Jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców

 Moi rodzice się rozwiedli, kiedy miałem jakieś dwa lub trzy lata. Nie pamiętam dokładnie, jak to było. Pamiętam tylko, że smutno mi było, ponieważ nie mogłem mieszkać z tatą, mogłem go odwiedzać tylko co drugi weekend. Pamiętam również sytuację, kiedy tata właśnie po mnie przyjechał, żeby zabrać mnie do siebie na weekend. Staliśmy już w drzwiach od kuchni, tata cały czas rozmawiał z moją mamą, a potem się kłócił z nią. Ja cały czas go ciągnąłem za palec i mu mówiłem, że chcę już jechać, ale ani on, ani moja mama nie zwracali na mnie uwagi. Byłem wtedy zdenerwowany, bo chciałem wreszcie spędzić czas z tatą, a mama i tata prowadzili dyskusje. Wydawało mi się, że ta dyskusja trwa z godzinę, ale nie jestem pewny, bo miałem wtedy dopiero około 4 lat.

I tak jeździłem co drugi weekend do taty. Przyzwyczaiłem się do tego i cieszyłem się, że widywałem tatę co drugi weekend. Sytuacja się pogorszyła, kiedy tata się wyprowadził do Polski, a ja dalej z mamą mieszkałem w Niemczech. Odwiedzałem tatę co drugi rok w Święto Bożego Narodzenia, co drugi rok w Wielkanoc i zawsze w wakacje. Przyjeżdżałem do niego na 2-4 tygodnie, bo tak było to ustalone przez sąd. Poza tym dużo rozmawialiśmy z tatą przez kamerkę na platformie skype.

Z mamą super się rozumiałem, dużo filmów oglądaliśmy i ogólnie było bardzo miło mieć taką dobrą mamę. Zawsze kiedy został tylko jeszcze miesiąc do ferii czy wakacji, cieszyłem się i odliczałem dni do przyjazdu do taty. Przez kamerkę mu mówiłem, ile dni jeszcze zostało. Wtedy odczuwałem wielką radość. Teraz, jak to piszę ,trochę smutno mi się robi. Kiedy wspominam swoje dzieciństwo i porównuję je do innych, to stwierdzam, że może nie było ono takie wspaniałe, ale dla mnie tak czy tak było piękne. Największa była radość, kiedy tata po mnie przyjeżdżał do domu. Gdy byłem w Polsce, czułem się dobrze, dogadywałem się z rodziną, tyko po jakimś czasie mi się znudziło i jak wieczorem z tatą szliśmy na spacer, powiedziałem mu, że mi smutno, bo nie mam kolegów tutaj i nie chce mi się tylko siedzieć z babcią, jak on jest w pracy. Parę minut po tym, jak mu to powiedziałem, szliśmy koło sąsiadów. Tata zapytał ich czy nie chcą być moimi kolegami i tak się zaczęła moja znajomość z rówieśnikami. Chciałem się od razu z nimi bawić i grać  w piłkę nożną, ale tata powiedział, że jutro, gdyż on chciał ze mną spędzić czas, bo rano znów musiał jechać do pracy. Od tego momentu jeszcze bardziej się cieszyłem, jak mogłem przyjechać do Polski, bo teraz też miałem kolegów też tutaj. Spędzałem dużo czasu na orliku, zdarzały się takie dni, gdzie od razu po śniadaniu na orlik z kolegami jechałem i grałem. Do domu tylko przychodziłem, aby zjeść. Taką wielką radość mi sprawiało to, że mogłem z nimi grać w piłkę. Dużo czasu też spędzałem z bratem mojego ojca (moim wujkiem). Nie uważałem go za wujka, tylko za kolegę. On mnie zawsze, gdy przyjeżdżałem, zabierał do kina i do McDonalda. Tata mój tego nie robił, gdyż był zajęty pracą i nie miał tyle czasu, bo był już o parę dobrych lat starszy od mojego wujka. Jestem wdzięczny za to, że ich mam.

Pewnego dnia, gdy byłem u babci ze strony mamy, ona mi opowiadała, że moi rodzice się niby rozwiedli, bo mój ojciec zdradził moja mamę. Mówiła, że ja z moją prababcią właśnie do domu wchodziliśmy, a w sypialni leżał tata z kobietą. W pewnym stopniu czułem się winny z powodu tego, że przeze mnie się rozwiedli. Ale czułem się też oszukany przez własnego ojca. Nie mówiłem mu o tym. Dopiero jakieś 2 lata temu się go zapytałem, a on powiedział, że babcia mi bzdur nagadała. Wtedy to było ważne, ale teraz to już nie odgrywa dla mnie dużej roli. Czasu nie zmienię i moi rodzice już nie będą razem.

