o. Augustyn Pelanowski, Księga życia, cz.1, fragm. cz.2

Konferencja do wysłuchania:

Księga życia, część 1

część 2 – fragment do 06:22

 

Życie każdego człowieka jest jak księga, w której są zapisywane różne wydarzenia: nasze myśli, słowa, uczucia i przeżycia, marzenia, wyobrażenia, lęki, modlitwy i stany szczęścia. Po prostu wszystko, co nas spotyka. Wszystko to jest zapisywane gdzieś wewnątrz nas, na obszernych kartach pamięci. Zapewne czytałaś niejednokrotnie książki i były tam rozdziały, które cię wzruszały. Były i takie, które nużyły i były takie, które człowiek chciał czytać kilkakrotnie i takie, do których  się już nie chce sięgać, ponieważ człowiek się ich boi.

Pamiętam, że kiedy zacząłem czytać Biblię, przez jakieś trzy – cztery lata nie czytałem opisów Męki Jezusa. Rozczytywałem się w przypowieściach i cudach, ale gdy zaczynały się fragmenty mówiące o Ogrodzie Oliwnym i o Męce, omijałem je. Bałem się czytać o Męce Jezusa, gdyż przypominała mi moje życie – dramatyczne chwile, do których bałem się wracać i które chętnie wymazałbym z pamięci. Ale czy wtedy moje życie byłoby jeszcze moim, gdybym sobie tak po prostu amputował część  własnej pamięci? Czy ja byłbym wtedy jeszcze sobą? Wszak tylko wtedy jesteśmy sobą, gdy przyjmujemy siebie we wszystkich wymiarach.

W pełni rozwinięta osobowość – albo inaczej mówiąc – dojrzała – jest u tego człowieka, który w pełni zgadza się na wszystko, co przeżył, na wszystko, co stanowi o jego kształcie istnienia. Człowiek pogodzony, to człowiek pogodny – pogodzony z przeszłością i gotowy przyjąć to, co przyniesie mu przyszłość. To człowiek, który wierzy, że we wszystkim jest Bóg. Oto pełnia podobieństwa do Chrystusa.

Cechy, które wyróżniają kogoś takiego, cechy człowieka pogodzonego, który ma w pełni rozwiniętą osobowość, to  – po pierwsze prawdziwość. Jest to ktoś, kto z tą samą gotowością przyjmuje pochwały, jak i nagany. Z tą samą odwagą odkrywa w sobie zalety, jak i wady. Z tą samą szczerością potrafi przypomnieć sobie chwilę chwały, jak i hańby. Wielbiąc oczywiście za wszystko Boga. Emocje i uczucia kogoś takiego wyrażone na zewnątrz są prawdziwym wyrazem jego wewnętrznych przekonań i przeżyć. Po drugie – cechuje go zgoda na siebie, czyli samoakceptacja. Nie uważa się ani za gorszego od innych, ani za lepszego od innych. Wartość swojej osoby nie porównuje z innymi ludźmi ani z tym, co mówią oni o nim inni. Wartość swojej osoby odnosi do Boga. Zgadza się na siebie takim, jakim jest. Zgadza się na swój wygląd zewnętrzny – na jego piękno i harmonię, a także i na defekty własnego ciała. Zgadza się na swoje wnętrze i uczucia. Na swoje przeżycia, na swoje reakcje, na sposób reagowania i na swój temperament. Na swoje zdolności, słabości i ułomności. Na swoją inteligencję i swój intelekt. Na swoje wykształcenie lub jego brak. Na poziom duchowości albo na swoją niedojrzałość. Wreszcie na swoje możliwości, jak i ograniczenia. I przyjmuje i jedno, i drugie. Ma poczucie rzeczywistości. Godzi się z tym, co jest. Jest nastawiony na przezwyciężanie trudów, barier i przeszkód. Po trzecie  – jego wiara w Boga ma podstawę w tym, że wierzy w to, iż Bóg go kocha. I to takiego, jakim go stworzył i takiego, jakim chce go mieć w przyszłości (dzięki upodobnieniu do Chrystusa). Bóg kocha nas takimi, jakimi będziemy w przyszłości z jego darów, a nie takimi, jakimi jesteśmy z naszej zasługi. Wierzy w Boga i w to, że Bóg go stworzył. A skoro Bóg go stworzył, to go kocha. Bo Bóg ma upodobanie w swoich stworzeniach. Wierzy w to, że uczynił wszystko dla miłości jego samego. Stara się zatem trwać przy niezachwianym systemie wartości. Nie ulega łatwo opiniom innych, ma swoje zdanie. Nie jest przekorny, uparty czy sztywny. Swój system przekonań, czyli to, w co wierzy, ciągle poprawia i ulepsza. Przemienia i nieustannie się nawraca, stąd jeszcze jedna cecha – zdolność do samokrytyki. Ma dystans do siebie, umie się z siebie pośmiać. Ma zdolność do zmiany decyzji, jeśli uzna ją za błędną. Umie przyznać się do zła i do błędu, które popełnił. Umie przyznać się też do swoich zdolności i do tego, że potrafi dobrze coś zrobić.

