abp Grzegorz Ryś, Nie kradnijmy Bożych darów

Konferencja do  wysłuchania tutaj

Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna. Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: Pójdź i siądź do stołu? Czy nie powie mu raczej: Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił? Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać. Łk 17, 5- 10

Pan Jezus nam dzisiaj dość wysoko podnosi nam poprzeczkę w Ewangelii, zapraszając nas do służby, która jest  konsekwentna, która jest bez końca. Która jest absolutnie bezinteresowna i pełna pokory. To nie jest łatwo podjąć tę zachętę w życiu. Kto z Was, kto orze i pasie, i wróci z pola, kto z Was  ma jeszcze ochotę posługiwać do stołu, a najpierw przygotować kolację, a jeszcze na koniec  powiedzieć: ,, Jestem sługa nieużyteczny’’. Znalazłem kilka komentarzy do tego tekstu w „Dzienniczku” siostry Faustyny. Niektóre z nich objaśniają nam ten tekst, a niektóre, myślę, nawet pomagają nam się z nim zmierzyć. Najpierw taki punkt, który jest jakby przedłużeniem tej ewangelii opisanej  przez Jezusa. Faustyna pisze tak : „W pewnej chwili, kiedy  przyszłam do celi, a byłam tak bardzo zmęczona, że musiałam wpierw chwilę odpocząć nim zaczęłam się rozbierać, kiedy byłam już rozebrana, jedna z sióstr prosi  mnie, żebym przyniosła jej gorącej się wody. Pomimo zmęczenia, ubrałam się prędziutko i przyniosłam  wody, jakiej sobie życzyła, chociaż od kuchni do celi był spory kawałek, a błoto  po kostki. Kiedy weszłam do swojej celi, ujrzałam puszkę z Najświętszym Sakramentem i usłyszałam taki głos: Weź mi tę puszkę i przenieś do Tabernakulum. W pierwszej chwili zawahałam się, ale się zbliżyłam i kiedy dotknęłam puszki, usłyszałam te słowa : Z jaką miłością zbliżasz się do Mnie, z taką miłością zbliżaj się do każdej z sióstr. A cokolwiek czynisz im, czynisz  mnie. Tu nie chodzi tylko o to, że te sytuacje są podobne, nie. Że ona jest zmęczona po całym dniu i miałaby już prawo odpocząć, już się rozebrała do łóżka i teraz musi się od nowa ubrać, a potem jeszcze wykonać te wszystkie roboty. Sytuacja jest podobna, ale Jezus, kiedy przeprowadził ją przez taką sytuację, to na koniec dał jej klucz do zrozumienia tej postawy, której oczekuje. Bo to chyba jest tak, że  jeśli  podchodzimy do tych wszystkich posług dla jakich jesteśmy wezwani w  taki sposób, że widzimy w nich tylko pracę, że widzimy w nich kolejne zadanie i kolejną robotę do wykonania, to myślę, że wcześniej czy później każdemu się  z nas się tak odbije, jak Marcie w tej scenie,  kiedy  Jezus przyszedł do domu Marii i mówi: Mistrzu, powiedz jej coś, bo przecież  zostawiła mnie samą przy usługiwaniu. Niezależnie od tego, jak to usługiwanie to jest ważne słowo, ale Marta nie widzi nic po za tym, że ma robotę. I ma tej roboty po dziurki w nosie, a tu siedzi taka i się obija. Czym one się dwie różniły? Tym, że Maria  była skupiona na Jezusie, a Marta na robocie. Jak jesteśmy  skupieni na robocie, wcześniej czy później właśnie się nam uleje. Tak, jak się ulało Marcie: ,,mam dość po dziurki w nosie, nie będę więcej tego robić’’. Ale jeśli to, do czego jesteśmy wezwani i znowu, i znowu, i jeszcze, i jeśli to jest z racji na osób, to być może odnajdziemy w sobie właściwą motywację. Zupełnie co innego jest zrobić dla roboty, a co  innego jest wysilać się dla osoby, którą kocham. Więc Jezus nie nauczył Faustyny w tym epizodzie opisanym wyłącznie takiej posługi, która właściwie nigdy się nie kończy. Jeszcze to zrób. Myślisz, że odpoczniesz? Jeszcze to, jeszcze to. Nie Nauczył jej tylko takiej posługi, tylko pokazał Jej jej sens,  że ostatecznie jest ona odniesiona do osoby.  Na samym końcu jest odniesiona do Niego. I że zobaczcie, właściwie pokazuje się,  jako moment szczególnego  wybrania. Jako moment wyjątkowego szczęścia.  To jest właśnie tak, jakbym Was zaprosił do tego, żeby po  konsekracji:  Podnieś puszkę do góry! Ciekawe kto by się  odważył? Jezus mówi: Dlaczego macie mieć mniejszy szacunek do osoby, w której Ja jestem obecny? Która Was prosi o pomoc?  