Kiedy przyjeżdżałem do Polski, tata mnie zabierał do jednej kobiety. Ona miała córkę i miałem się z nią bawić. Nie byłem za bardzo zadowolony z tego, bo wtedy jeszcze się nie lubiłem bawić z dziewczynami. Tata w tym czasie spędzał czas ze swoją dziewczyną. Pamiętam jednak piękny moment, jak byliśmy u tej dziewczyny i tata mnie wziął na dwór na hamak, a ta kobieta i jej córka były w domu. Ja z tatą leżałem na hamaku i rozmawialiśmy, już nie wiem dokładnie o czym, ale teraz jak wspominam te czasy, czuję smutek, że już tak nie jest. Ale jestem szczęśliwy, bo ten moment był po prostu piękny.

Parę lat później, jak miałem około 7 lat, tata był w Holandii u mojej cioci i przyjechał po mnie. Miał przy sobie jakaś nową kobietę, nie interesowałem się nią za bardzo, ale ona przywitała mnie prezentem. Był to miły gest, wtedy mi się ten prezent nie podobał, ale teraz jak o tym myślę, to jestem szczęśliwy. W tym czasie dużo grałem na przenośnej konsoli i nie interesowałem się już tak bardzo tym, że tata przyjechał. Tym bardziej, że miał jakąś kobietę przy sobie.

Po jakimś czasie zaczął do nas przyjeżdżać kolega od mamy z pracy do domu. Lubiłem go, bo się ze mną dużo bawił i dobrze się z nim rozumiałem. Pewnego dnia mama mnie zapytała, co ja bym o tym sądził, gdyby się do nas przeprowadził. Skakałem z radości i powiedziałem, że bym bardzo tego chciał i od razu do niego zadzwoniłem z mamą. Zapytałem, czy nie chce u nas mieszkać, mówił, że już z mamą o tym gadał i tak się stało.

 Pomiędzy wszystkimi zdarzeniami były jeszcze sprawy w sądzie o alimenty itp. I mama mi próbowała nagadać źle na tatę. Nie jestem pewien, czy tata mi też nie chciał nagadać czegoś na mamę, ale ja się starałem nie mieszać się do tych spraw. Jedynie co, to wspierałem jednego i drugiego, gdyż jestem mocno empatyczny. Współczucie u mnie pojawia się szybko.

Teraz jak to piszę, przypominam sobie parę zdarzeń. Jedno z nich to takie, kiedy tata brał ślub ze swoją teraźniejszą żoną. Wtedy byłem w Niemczech. Tata nie zaprosił mnie na swój własny ślub. Teraz czuję wielki zawód z tego powodu. Potem była moja Pierwsza Komunia Święta. Tata przyjechał z Polski, aby być na Mszy świętej. Miałem nadzieję, że zostanie może na „imprezie”, znaczy na obiedzie rodzinnym. Ale moja mama mu nie pozwoliła nawet wejść na podwórko. Tata musiał na ulicy przy samochodzie składać mi życzenia. Nie mogłem w ogóle z nim spędzić czasu. Wtedy czułem wielki smutek i nie wiedziałem, co mam ze sobą robić. Poprosiłem mamę, żeby chociaż kolega mógł przyjść do mnie, skoro nie wpuściła taty. I w końcu ją zmanipulowałem, żeby kolega mógł przyjść i żebym mógł pograć z nim w grę na nowej konsoli.

Odtąd moje życie się zmieniło. Mama dużo pracowała, miała dwie prace. W jednej była kierowniczką produkcji żywności. Czyli jeżeli miała na rano, to wyjeżdżała o 6, wracała o 16 czy 17 z pierwszej pracy, a od 18-20 do drugiej pracy jechała jako sprzątaczka. Jeśli miała nocki, to o 22 wyjeżdżała, wracała o 7 nad ranem i od 8-10 jechała sprzątać. Jeżeli mama była w domu, to spała, a jeżeli nie spała, to była zdenerwowana przez zmęczenie i już nie było tak super jak wcześniej. Chciała mi zapewnić jak najlepszy byt, bym chodził w dobrych ubraniach, miał konsolę i wszystko czego zechcę. O jednej rzeczy jednak zapomniała, o poświęceniu czasu dziecku i z tym związaną miłością. Wiem, że mnie bardzo kocha, ale mi już tego nie okazywała, bo jak była w domu, to albo spała, albo była zdenerwowana lub zmęczona. Ja, gdy nie miałem nic do robienia i się nudziłem, sięgałem po gry na konsoli lub na komputerze i z kolegami sobie grałem. Mojej mamie to akurat pasowało, bo nie musiała na nas uważać, byliśmy cicho, a mama moja mogła sobie w tym czasie spać. Teraz jak już dorosłem, nie chcę źle mówić o mojej mamie, bo rozumiem jej postępowanie. Chciała mi zapewnić jak najlepszy byt. Ale to niestety nie było dobre.

