Jak sobie radzić w trudnościach?

Sztuką jest przyjąć to, co mnie spotyka, gdy przychodzi doświadczenie. Jak przyjąć trudność w radości? Pamiętamy historię św. Franciszka, gdy zmarznięty, z poranionymi stopami, przemoczony, w zimną zimową noc, pukał z nadzieją trzy razy do furty klasztornej i nie został wpuszczony do środka. Sytuacja świętego nie rozwiązała się tu i teraz. Nie otrzymał wsparcia, nie doznał opieki, jedynie doświadczył słów pogardy i odmowy od brata furtiana. Franciszek przyjął to ze spokojem i pomyślał o Męce Pańskiej. Co wówczas oznacza określenie pełnej radości? Że w sytuacji beznadziejnej, w której nie mam znikąd pocieszenia, żadne rozwiązanie nie przychodzi, nie zdenerwuję się. Przyjmę to ze spokojem.

Wszyscy jesteśmy teraz w piecu tyglowym, to piec doświadczeń. Trzeba być świadomym, że to właśnie na nas teraz przychodzi, że jesteśmy poddani próbie. Czas panowania diabła ćwiczy prawego i nieprawego, każdego, wierzącego i niewierzącego. Piec ma przynieść prawdę o nas, zweryfikować, jacy jesteśmy.

Trudności przyjmują tylko ci, którzy uznają własną słabość. Choć będą przychodziły na nich złości, uznają, swoją grzeszność i oddadzą chwałę Bogu, nie sobie – właśnie tą bezradnością, tą trudnością. Nie zatrzymaj więc myśli na trudności, na bólu, na doświadczeniu, na tym, co moje.

Mówisz: nie mogę sobie poradzić z lękiem, z bólem, poczuciem samotności ,narzekaniem, obmową, obżarstwem, innymi nałogami. Przysłania mi to wszystkie inne myśli. Masz tak, ponieważ nic poza własną nieszczęśliwą sytuacją już nie chcesz dostrzegać. Skupiony jesteś na sobie, na tym, jak masz źle, przyglądasz się własnej nędzy, nie dostrzegasz dobra w swoim życiu. Uczyniłeś z siebie boga, na którym koncentrujesz uwagę i którego kontemplujesz. Nie zastanawiaj się, dlaczego tak masz. Spójrz na człowieka w upojeniu alkoholowym. Ciało ma tak bezwiedne, że nie słucha ono nakazów jego woli. Ty też takie masz nasycenie ciała i osobowości lękiem, narzekaniem, poczuciem nieszczęścia, takie tym upojone, że nie możesz inaczej reagować, jak przez objawy psychosomatyczne. Z powodu lęków na przykład ciało może być nieopanowane w swej wiotkości, jak u wspomnianego alkoholika. Człowiek pijany, leżący na drodze, może obawiać się, że ktoś nadjedzie, że jest w niebezpieczeństwie, a nie potrafi nad tym ciałem zapanować, dźwignąć, by przenieść się w bezpieczne miejsce. Masz podobnie w sytuacji duchowej. Co teraz ten alkoholik zrobi? Pozwoli się podnieść, ale… komuś innemu, sam tego nie uczyni, nie jest władny.Trzeba więc pozwolić Bogu zabrać od siebie to, że tak mam, i to, jak mam. Potrzebna jest moja zgoda. Jeśli wyczekuję, że mi się zmieni, moje niespełnione oczekiwania prowadzą do rozczarowania, do pretensji – wobec siebie, innych, Boga. Potrzebna jest zgoda na tę trudność i to na czas nieokreślony. Nie wytyczaj Bogu czasu. Myśl o teraz. Mówisz modlitwę grzesznika i zgadzasz się: Boże, ja teraz tak mam, dysponuj teraz tym, co mam, dysponuj moim ciałem upojonym, przesyconym lękiem. Potrzebna jest moja zgoda: Diabeł przyjdzie sprawdzić, pokaże: zobacz, nic ci to nie pomaga, dolegliwości masz nadal! Pomyśl wtedy: Należę do Maryi, moje ciało należy do Maryi. Mów ze spokojem modlitwę grzesznika, niech modlitwa płynie, nie patrz, co dzieje się z twoim ciałem, skup się na intensywnej modlitwie, na tym, że jestem grzesznikiem: „odpuść mi moje winy, jak i ja odpuszczam”. Nawet sobie odpuszczam moje winy. Co ciągle przy mnie było, przychodziło, co na mnie patrzyło, czyli mój lęk, pokusy – nie przyjmuję tego. Jeśli dręczy, niech dręczy, a ja cały czas wołam:

Maryjo, Tobie oddaję chwałę! Bądź pozdrowiona! Tobie oddaję chwałę. Nie patrzę na siebie, a na Maryję. Tobie oddaję chwałę Maryjo, dysponuj tym, co Tobie oddałem.

