W Woźniakowie dwa lata temu weteran trzeźwienia (ponad dwie dekady) powiedział mi, że swoją abstynencję musiał wydrapać palcami, że to ciężka orka. Wówczas niekoniecznie pojmowałam o czym on mówi.
Czasami piszą do mnie osoby, które podejrzewają u siebie uzależnienie. Hazardziści do mnie piszą, zwyczajnie. Tutaj piszą, na mitingach podchodzą, czasem dzwonią. Mam nierzadko wrażenie, że chcieliby jakiejś gotowej recepty, szybkiego rozwiązania. Chcieliby, żeby to zostało zrobione. Załatwić trzeźwość.
Każdy dzień abstynencji trzeba sobie samodzielnie wydrapać. No, może nie każdy, bo po kilku/kilkunastu latach drapać już nie trzeba, wystarczy czujność i zachowanie pewnej higieny.
Na początku trzeba wydrapać. Swoimi własnymi rękami.
Najlepiej mówić o sobie, tak przynajmniej mówili terapeuci i takie są zasady na mitingach. Zatem jak poszłam na pierwszy miting to nikt nie wziął ode mnie numeru i nie zadzwonił na drugi dzień zatroskany o mój los. Sama poprosiłam o numer telefonu Magdę, a było to po dobrych kilkunastu mitingach w milczeniu. Sama do niej napisałam wiadomość, sama zadzwoniłam. Potem brałam kolejne numery, z mniejszą lub większą śmiałością. Dzwoniłam, chociaż to byli na tamten czas kompletnie obcy mi ludzie. Pytałam, słuchałam.
Chodziłam do klubu abstynenta i starsi stażem mówili mi, że wiele wody w Wiśle upłynie, zanim coś pojmę. Kazali mi myć szklanki, słuchać innych, wyciągać wnioski, chodzić na mitingi i terapię. Chodziłam, chociaż pękała mi przy tym żyłka, bo przecież jak ktoś może mnie traktować z góry tylko dlatego, że nie gra dłużej niż ja?
Musiałam zabiegać o uwagę „zwycięzców”, od których chciałam czerpać.
Nikt do mnie nigdy nie zadzwonił z informacją „hej Ula, jest wyjazd do Lichenia, zajadę o Ciebie o 10, nie martw się o paliwo, za nocleg też już zapłaciłem, a obiad zjemy w knajpie w Poznaniu, zarezerwowałem stolik, na mitingu będą na Ciebie czekać z miękkim fotelem, po prostu weź ciepłą bluzę”. No nie.
Dowiadywałam się, prosiłam o pomoc, ciułałam pieniądze, by móc gdzieś pojechać.
Przełykałam swoją dumę, chociaż mało się nią nie udławiłam.
Inicjatywa musi być po stronie tego, kto chce się zmienić. Nie tego, który może się swoim doświadczeniem zmian podzielić.