Kiedy dorastałem i miałem jakieś 12 lat, zacząłem jeździć na deskorolce z kolegami. Zawsze kiedy mama przechodziła tam z psem na spacer mówiłem jej, żeby sobie poszła i kłóciłem się z nią przed kolegami. Nie wiem dlaczego, ale wstydziłem się, że moja mama tam przechodzi. Może dlatego, że miałem tam swoją strefę spokoju, oderwanie od mamy i domu, mogłem być z kolegami i nie myśleć o domowych problemach, o wielkich awanturach, które się w tym czasie odbywały w domu. Z mamą już ciężko było się porozumieć, potrafiliśmy być przez miesiąc obrażeni na siebie i odnosić się do siebie ze złością. Ale był tez czas, kiedy się pogodziliśmy i było mi dobrze. Czułem się dobrze, że się pogodziliśmy. Mama mi zawsze kupowała wtedy ubrania prezenty itp… Ale kiedy znów się kłóciliśmy, zarzucała mi, że ona mnie obdarza takimi prezentami, a ja się nie zachowuję dobrze wobec niej. Niestety też były momenty, kiedy moja mama była tak wkurzona, że biła mnie paskiem. Ja sobie robiłem z tego zabawę i uciekałem przed nią wokół stołu. Po pół godziny mama się zmęczyła i mnie już nie goniła. W szkole poszedłem do pedagoga szkolnego, by mi pomógł, gdyż w domu już się nie czułem dobrze. Zaprosił mamę na rozmowę, a mama zamiast sama tam pójść, zabrała jakąś koleżankę. To było dla mnie niepojęte, jak można na rozmowę z pedagogiem szkolnym zabrać koleżankę?!

Z pedagogiem szkolnym ustaliliśmy zasady, które moja mama i ja mamy przestrzegać. Jednak po miesiącu czy dwóch złamaliśmy je i było jak wcześniej. Kiedy miałem jeszcze 11 lat w szkole zacząłem ze starszym kolegą palić papierosy. Pewnego dnia w przerwie za krzakiem wyciągnął biały proszek i powiedział mi, że to jest amfetamina, że całą noc nie spał i że zaraz zaśnie, jak sobie nie wciągnie noska. Zapytałem, czy też mogę i tak się zaczęła najciemniejsza część mojego życia. Wtedy byłem zachwycony tym, bo nie wiedziałem, co to jest, czułem wtedy wielką radość, byłem szczęśliwy, nakręcony. Teraz żałuję tego, że to zrobiłem, bo wpadłem w dziurę, z której ciężko mi było wyjść.

Gdy miałem 12 lat, zapaliłem pierwszego jointa z tym samym kolegą. Zapominałem o problemach, czułem się jak w raju. To myślenie jednak było błędne. Powiedziałem sobie, że to jest to, po co jakieś proszki czy chemiczne narkotyki, jak mogę spożywać naturę. Przecież natura nie może mi szkodzić. Najpierw co miesiąc paliłem jointy. Jak miałem 13 lat zdarzało się to coraz częściej. Mając 13 lat z kolegami poszedłem na pierwszą domówkę. Alkoholu nie lubiłem tak, jak trawy. Jednak na imprezach go spożywałem. W wieku 14 lat sam sobie łatwiłem trawę. Poznałem swojego pierwszego dilera, który był dla mnie jak rodzina. Moje wartości jak miłość, prawdomówność i wiara zanikały. Koledzy, imprezy oraz narkotyki stały się moim życiem. Ten diler, którego poznałem opowiedział mi, jak zaczął handlować. Widziałem, ile kasy ma i też tak chciałem. I tak zacząłem handlować na małe ilości. Wtedy już paliłem 3-5 razy w tygodniu- w zależności czy miałem kasę, czy nie. Kiedy jednak nie wystarczało kasy, ja nie mogłem już sobie odpuścić wyjścia z kolegami, więc zacząłem kraść mamie pieniądze, żeby zapalić trawę. Myślałem, że moja mama tego nie zauważy i kradłem coraz częściej. Gdy miałem 15 lat, paliłem już codziennie trawę. Wtedy moja mama mnie też pierwszy raz wyrzuciła z domu. To, że ja paliłem trawę czy piłem alkohol nie znaczyło, że już nie było awantur z moją mamą. Wtedy już miałem wyrąbane na to.