I nie zabieram tego, co oddałem, nie patrzę, jak teraz mam, że mam trudność. To prawda, że mam udręczenie i znikąd nie mam pomocy, zatem został mi tylko Bóg. I biorę do rozważań którąś ze scen Drogi Krzyżowej, czy z wydarzeń w Ciemnicy. Jeśli to jest lęk, niech to będzie modlitwa w Ogrójcu, kiedy Jezus pocił się krwawym potem ze strachu.Ciebie też boli strach. Jezus wiedział dokładnie, co z Nim się stanie. Twoje lęki są związane z projekcjami, że coś się z Tobą stanie. Ale to tylko myśli. Te myśli ofiarujBogu przez ręce Maryi:uwielbiam Cię, Maryjo za te dolegliwości,które teraz Bóg dopuszcza na mnie, bym je Tobie ofiarował, oddał. I nic ci do tego. I zajmujesz się sprawami Bożymi. To jest radość doskonała. Zostanie tylko Chrystus…

W czasie wybudzeń nocnych ( możesz mieć taki czas w życiu duchowym, takie sytuacje, że budzisz się w nocy, coś cię dręczy, atakują myśli, przychodzą lęki, nie możesz spać) postępuj analogicznie: uznajesz swoją grzeszność, mówisz modlitwę grzesznika na kolanach!!! Wcześniej uczyliśmy się ofiarowywać, mówić głośno o intencji, żeby umieć to robić. Z czasem nie wypowiadamy słów ofiarowania w intencjach. Przechodzimy do czynu, przechodzimy na skuteczność.  Teraz umiem i to wykonuję. Padam na kolana, mówię modlitwę grzesznika i wracam z powrotem do łóżka, bez zwrócenia uwagi na siebie. I kładę się spać. Wiem, dlaczego to robię. Nie skupiam się, że mam ciężko, że ja teraz w nocy oddam chwałę Bogu, nie wchodzę w pychę. W domyśle mam, że jestem sługą bezużytecznym, wykonałem, co miałem do wykonania jako mój obowiązek (por. Łk. 17,10). Ta modlitwa w domyśle jest wołaniem: Jezusie, Synu Dawida ulituj się nade mną (Łk. 18, 38). W naszej wspólnocie wołanie ma formę: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu… My tak wołamy… Tak teraz Bogu się przyczyniamy, będąc słupami, zatrzymując złości na sobie. Gdy tak czynię, a myśli się nadal kłębią wokół mnie, wokół sytuacji, czynów, projektowania, co mam zrobić, osądu, wtedy należy wziąć jedną ze stacji Drogi Krzyżowej i ją rozważać…

I zająć się tą sprawą, czyli Sprawą Chrystusa. Gdyby były nocne dręczenia, po modlitwie grzesznika odmawiamy modlitwę: egzorcyzm poranny –  taki jak rano. Na początku będzie przez jakiś czas pokazywało się, że to nie działa. To nieprawda. Kiedy tak się dzieje, znakiem tego diabeł jest jeszcze wytrzymały. Ale wkrótce ustąpi, nie ma możliwości, by się utrzymał.

Kiedy przychodzą myśli, że będziesz niewyspany, a przecież musisz być nazajutrz być wypoczęty, bo tyle zadań w ciągu dnia przed tobą do wykonania, nie poradzisz sobie, nie bierz ich. Nie narzekaj, nie użalaj się. Zgódź się, że tak teraz jest. Masz wybudzenie i jako sługa bezużyteczny wezwany do ofiarnej służby mówisz modlitwę grzesznika. Oddałeś chwalę Bogu. Jesteś wtedy słupem, na którym zatrzymuje się złość. Oddajesz chwalę Bogu zgadzając się na to, co cię spotyka. Spotkał cię lęk, oddaję w tym lęku Tobie Boże chwałę, spotkała pokusa, bombardują myśli, jest trudno, oddajesz Bogu chwałę uznając swoją grzeszność.  Choć nadal lęk jest, czujesz go, odczuwasz ciężkość sytuacji, w której jesteś. Oddajesz lęk Bogu nie po to, by minął, ale by przyniósł chwałę Bogu. Nie po to mamy trudności, by nam ulżyło, ale byśmy oddali chwałę Bogu. Diabeł wtedy traci swoją wściekłość. W końcu nie zniesie tego, że tak się starał, a obróciło się to przeciwko niemu. Póki co, jeśli nie ustępuje, znów uklęknij, powtórz modlitwę grzesznika – aż do skutku. Nie zniechęcaj się, nie dopuść myśli, że coś ci jest. Wykonaj!!! Nie skupiasz się na sobie. Boli dalej, masz lęki, nic się nie zmieniło zewnętrznie, ale myślenie się zmieniło.

Diabeł namawia, byśmy modlili się po to, by poczuć ulgę, by Bóg zabrał cierpienie, lęki. A to nie tak. Nie proś, by Bóg zdjął z Ciebie doświadczenie.  Ofiarowanie trudności odwraca sytuację. Bo ty zgodzisz się na to, że diabeł cię dręczy. Bóg przecież do tego dopuścił. Nie wnikaj, dlaczego.

Jak zatem sobie radzić?