Więc jeśli chcemy żyć tą ewangelią dzisiejszą, podejmować posługę, angażując się w nią właściwie bez końca, angażując wszystkie swoje siły i jeszcze właśnie w taki sposób, żeby zdobywać się na bezinteresowność. Słudzy nieużyteczni jesteśmy. Tu trzeba w tym wezwaniu widzieć osobę. Jak nie zobaczymy osoby, na końcu osoby  Jezusa,  to myślę, że ta ewangelia będzie dla nas  niezrozumiała, nas absolutnie   przerośnie. Tak się  nie da żyć, tak się nie da żyć w taki sposób. Ci słudzy nieużyteczni,  myślę, dobrze opisują też postawę samej Faustyny. Taka fraza, która wraca w  dzienniczku dość często,   to jest takie określenie  jej i też innych ludzi, którzy jakoś nadają na tych samych falach, co Pan Jezus. Mianowicie, że to są ludzie, którzy nie kradną Bożych darów. Pamiętacie? Faustyna mówi najpierw o sobie, że Jezus nie szczędzi jej darów, którymi on może służyć  ludziom. A dlaczego? Bo ona Mu tych darów nie kradnie. To znaczy nie przedstawia ich też jej jako swoje. Przekazuje to, co otrzymała od Pana. Słyszeliśmy dziś w drugim czytaniu, jak Paweł zaprasza Tymoteusza, by w sobie odnowił charyzmat, czyli łaskę Boga, którą ma posługiwać Kościołowi. Paweł nie wzywa Tymoteusza: Ty się weź do roboty! Tylko mówi: Odnów w sobie dary Boże. I tymi darami posługuj! Ta posługa musi być też dosyć czytelna, że widać, że koniec końców,  że tym, co otrzymuję, jest Pan Bóg. Wtedy mam oczywiście postawę sługi nieużytecznego.  Sługi, który nie ma pretensji, że coś mu się należy. Ostatecznie posługuję tym, co dostałem. Nie przypisuję sobie. Nie kradnę Bożych Darów. Myślę, że to też jest ważny komentarz do tego tekstu, które słuchaliśmy. Jesteśmy sługami nieużytecznymi, bo posługujemy tym, co otrzymaliśmy. Może jeszcze jeden komentarz. Faustyna pisze tak: Jak bardzo nie podoba się Bogu czyn, chociaż byłby najchwalebniejszy, ale nie mający pieczęci czystej intencji. „Urobił się”, jak to jest tu opisane. Najpierw był w polu,  potem zrobił kolację, potem posługiwał. Urobił się po same łokcie i może być tak, że  wszystko, co zrobił, nie podoba się Bogu. Jak bardzo nie podoba się Bogu czyn, chociaż byłby najchwalebniejszy, ale nie mający pieczęci czystej intencji! Jak się  pisze dokument, to pieczęć się przystawia na samym końcu. Nikt nie pieczętuje dokumentu na początku.  Pieczętuję się na końcu. Czyli to, o czym tu  mówi  Faustyna, to intencja końcowa czynów. Bardzo ważne, bo dość często jest tak, myślę że dość często jest tak, że człowiek zaczyna pracę dla najlepszych intencji, bo trzeba, bo wiara, bo prawda, bo posługa, bo Pan Bóg  bla, bla. Jest tych powodów, by zrobić coś sensownego bardzo dużo. A potem  ta praca biegnie, biegnie, a coraz trudniej jest te intencje zachować do samego końca. Ale właśnie  liczy się ostatecznie ta,  z którą zamykamy jakąś robotę. Bo zacząłem  w najlepszych intencjach, zacząłem z najszlachetniejszych pragnień, a na końcu patrzę: ale ile za to dostanę? I to nie musi być, ile dostanę, bo mnie przeliczą na  określone pieniądze nie. Mogę dostać, bo powiedzą: Ale jednak jest to ktoś wyjątkowy. Albo powiedzą:  Jakie to wspaniałe!  albo powiedzą, zrobią Cię  przełożoną w domu, gdzie mieszkała siostra Faustyna 100 lat temu.  A jak nie zrobią, to tym gorzej dla nich… Ostatecznie nie chodzi tu o  to czy zrobią, czy nie zrobią. Tylko,  jakie są we mnie pragnienia. Jakie są we mnie pragnienia.  Chodzi  o pieczęć intencji, chodzi o ostatnią intencję, która musi być właśnie taka: Słudzy nieużyteczni jesteśmy wykonaliśmy to, co było do wykonania. Myślę nawet może być tak. Jest dużo życiorysów świętych, które to potwierdzają. Można, może się nie chwalić, ale można zaczynać rozmaite pracę z głupich intencji, złych. Karol Boromeusz został duchownym, bo chciał zrobić karierę. I jeszcze cała rodzina chciała, wujka miał papieża. Nie było trudno. Ale skończył tę swoją posługę dla najlepszych intencji. Jest jednym z najważniejszych świętych w dziełach Kościoła. Zaczynał dla powodów idiotycznych. I takich  nie brakowało w dziełach Kościoła, ale  pieczęć, którą kładli na swoich czynach na końcu, była pieczęcią bezinteresowności.  Komentarz do tej Ewangelii napisany przez Faustynę w Dzienniczku  niewątpliwie czyni tą ewangelię konkretną, choć nie jestem przekonany, że łatwiejszą. Ale przynajmniej ten klucz, że kiedy Jezus wzywa nas do posługi, do pracy właściwie nieustannej i bezinteresownej, to jednak nie wzywa nas po prostu do strasznej nieprzerwanej roboty. Tylko nas wzywa do bezinteresownej, pięknej, i konkretnej, i konsekwentnej, i bezinteresownej miłości. Amen.