Wracając do pierwszego wyrzucenia z domu. Miałem kompletną załamkę przez narkotyki i kłóciłem się do tego z mamą. Już nie wiedziałem, co robić i powiedziałem mamie, że chcę się zabić, ona odpowiedziała, że mam to zrobić. Chciałem mamę sprowokować, poszedłem do pokoju i napisałem list pożegnalny i na końcu pozdrowiłem moich 4 najlepszych „kolegów”. Po tym wziąłem flaszkę alkoholu i umówiłem się z kolegą. Siedzieliśmy w naszym ulubionym parku i piliśmy. Pojechaliśmy do jednego z moich 4 najlepszych kolegów, który był dilerem, żeby kupić trawę. Potem pojechaliśmy skuterkiem do spokojnego miejsca, aby tę trawę wypalić. Po jakiś 10 minutach, kiedy już byłem na maksymalnej bani nagle dzwoni do mnie jeden z tych 4 kolegów, który był ujęty w liście pożegnalnym i mi mówi, że policja u niego jest, bo moja mama znalazła ten list i zadzwoniła po policję i oni mnie teraz szukają. Wtedy czułem wstyd, bo nie byłem pewny, co mój kolega naprawdę myśli i czy ja nie chce się zabić. Mówił, że oni tez przyjadą do tych innych kolegów, których ująłem w tym liście. Problem był taki, że jeden z tych kolegów miał rośliny w domu, a drugi był dilerem. Wtedy byłem zestresowany, bo nie wiedziałem co zrobić, przecież oni by mnie znienawidzili, jak by policja do nich przyjechała i by przeze mnie musieli pójść do więzienia.  Więc podjąłem decyzję, żeby zadzwonić na policję i powiedzieć, żeby mnie już nie szukali i że za pół godziny będę w domu. Tak też zrobiłem i tak było. Z kolegą skończyliśmy pić i palić i wskoczyliśmy na skuter i mnie zawiózł w pobliże mojego domu. Przyszedłem do domu a przed drzwiami wejściowymi rzeczywiście policja stała, słyszałem tylko krzyki bólu, złości mojej mamy, która była w domu. Jeden z tych policjantów poszedł do domu, a drugi powiedział czy nie możemy w ogródku pogadać, bo tam było teraz niekomfortowo. Poszedłem z tym jednym policjantem do ogródka i policjant zapalił sobie papierosa i mnie poczęstował ( miałem wtedy tylko 15 lat).

Zaczął gadać spokojnym i miłym tonem, że on też miał dziecko, które było uzależnione. Ale powiedział swojemu synowi, że policjant i narkoman pod jednym dachem nie mogą funkcjonować i że jego syn albo się wyprowadzi, albo przestanie brać.  Wybrał drugą opcję. Więc na spokojnie jemu też wytłumaczyłem sytuację w domu. Obwiniałem tylko mamę, a on powiedział, że jest okej. Powiedział, że pójdzie i porozmawia z moją mamą. Więc poszedł do domu i nie wiem jak to zrobił, ale w ciągu 5 minut uspokoił moją mamę i pojechali sobie. Teraz, jak to wspominam, czuję złość na samego siebie, że tak postąpiłem, ale też smutek z powodu tego, co moja mama musiała przeżyć.

