List pożegnalny dla Uli

Ula zm. 9-05-2025 godz. 9:09 Luboniek.

Bóg mówi najgłośniej, kiedy milczymy, i najgłębiej, gdy jesteśmy złamani.

Stoimy w obliczu świętości. Bo świętość to nie złota figura na ołtarzu. Doświadczyliśmy prawdziwej świętości w naszej siostrze Urszuli Kowalczyk.

Ostatnie lata jej niedługiego życia znamy osobiście uczestnicząc jako wspólnota w jej cichym, skromnym, pokornym przyjmowaniu woli Bożej wespół z ukochanym małżonkiem Piotrem. Oboje bohatersko ofiarowali swoje życie w intencji kapłanów i ocalenia rodzin. Oboje gorliwie posługiwali ratując rozpadające się i toksyczne związki małżeńskie. I nie uchylali się od krzyża. Ich wzorowe życie według zasady: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu” sprawdza się co do litery. Fizycznie Uli z nami już nie ma, ale została z nami we wzorze, jak żyć i jak umierać. Oboje z Piotrem niosą dobrą nowinę stąpając po stopniach trzech ołtarzy.

Pierwszy to Eucharystia i wspólna modlitwa. Modlitwa małżeńska, modlitwa rodzinna, modlitwa wspólnotowa, regularny obrządek katolicki, spowiedź i komunia, uwielbienie i zawierzenie Jezusowi przez Maryję. Była naszą przewodniczką po konferencjach formacyjnych. Ula co miesiąc brała udział w adoracji Najświętszego Sakramentu wynagradzającej Najświętszemu Sercu Niepokalanej Panny Maryi aż do pierwszej soboty maja, kiedy skorzystała resztkami sił w kościele Świętej Rodziny w Przedczu ze spowiedzi i komunii – już na wózku inwalidzkim. Tydzień później odeszła. To była sobota, dzień Maryi. Dziś jest 13 maja, rocznica objawień fatimskich. Różaniec nieustannie jej towarzyszył. Przez całą chorobę była z Maryją, której szkaplerz nosiła. Ta historia warta jest opowiedzenia. Jeszcze w Garbalinie – poprzednim miejscu zamieszkania – otrzymała wyniki – jest rak. Ula mimo to po swojemu jak zawsze wykonywała swoją pracę. Odgarniała sprzed bramy śnieg, kiedy zatrzymał się samochód prowadzony przez kustosza obrazu Matki Boskiej Kodeńskiej Królowej Jedności, ojca Darka. Jakby umówiły się z Matką Bożą. Otrzymała wtedy szczególne błogosławieństwo. Od tego momentu zaufała Jezusowi i swoją chorobę potraktowała jako łaskę, bez względu na dalszy jej przebieg. Ula opowiadała później, że jak Maryja nawiedziła Elżbietę, tak ona – dostąpiła podobnego zaszczytu. A miała na drugie imię Elżbieta. To przedziwne spotkanie dało Uli na cały czas choroby siłę i ufność w Bożą opiekę. Nie słyszeliśmy od niej skargi, narzekania, a już na pewno słów zwątpienia. Nie koncentrowała uwagi na sobie i nie obciążała nikogo swoim cierpieniem, choć widzieliśmy, jak postępująca choroba odbiera jej oddech, sprawność ruchu i możliwość pracy. Mimo wszystko robiła swoje, póki dała radę. Mało wiemy o jej umieraniu, bo nie opowiadała, co i jak ją boli. Kiedy bezsilna leżała na łożu boleści, słuchała pieśni uwielbienia. Zanim odeszła w pokoju serca, błogosławiąc Boga w Trójcy Jedynego, przyjęła sakrament chorych. Umierała z ręką na sercu. Jej ostatnie słowa pełne wiary: Listu nie zostawiam, ale pozdrowię od was Maryję. Umarła z uśmiechem, pogodnie. Od Maryi otrzymała prezent. Pan Bóg posłał swoich wierzących lekarzy. Prowadziła ją w Łodzi ufająca Bogu lekarka Kasia Szczepańska, która modliła się za pacjentkę. Jej słowa: Nie wiem, co dla ciebie zaplanował Pan Bóg, ale wierzę, że to będzie najlepsze, czego potrzebujesz. Nasza lekarka Małgosia Makarowicz, która otoczyła Ulę czułą opieką do ostatnich chwil, wychwalała promieniującą dobroć Uli.

