Jak już powiedziałeś Bogu tak! – to się przygotuj do tego, że jesteś Jego narzędziem. Doświadczenie podpowiada mi, że podobnie jak ja kiedyś, chcesz natychmiast ruszyć na wojnę z całym podłym światem, zdobywać przyczółki na terytoriach niewiernych, nawracać zagubionych, leczyć ciała i dusze zbłąkanych, ewangelizować po Polsce i świecie, nawracać narody albo wyruszyć na krucjatę. W mniejszej skali natychmiast chcesz podzielić się swoim szczęściem ze spotkania z Bogiem i nawracać swoją mamę, żonę, męża, sąsiada, najlepszą przyjaciółkę lub panią z kiosku albo kogoś zgoła obcego, a chcącego słuchać. Aż tupiesz nogami na myśl, że Bóg wybrał cię i ma jakiś plan. Podskakujesz wołając – „To ja Panie, tu jestem! Użyj mnie, użyj, użyj!” Nie wiem jak ty, ale ja tak miałem. Chciałem zacząć od przełożenia Biblii, później nawrócić jakiegoś światowego lidera (bez znaczenia którego – byle potężny był), zaprowadzić pokój na ziemi, a na koniec naszą parafię przekształcić w centrum nowoczesnego chrześcijańskiego życia, po drodze popełniając kilka publikacji, wykładów, filmów i książek. Zauważ – ja chciałem. Zdanie złożone z dwóch słów: „ja” – już powinien zabrzmieć dzwonek alarmowy, „chciałem” – czas przeszły (oby dokonany).
Gdzieś po drodze zacząłem rozumieć, że jako narzędzie w ręku Boga, zapragnąłem być ręką. Śmieszne, nie? Zrozumiałem też, że Bóg wiedział doskonale, kiedy i gdzie chce mnie użyć. Wyposażył mnie w takie doświadczenie i w taką wiedzę, abym w sposób doskonały (uwielbiam to słowo) wypełniał Jego wolę. Jako „płaska dwunastka” czekam pokornie w skrzynce z narzędziami na wezwanie Pana. Czekam i nasłuchuję. Czasami zbyt niecierpliwie. Jestem tak gotowy, jak to tylko na ten moment możliwe.
Wiem też, że pasuję tylko do przykręcania śrub „dwunastek”. „Trzynastki” nie przykręcę, gwoździa nie wbiję, deski nie utnę. Od tego są inne narzędzia. Pewnie, że marzy mi się czasami bycie frezarko-wkrętarko-tokarko-multi-piłą z dodatkowymi opcjami jak szwajcarski scyzoryk. Na szczęście coraz rzadziej i mniej intensywnie.
W życiu człowieka sporo się dzieje. Nabywamy różnych doświadczeń. Niekiedy uczymy się rzeczy z pozoru bezsensownych, gromadzimy wiedzę, która w naszym przekonaniu jest bezużyteczna, poznajemy ludzi, których znajomość zaskakuje nas samych, znajdujemy się w sytuacjach banalnych albo niecodziennych. Tak zbieramy doświadczenie. Już wiem, że zbieramy to czegośmy sami nie posiali. Precyzja drogi, jaką Bóg prowadzi, olśniewa w momencie, w którym zdajemy sobie sprawę z bycia Jego narzędziem.
Być może Bóg stworzył mnie do czegoś wielkiego (w moim rozumieniu), a być może mam za zadanie popełnić jakąś, w moich oczach, drobnostkę. Może moim powołaniem jest bycie lepszym mężem? A może mam poświęcić więcej czasu córce? A może mam na jakieś spotkanie ugotować moje słynne już leczo, tak aby wieść o nim dotarła pocztą pantoflową do jakiegoś łasucha, który skuszony opowieściami o jakimtoniebędącym jedzeniu przyjdzie i oprócz strawy cielesnej nakarmi się Słowem, którego dusza jego tak łaknie. A może mam napisać, obok wielu wyrazów, jedno zdanie, które trafi tam, gdzie trafić miało. Tylko jedno – z tysięcy. A może mam któregoś dnia podać komuś dłoń, drobny gest, którego odmówiło wcześniej wielu. Tego nie wiem. Wiem tylko, że moje zadanie ma mieć rozmiar „dwanaście”.
Z Bogiem.