Odmiennie jest u kogoś, kto żyje w niepogodzeniu się ze sobą, z Bogiem, a także z życiem i innymi. Takie niepogodzenie uniemożliwia świętość. Mówi o tym Ewangelia świętego Mateusza rozdział piąty od wiersza 23 do 26 (Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj. Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, gdzie przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz ). Możliwa jest następująca interpretacja tego tekstu. Owym nieprzyjacielem, z którym musimy się pogodzić w drodze, jesteśmy dla siebie my sami. Jeśli żyjemy niepogodzeni na siebie, na innych, na Boga, zamykamy się jakby w więzieniu. Tak jak w tej przypowieści. Najpierw pojawia się dozorca, czyli poczucie zagrożenia. Potem sędzia, czyli nieustanne wyrzuty sumienia. W końcu więzienie, czyli zniewolenia. Są to owoce niepogodzenia. Jeśli ktoś przeżywa samoodrzucenie z powodu jakichś wydarzeń, krzywd, grzechów lub przykrości, będzie miał w sobie dużo nagromadzonej złości, która będzie wybuchać także w niespodziewanych okolicznościach. Taki ktoś będzie też miał pokusę ukrywania tego, czego w sobie nie akceptuje, na co się nie zgadza, próbując podkreślić jakieś idealne cechy, które będzie sobie przypisywać. Im dogłębniejszą ma niezgodę i niepogodzenie na siebie, tym bardziej na zewnątrz będzie się starał przybrać jakieś wartościowe cechy sobie samemu. Albo będzie się też krępował idealnymi, radykalnymi i bezwzględnymi postanowieniami – jakby był dla siebie dozorcą. I to wszystko będzie dla niego jakby więzieniem. Stanie się dla siebie samego dozorcą, wyliczającym się do ostatniego grosza. Wtedy ktoś taki nie widzi już w sobie nikogo wartościowego. Nie umie docenić tego, co już osiągnął. Przeżywa ciągłe poczucie winy. Nie jest pewny swoich decyzji, czuje się bezsilny i bezradny. Nieustannie uważa się za skrzywdzonego, we wszystkim dopatruje się krzywdy. Każdego dnia ma do siebie pretensje, jakieś żale. Źle myśli o sobie i źle traktuje otoczenie. Spodziewa się pogorszenia sytuacji, dlatego wmawia sobie albo przypisuje sobie dodatkowe rozdziały do księgi swojego życia. W tych rozdziałach pojawia się mowa o tym, czego człowiek nie przeżył albo w ogóle nie posiada. Są to przecież rozdziały fikcyjne, wymyślone czy wręcz wymarzone, stąd często przekoloryzowane. W nich przypisywane są cechy, których człowiek nie posiada takie, jak: chwalenie, próżność, maskowanie, udawanie. Wyobraża więc sobie, że powinien być idealny. Narzuca sobie postanowienie, że musi być silny, że zawsze da sobie radę. Wmawia sobie, że jest piękny i inteligentny. Daje wszystkim do zrozumienia, że jest wykształcony i na wszystkim się zna. Wymaga od siebie, żeby wszystko mu się udało. Twierdzi, że wszyscy powinni go kochać, a on powinien uczynić wszystko, żeby tak było. Nie wolno mu w niczym pomylić się, nie wolno mu się potknąć ani doznać porażki. Wymaga od siebie, żeby być zawsze nieugiętym, doskonałym i silnym.

