle być z Bogiem.
I co dalej? Jeszcze trzech przyjaciół przyszło do Hioba i mówią mu: Ty musiałeś zgrzeszyć, my jesteśmy twoimi przyjaciółmi i dlatego cię oskarżamy. Prawda? My jesteśmy twoimi najlepszymi przyjaciółmi i wytkniemy twój grzech, bo to jest upomnienie braterskie, więc nie czuj się poniżony, ale my z góry patrząc na ciebie powiemy, że musiałeś coś zawalić, musiałeś podpaść Bogu. Bóg się na ciebie obraził, przecież nie spadłoby na ciebie takie nieszczęście z tego powodu, że jesteś dobry. Musiałeś coś źle zrobić.
O tak, to jest prawda, kiedy spotyka nas cierpienie, to pierwsze ujawnia się poczucie winy, prawda? Medycy w szpitalach wiedzą, że ludzie mają często poczucie winy z powodu choroby, z powodu cierpienia. Często interpretują doświadczenie, cierpienie jako rodzaj kary, kara losu, kara za jakiś grzech, a nie zawsze tak jest. Czasem jest dlatego, żeby podnieść wartość waszej przyjaźni. Dziwny ten Pan Bóg. Może się przepiszmy do innej religii? Święty Paweł pisze. Posłuchajcie i miejcie ten obraz, jak Hiob drapie skorupą glinianą swoje rany. A Paweł pisze tak: I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa. I wchodzi Paweł w obraz Hioba. Mówi, że on, Paweł charyzmatyk nad charyzmatyki wie, co to jest doświadczenie Hioba, bo był kilka razy kamieniowany, biczowany, opluty, wyśmiany. Nawet w koszu na śmieci był spuszczony w Damaszku. Prawda? I to przez ludzi ze wspólnoty. I to własnej. Tak że się nie martw. Jeśli się coś takiego dzieje z Tobą, powiedz: Boże, dzięki, dzięki Ci, jestem faworytem Twojej miłości.