Uczymy się od Jezusa. Jezus przyszedł po to, by nam służyć, nie by Jemu służono. Przyjął cierpienia, obelgi, nie skupił się na sobie, tylko na tobie, na odkupieniu ciebie. Nie patrzył, jak bardzo Go boli, oddał chwałę Bogu. „Ojcze nie moja,ale twoja wola niech się stanie…”; „Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego”. Jesteśmy naśladowcami Chrystusa. Droga Krzyżowa to światło padające na nas. To jest jasność, jak mamy patrzeć. Jezus dokonał zbawienia swoją Krwią, to jest prawda Jezusowa: patrz na mnie, weź swój krzyż – chodzi o zgodę myślową. Zgadzasz się na swoje dolegliwości, patrząc na Jezusowe dolegliwości. Patrzysz, wielbisz Jezusa: uwielbiam, że dokonałeś tego dla mnie, dla nas, Ty to zrobiłeś, wypełniłeś wolę Ojca, chwała Tobie Panie. Powtarzaj to z głębi siebie, z przekonaniem. Chwała Tobie Panie.  I nie wysilaj się na żadne słowa. Jesteśmy wielokrotnie sprawdzani w tej samej pokusie, aż absolutnie i bezkompromisowo powiemy jej nie! Jeśli więc nie ponarzekam, nie oskarżę siebie, innych, Boga, nie spekuluję i nie mam oczekiwań; kiedy absolutnie wypełnię się Bogiem, oddam Jemu moją trudność i zajmę się sprawami Boga, spełniłem swoje zadanie. Bóg wykorzystuje działanie szatana, aby nas próbował, stawiał przeszkody, kusił, nawet zniewalał, tylko po to, by wydobyć z nas to, co najlepsze. Prowadzi to do przylgnięcia do Jezusa, przylgnięcia tak mocnego, by nie było szczelin. Potrzeba być do tego zdecydowanym, bezkompromisowym, niewątpiącym, potrzeba wyeliminować najmniejsze niewierności. Jeśli będziemy wierni w sprawach najmniejszych, Bóg nad większymi nas postawi. Ale w niewiernościach, w pozostawionych szczelinach znajdzie swoje miejsce szatan, by rozdzielić nas od Boga, by wcisnąć tam swój język. Szczeliny to ta dwoistość naszego bycia- jestem trochę tu, trochę tu, trochę w świecie Bożych spraw, a trochę chcę przypodobać się światu, znajomym, wdam się w dyskusję, że ludzie powinni, co to za świat, pomądruję się, pouczę, trochę posłucham osoby prowadzącej ze wspólnoty, ale trochę zrobię po swojemu; pooglądam inne filmiki i konferencje, chcę coś sam przyspieszyć, „bo mi tak wleciało”, „samo się otworzyło”, „na pewno musi być dla mnie”, „na pewno wyjątkowe”, poślę to innym członkom wspólnoty, a nie biorę za to odpowiedzialności wysyłając innym. Inaczej zachowuję sie w obecności członków wspólnoty, inaczej w rodzinie, inaczej w pracy – stosuję kurtuazję, by się innym przypodobać, mam różne zdanie w zależności od okoliczności i obecnych ludzi, zajmuję się sprawami światowymi, tematami modnymi, pozwalam sobie na małe „grzeszki”, na nałogi, żeby zrekompensować trudności, a kiedy trącają  mnie pokusy, przychodzą obrazy, pozostaję w nich myślą i jestem gotowy, by wejść w grzech czynem… może rezygnuję z modlitwy lub z jej części, z czytania Pisma Świętego, usprawiedliwiając się zmęczeniem. Jeśli przylgniesz do Boga nie pozostawiając żadnej szczeliny, w którą mógłby wcisnąć się szatan, on tego nie wytrzyma. W prawdziwym przylgnięciu już jesteś z Bogiem. Szatan atakując ciebie, zaatakuje Boga.

Mam być bezkompromisowy. Wiedzieć, czego chcę, znać swój cel. Jeśli mam cel, nie dopadnie mnie depresja. Trudności być może mnie nie opuszczą, ale nastąpi zmiana myślenia. Niektórym powodzenie światowe, kariera, pieniądze zaszkodziły, nawet niektórym chorym zdrowie zaszkodziło i odeszli od Boga… więc jak chcę: nie mieć Boga czy może być nawet chorym i biednym, ale być z Bogiem?

Nie patrzymy na swoje trudności, ale na zadanie, jakie daje Maryja. My jej się wywdzięczamy. I to jest prawdziwe nawrócenie.św. Ludwik mówił, że kto się nawrócił i jest zawierzony, choćby największe trudności go spotkały, przetrwa je.

Razem zatem z Maryją, Matką Zaufania i Tą, która w pełni wypełniła Wolę Boga oraz wraz ze świętymi, wspomnianymi wyżej, służmy Bogu! W pełni, bez podtekstów, bez mojego „ja”, bez mojego „wydaje mi się”. Korzystajmy z darów, jakie mamy: rozumu, woli, umiejętności i talentów, ale pamiętajmy, że to Bóg jest ich Twórcą i to ON daje je nam ku wypełnieniu Jego Woli. Zaufajmy Mu!

Jak ludzie wolni [postępujcie],

nie jak ci, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła,

ale jak niewolnicy Boga”.1P 2,16.