            Teraz możesz łatwo się zorientować, czy żyjesz w zgodzie na siebie, czy też w niepogodzeniu ze sobą. Może być tak, że siódmego rozdziału w ogóle nie chcesz otworzyć. Natomiast dodatkowy zbyt często otwierasz i to przed oczyma innych.

Jeśli żyjesz w zgodzie na siebie, nie ma potrzeby wracać do przeszłości. Ale jeśli drugi, ten dodatkowy zestaw dotyczy w jakiejś mierze ciebie, należy jeszcze raz otworzyć przed Jezusem księgę swojego życia i dokładnie każdy rozdział przejrzeć, a szczególnie – siódmy, poprawić ten siódmy rozdział, dotyczący najtrudniejszych przeżyć. I porównać z życiem Jezusa, żeby doznać Jego uzdrowienia. Zostało napisane: w Jego ranach jest nasze zdrowie. (Izajasz 53,55).

Jakim sposobem Jego rany mogą stać się naszym uzdrowieniem, skoro swoje ukryliśmy w zakazanym rozdziale? Zdrowie przychodzi do nas wtedy, kiedy przekonujemy się, że Jego rany i nasze są podobne, tzn. czynią nas podobnymi, a więc bliskimi. Kiedy jesteśmy do kogoś podobni i ten ktoś nam się podoba, i  my budzimy u tego kogoś podobnie. Na pewno niejeden raz to przeżyłaś, że był ci ktoś taki bliski, kto miał podobne przeżycia do twoich. Podobieństwo budzi miłość, a miłość dopełnia zdrowienia. Miłość usuwa gorycz żalu i trucizny złości. W niebie ma swoją historię. Żeby zobaczyć podobieństwo do ran Chrystusa, trzeba wydobyć na światło własne rany.

Wszyscy wiemy, że szatan jest władcą ciemności. Ale co to znaczy? Tzn. że włada on wszędzie tam, gdzie panuje ciemność. Tzn. że panuje nad wszystkimi kartami tej księgi, które są niewyjaśnione światłem Ewangelii. Światłem Chrystusa. Są one głęboko ukryte przez nas samych, schowane tak, że my sami już do nich nie wracamy. To są sklejone karty i tworzą jeden rozdział – rozdział mroku, do którego nie zaglądamy i nie wpuszczamy tam światła. Boimy się tego. Gdzie lęk, tam nie ma miłości. Gdzie nie ma miłości, nie ma uzdrowienia. Są tam więc zapisane rzeczy, z którymi nie umiemy sobie poradzić. Są tam rzeczy, za które się nie lubimy. I rzeczy, w których doznaliśmy braku miłości od innych. Rzeczy, które nas upokorzyły. Są tam złe uczucia: żalu, złości, nienawiści, niechęci, pragnienia odwetu, bólu, rozpaczy, bezsilności, lęku i niepokoju. I wszystko to napisane mrocznym atramentem. Są tam wspomnienia i obrazy, o których wolimy nie myśleć. Panuje tam ciemność. Wszystko, co ciemne, już nie należy do Chrystusa, który jest przecież światłością. To wszystko należy już do szatana, który jest władcą tego, co ciemne. Oczywiście, nie wolno tego zakazanego rozdziału czytać wszystkim. Należy go jednak otworzyć przed Chrystusem i wobec takiej osoby – osób, do których się ma zaufanie. I tylko dlatego ośmielam się mówić ten list dźwiękowy do ciebie, bo wierzę, że zaufałaś Bogu, że zaufałaś mojej osobie i zamierzam twoje zaufanie wykorzystać dla uwielbienia Jezusa w tobie, w ranach Chrystusa. To moja posługa.