Drugi ołtarz świętego małżeństwa to stół. Każdy znalazł przy nim miejsce. U państwa Kowalczyków zawsze jest coś na stole i kubek herbaty. Każdy posiłek rozpoczyna się błogosławieństwem. Małżonkowie mieli rytuał porannej kawy, kiedy dzieci poszły do szkoły i można było w spokoju zastanowić się nad codziennymi sprawami. Ula była nadzwyczajną gospodynią, panią dobrej rady. Prowadziła nowoczesne gospodarstwo w oparciu o plony z własnego ogródka i przetwory z owoców i warzyw. To była ich wspólna praca. Czy widzieliście teraz ogródek na Lubońku? Zasiane i wypielęgnowane, jakby nie było śmiertelnej choroby i bólu. Nie zostawiali siebie samych przy ogarnianiu gospodarstwa. Cieszyli się przy tym swoją obecnością i wspólną modlitwą. Małżonkowie otworzyli swój dom dla wspólnoty, a wspólnota stała się ich rodziną. Oczywiście miała również swoją liczną kochaną rodzinę, obecną tu teraz z nami. Na co dzień jednak była oddalona o setki kilometrów, mieszkając w różnych stronach Polski. Wcześnie straciła ojca i jako najstarsza z sześciorga rodzeństwa stanowiła wsparcie dla mamy. Trudności i doświadczenia ukształtowały ją i umocniły na resztę życia. Mimo kruchości i delikatności była silna i stanowiła wsparcie dla wszystkich. Była serdeczna i czuła. Nie obciążała swoimi problemami nikogo. Dlatego piorunujący postęp choroby był szokiem dla bliskich. W naszych rozmowach o rodzinie słyszałam ton troski i podziwu dla krewnych. Największym szczęściem były dla niej dzieci.

Trzeci ołtarz, do głębi oddany Bogu, to małżeńska sypialnia. Spełniali Bożą wolę, przyjmując z wdzięcznością każde z sześciorga dzieci, doczekawszy się już wnuków. Znamy wszystkie dzieci Uli i Piotra i podziwiamy, jak wspaniale się rozwijają w duchu wolności i miłości. Sama doświadczyłam ich mądrości wychowania, kiedy moje wnuki bawiły się z Anią, Jeremiaszem i Tobiaszem. Jeśli ktoś ma kłopoty z dziećmi, przyjeżdża na półkolonie do Lubońka. Starsze dzieci Uli i Piotra to odrębna formacja, ale nie mniej charyzmatyczna. Marcelina poszła w ślady Mamy jako wzorowa gospodyni z dyplomem, Filip jest doradcą technologii komputerowej, a Hubert – to dobrze zapowiadający się Tata, zresztą jak Tata wojskowy, mający żonę i dwoje dzieci. Pan Bóg pobłogosławił rodzinie dostatkiem i jasno wytyczonymi celami, choć nie było łatwo i doświadczenia nie omijały rodziny. Przyjmowali je w pełni zaufania miłosierdziu Bożemu, w przekonaniu o własnej bezsilności.

Ula z Piotrem widzieli Boga w cierpieniu i przemienili je w światło. Przyszli na świat, żeby kochać. Jako wspólnota doświadczyliśmy tej miłości, a przez nią – miłości samego Boga.

Uleczko, Piotrze – nie umiemy rozdzielić Was jeszcze, tak bardzo z sobą złączonych i wspólnych. Jak będzie funkcjonować nasza wspólnota bez mateczki Uleczki, mającej lekarstwo na każdą chorobę z wyjątkiem Twojej? Jaka nauka płynie z tego bolesnego rozdarcia całości na odrębne połówki? W tym cierpieniu jest Pan Bóg, o czym wiedzieliście zawsze i tego nas uczyliście.