Jest w Apokalipsie taki rozdział, który mówi o tajemniczej księdze, która później jest nazwana książeczką. Chodzi o rozdział 10. Przeczytaj. Księga dotyczy całej ludzkości, ale każdy z nas ma swoją księgę ostatecznych wyroków. Podobno nasza wieczność jest taka, jak nasze życie. Jeśli wszystko, co przeżyliśmy na ziemi, uwielbi Boga, przeżycie w niebie będzie uwielbione w Bogu. Ale jeśli są rzeczy, za które przeklinamy życie, będziemy musieli przyjąć karę czyśćca, aby oczyścić się z niepogodzenia.

Jan Ewangelista zobaczył anioła, który przemówił siedmioma gromami. I anioł kazał zapieczętować mu to, co tych siedem gromów powiedziało. Życie człowieka jest pełne różnych wyładowań, błyskawic, olśnień, ale i uderzeń, gromów, huku, pięknych widowisk. I wszystko to stanowi treść naszego życia. Piorun bowiem jest piękny, ale i straszny. Coś rozjaśnia przez chwilę, ale i uderza. Przeraża i fascynuje. I takie jest nasze życie, takie są wydarzenia naszego życia. Są przeżycia mocne jak gromy, ale – jak powiedziałem – pioruny są piękne i straszne, rozbłyskujące światłem i budzące lęk. Uderzają dobrym i złym. Wszystko jednak trzeba przyjąć, czyli zapieczętować, jak mówi Apokalipsa 10,4. W dalszej części tego rozdziału anioł każe prorokowi połknąć książeczkę (w. 9 n). Połknąć to znaczy strawić.  Są takie przeżycia, które łatwo strawić, bo są zapisane słodkim alfabetem w naszej pamięci. Ale są i takie, których nie umiemy strawić, bo są gorzkie, zbyt gorzkie. Coś takiego może być trudne. Coś, co jest goryczą, co może spowodować naszą zgorzkniałość aż do śmierci. Gorzkie przeżycia to jak gorzki pokarm, który budzi niestrawność. Dusza też może mieć takie przeżycia, których nie może strawić, które szkodzą jej i zatruwają życie. Strawić książeczkę naszych przeżyć, czyli przełknąć i przyjąć do wnętrza to – mówiąc językiem psychologii – zaakceptować całe swoje życie i wszystko to, co się w to życie wpisało i we wszystkim uwielbić Jezusa – oprócz własnego grzechu. Grzechy bowiem mogą być przebaczone, ale nie ma tekstu w Biblii, który pozwalałby dziękować za  własne grzechy. Wręcz przeciwnie  – Księga Syracha 15, 11-20 mówią zupełnie coś innego.

Wracając do Apokalipsy, prorok połknął książeczkę, a jego ustach stała się jak miód. A gdy ją spożył, goryczą napełniły się jego wnętrzności. Zgodził się więc prorok na dwojaki smak życia. Zgodził się na miód i na gorycz, na to, co miłe, smaczne, piękne, i na to, co przykre, obolałe, nędzne i cierpkie, gorzkie. Trzeba przyjąć dwa smaki życia, bo równie niebezpieczne jest karmić się tylko słodyczą, czyli zakłamywać się, żyć bez prawdy, wmawiać sobie, że wszystko było fajne, miłe w naszym życiu, jak i karmić się tylko goryczą, żyć rozżaleniem, bez uwielbienia Boga, ciągle podkreślać to, że w życiu spotkało mnie tylko zło. Jeśli całym sercem zgodzimy się na te gorzkie przeżycia, będziemy mogli uwielbiać Boga miodem modlitwy. I na odwrót. Jeśli zdołamy uwielbić Go słodko w naszej modlitwie za wszystko, co miało miejsce w naszej historii, będziemy umieli przełknąć i strawić nawet najbardziej gorzkie chwile istnienia i staną się dla nas pokrzepiającym pokarmem. Wzmocnią nas.

Wyobraźmy więc sobie, że jak ja i każdy człowiek, i ty masz swoją księgę i jak w każdej takiej księdze są rozdziały, na przykład rozdział pierwszy o tym, co było najpiękniejsze w twoim życiu, o obecności Boga. Rozdział drugi to rozdział twoich modlitw, dobrych uczynków, które dokonałaś dzięki łasce Ducha Świętego. Rozdział trzeci to twoja praca i praca nad sobą, bo każda praca jest pracą nad sobą, praca fizyczna, intelektualna, praca duchowa. Rozdział czwarty – twoje pragnienia, przekonania, marzenia. Rozdział  piąty to twoje relacje z innymi ludźmi – dobre i złe. Wreszcie rozdział szósty – to twoje grzechy. Do tego rozdziału ma dostęp tylko Jezus i spowiednik. Rozdział siódmy to twoje okaleczenia, czyli zranienia. Do tego rozdziału też ma wstęp tylko Jezus i ktoś, komu możesz zaufać, kto reprezentuje Jezusa. Te dwa rozdziały otwiera się tylko w dwóch celach. Po pierwsze – aby uzyskać przebaczenie przez spowiedź. To dotyczy szczególnie szóstego rozdziału. Po drugie – by uzyskać uzdrowienie przez modlitwę. Uzdrowienie przez Jezusa jest oparte na uwielbieniu przez podobieństwo do Niego w zranieniach. Aby więc uwielbić Go, należy przekonać się, że jest się w tym wszystkim do Niego podobnym. I to dotyczy siódmego rozdziału.

Co jednak najczęściej czynią ludzie? Posłużę się pewnym opowiadaniem, a ty dzięki niemu będziesz miała okazję lepiej to zobaczyć.

Wyobraźmy sobie, że jesteś słynną pisarką, której książki znikają wprost z półek księgarskich i pisze się o tobie w gazetach jako o słynnej i poczytnej powieściopisarce.  Postanowiłaś więc napisać dzieło swojego życia i opisać… swoje życie. Przez pół roku siedziałaś przy biurku i stukałaś w pulpit komputera, pisząc książkę. Wreszcie napisałaś ją. Ma siedem rozdziałów i tytuł „Moje życie”. Na każdej karcie jest 46 wierszy, rozdziałów jest 7, a stron 1260. Kiedy już poprawiłaś wszystko, zaniosłaś do wydawnictwa. Ale idąc drogą, głęboko przestraszyłaś się tym, że ktoś może przeczytać twój siódmy rozdział. Będąc jeszcze na ulicy, przystanęłaś, wyjęłaś z teczki tekst i czytasz siódmy rozdział. Już po kilku słowach dochodzisz do wniosku, że to jest nie do druku. Chowasz więc cały siódmy rozdział do kieszeni i dumna wchodzisz do budynku wydawnictwa. Po kilku godzinach po oddaniu twojego tekstu właściciel wydawnictwa zaprasza cię do siebie. Siedzicie naprzeciw siebie w bufoniastych fotelach i słyszysz, jak on przez siedemnaście minut zachwala twoje dzieło. Jesteś dumna i szczęśliwa. Trochę przeszkadza ci ten siódmy rozdział w kieszeni, ale nic nie mówisz. Pod koniec waszej rozmowy, już w drzwiach, właściciel wydawnictwa dodaje: „Książka, proszę pani, będzie na pewno nominowana do Nagrody Nobla i do innych nagród literackich. Jest wspaniała. Ale miałem wrażenie, że zabrakło jednego rozdziału”. I tu spojrzał na ciebie zawieszonym wzrokiem. Spoconą ręką namacałaś pominięty plik papierów w kieszeni, bąknęłaś  coś pod nosem i wyszłaś z powrotem do domu. Niestety, w drodze powrotnej w sposób dla ciebie niezauważony wypadł ci ów siódmy rozdział. O stracie zorientowałaś się dopiero w domu. I mimo tego, że wróciłaś na ulicę i szukałaś, zagubiony rozdział się już nie odnalazł. Wydawca wydał książkę w milionach egzemplarzy. W ciągu kilku miesięcy została przetłumaczona na kilka języków i sprzedawała się z ogromnym powodzeniem. Wreszcie otrzymałaś zaproszenie do Sztokholmu na wręczenie nagród dla najlepszych autorów w dziedzinie powieści. W zaproszeniu oczywiście bilet lotniczy, rezerwacja w najlepszym z hoteli itd. W czasie akademii siedziałaś w pierwszym rzędzie pośród najwybitniejszych pisarzy. Przyszedł moment odczytania nazwisk czterech najlepszych autorów. Wyczytano nazwisko ostatnie – czwarte. Nazwisko kogoś, kto uzyskał najgorszą lokatę, ostatnią z czterech. Ulga – nie twoje. Trzecie nazwisko też nie było twoje. Spodziewałaś się oczywiście pierwszego. Niestety, jako drugie miejsce wyczytano twoje nazwisko. Byłaś rozczarowana! Okazało się, że ktoś napisał coś lepszego niż ty. Zazdrość gryzła cię wewnątrz, wykręcała ci gałki oczne, ale czyniłaś wszystko, żeby nie dać po sobie tego poznać. Zagryzałaś wargi z bólu, ale uśmiechałaś się. Po wręczeniu ci drugiej nagrody usiadłaś w fotelu i oczekiwałaś  wyczytania nagrody pierwszej. Byłaś ciekawa, kto napisał coś lepszego niż ty. Pożerała cię ciekawość, kto zdobył pierwsze miejsce. Wyczytano nazwisko zupełnie nieznane w środowisku literackim. Wszyscy byli zdziwieni. Ale kiedy przeczytano tytuł książki, wcisnęło cię w fotel z rozpaczy. Tytuł brzmiał … „Siódmy rozdział”.

Główny przewodniczący komisji, ze łzami w oczach wyznał wobec wszystkich zebranyc : Że po przeczytaniu owego 7 rozdziału, odnalazł tak bliźniacze podobieństwo ze swoim życiem,  że uważa, że  był to  jeden z najważniejszych momentów jego życia. Moment, w którym wziął do ręki ową książkę „Siódmy rozdział”.

Jego szczere wyzwanie poruszyło głęboko wszystkich. Mówił długo i z sercem, że żadna książka nie zrobiła na nim tak wielkiego wrażenia, że już  w żadnej nie odkrył tak głębokiego podobieństwa ze  swoimi przeżyciami. Po zakończonej uroczystości gnana byłaś tylko jedną myślą: kupić jak najszybciej tę książkę i przekonać się czy czasem  nie jest ona owym zagubionym siódmym rozdziałem z twojej książki . Wpadłaś do pierwszej, lepszej księgarni, rzuciłaś pieniędzmi, wyszarpałaś sprzedawczyni książkę z rąk i zanim ona wydała ci resztę, Ty już swój wzrok  zatopiłaś w pierwszej stronicy. Stałaś jak posąg ku zdziwieniu sprzedawczyni. Oto w ręce miałaś swój rozdział. Zagubioną cząstkę swojej  książki. To, co najcenniejsze, zostało przez Ciebie zmarnowane. A ktoś inny zrobił na tym karierę. Autor był po prostu szczęśliwym spryciarzem. Znalazcą Twojego zagubionego pakietu. I sprytnie podał się za autora, gdzie w rzeczywistości był złodziejem. Ta historia jest doskonałym przykładem mówiącym o tym, że to, co w nas najcenniejsze, to zwykle to, czego nie umiemy w sobie zaakceptować, przyjąć. Rozdział naszych bolesnych wspomnień. Właśnie ten rozdział jest  godny najwyższej nagrody nieba, a nie Nobla. Nagrodę otrzymujemy dzięki temu, że Najwyższy Sędzia życia ze łzami w oczach odnajduje w naszych oczach podobieństwo  do swoich przeżyć. A Najwyższym Sędzią naszego życia będzie ukrzyżowany Jezus. Pan jest moim sędzią – mówi św. Paweł w Pierwszym liście do Koryntian, w 4 rozdziale, w 4 wierszu do 5 . Pan jest moim Sędzią…. Przeto nie sądźcie  przedwcześnie, dopóki nie przyjdzie Pan, który rozjaśni to, co w ciemnościach ukryte  i ujawni zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma od Boga pochwałę. W mojej opowieści główny przewodniczący komicji to Chrystus, który ze łzami w oczach, wzruszony, potrafi zobaczyć w naszym  zawstydzonym siódmym rozdziale podobieństwo  do swego życia. Pamiętasz, gdzie Jezus zapłakał? Zapłakał przed grobem Łazarza. Wzruszył się głęboko. Rozrzewnił widząc grób i  cuchnącego już od czterech dni Łazarza, ukrytego  w ciemnościach skały. Wzruszył się, bo zobaczył  podobieństwo Łazarza do siebie. Grób Łazarza i grób Chrystusa. Płaczące siostry Łazarza i kobiety płaczące u grobu Chrystusa. On to widział. Kamień zatoczony przy pieczarze i kamień grobu Chrystusa. Śmierć Łazarza i własną śmierć. Widział. Wskrzeszenie Łazarza i własne Zmartwychwstanie. Jezus zobaczył podobieństwo  z własnymi przeżyciami, proroczo przewidywał. Nasz „siódmy rozdział”,  taka cuchnąca pieczara Łazarza. Śmierdzące sprawy ukryte jakby w grobie rzeczy, które spowodowały niejeden płacz, niejedno głębokie wzruszenie. To wszystkie przeżycia cuchnące, trudne, wymarłe, na który zatoczyliśmy  kamień zapomnienia. Wszystko to, co nas krzyżowało i zabijało. Śmiertelnie przerażało i powodowało rozpacz i bezsilność. To wszystkie te przeżycia, które obwiązaliśmy opaskami wstydu  i chustami zapomnienia. To nasz wewnętrzny Łazarz. Posłuchajmy Ewangelii Jana 11 rozdziału od 43 wiersza do 44 :  „To powiedziawszy Zawołał donośnym głosem: Łazarzu wyjdź na zewnątrz. I wyszedł zmarły. Mając nogi i ręce powiązane opaskami , a twarz jego był zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go! I pozwólcie mu chodzić”.   Właśnie, każdy z nas ma takiego ukrytego Łazarza. On jest naszym 7 rozdziałem. Jezus kazał mu wyjść na zewnątrz. I te słowa do nas kieruje. Wydobądź na zewnątrz cuchnącego Łazarza. Nie bój się już swojego 7 rozdziału. Bo jeśli go ukryjesz i zgubisz,  szatan Ci skradnie bezcenne skarby Twoich zranień i za Ciebie odbierze nagrodę nieba – jak w tej przypowieści mówi anonimowy autor, który dostał pierwszą nagrodę za skradziony 7 rozdział.  W naszym życiu nie chodzi o  Noble, tylko o niebo.