Ja jednak nie zaprzestałem palić trawy. Niedługo po tym incydencie poznałem nowego dilera. Ten jednak został złapany przez policję na granicy. Potem poznałem jeszcze innego dilera, Holendra, ten człowiek mnie tak bardzo zmanipulował i wprowadził w uliczne życie, że to jest niepojęte. Dawał mi dobre ceny za trawę i zacząłem handlować nią na większe ilości. Dużo na tym zarabiałem, myślałem, że to jest moja szansa. Już nie będę się kłócił z mamą, już nie będę jej kraść kasy, bo teraz mogę sam na siebie zarabiać. Paliłem wtedy masę ilości dziennie. Jednak pewnego dnia moja mama znalazła mój portfel w domu, który był pełny i się zapytała, czyja to jest kasa. Ja jej powiedziałem, że to kolegi i muszę mu oddać. Wtedy myślałem, że moja mama uwierzyła. Teraz jednak wiem, że byłem naiwny, myśląc, że uwierzyła. Musiałem tę kasę jakoś wydać, ale nie wiedziałem, na co. Jak bym sobie kupił ubrania czy coś materialnego, mama by wiedziała, że to nie moje. Stwierdziłem, że złamię swoje zasady z mocnymi narkotykami i kupię sobie masę trawy i do tego masę koksu. I tak w wieku 16 lat pierwszy raz brałem koks. Wtedy czułem zachwyt, wielką radość. Teraz jak to piszę, jednak widzę, jak dołek, w który się wkopałem, robił się coraz głębszy. Moje uzależnienie się pogłębiało, coraz więcej trawy, coraz więcej koksu. W wieku 16 lat też trafiłem do szpitala, bo cały dzień nic nie jadłem, a jak zawsze paliłem. Wieczorem doszedł alkohol,  koks. Gdy mocne narkotyki się skończyły, dalej piłem. Koledzy mnie zaprowadzili do domu, ale ja stwierdziłem, że za domem chcę jeszcze zapalić papierosa. Straciłem przytomność i leżałem 20 minut w zimę przed domem. Na szczęście mój pies zaczął nagle szczekać, obudził mamę i mama mnie wciągnęła do domu. Zadzwoniła po karetkę. Kiedy karetka przyjechała, ja się jeszcze biłem z pielęgniarzem, gdyż nie chciałem z nimi pojechać. Oni mnie siłą przywiązali do łóżka karetki i mnie zabrali. Kiedy po mocnych narkotykach miałem załamkę, dzwoniłem do taty. Wykrzyczałem mu, że to wszystko jego wina. Gdyby był tu u mnie, tak by się nie stało. Teraz czuję wielki, naprawdę wielki smutek z tego powodu, że tak mówiłem. Często kiedy miałem załamkę dzwoniłem tak do niego i się złościłem na niego, że go nie ma u mnie. Czułem się osamotniony i zagubiony. Odtąd już byłem pewny tego, ze nie mam rodziny, że ulica, koledzy są moją rodziną. Jakie to było błędne myślenie…

Z upływem czasu moja głowa już nie chciała narkotyków i zrobiła sobie swój system obronny, tak zwane psychozy. Teraz, kiedy zażywałem narkotyki, już nie czułem euforii i radości, lecz czułem lęk, ból fizyczny. Już nikomu nie mogłem ufać. Myślałem, że „ mój najlepszy kolega”, z tym, z którym robiłem ponad rok interesy, jest policjantem. Myślałem, że moi rodzice są policjantami. Nikomu już nie ufałem. Zawaliłem rok szkolny, chodziłem do pracy zamiast do szkoły, żeby uspokoić mamę. Jednak to też zawaliłem. Złość wzrastała we mnie i w mamie, aż był wielki wybuch i zadzwoniła po policję, żeby mnie zabrali z domu. Mówiła, że już tam nie mogę mieszkać. Policja mnie zabrała, ja ich wyzywałem po polsku, zabrali mnie 10 km od mojego domu i powiedzieli mi, że tu teraz będę mieszkał. Ja się zapytałem, czy mogę chociaż wyjść zapalić, odpowiedzieli, że mogę. Więc wyszedłem zapalić i ruszyłem w drogę do domu. Szedłem przez jakieś pola, głowa mi odbijała przez psychozę i brak narkotyków. Już naprawdę nie wiedziałem, co mam robić. Doszedłem więc do domu, ale mama mi powiedziała, że nie mogę być w domu, bo znów zadzwoni po policję. Zadzwoniłem więc do taty i mu powiedziałem, że już nie chcę mieszkać w Niemczech, że chcę do niego, do Polski. Powiedziałem to w emocjach, tak naprawdę tego nie chciałem, ale mój ojciec naprawdę ruszył w drogę, by mnie ocalić z narkotyków, by mnie zabrać do Polski. Poszedłem więc do moich dwóch najlepszych „kolegów”, zapaliłem z nimi ostatniego jointa, jednak moja zepsuta głowa tego nie chciała. Myślałem, że chcą mi zrobić coś złego, jakąś krzywdę, zacząłem wyzywać ich i poszedłem. Tata jechał ok. 1000 km po mnie. Więc czekałem 6 godzin w McDonalds’e i co 3 minuty dzwoniłem do taty, czy naprawdę po mnie jedzie, bo nie mogłem w to uwierzyć. Wieczorem o jakieś 20 wreszcie był mój ojciec. Podjechaliśmy do mojego domu, moja mama dała mu moje rzeczy i pożegnała się ze mną. Nie wiem, ale w tym momencie się nagle już pogodziłem z mamą, przytuliłem ją mocno. Pożegnałem się z ojczymem i z tatą pojechaliśmy do mojej cioci w Holandii, aby się wyspać i na następny ranek wyjechać w drogę do Polski. Tu tata z dziadkiem mnie zmusili, abym poszedł na terapię, nie chciałem tego, ale teraz widzę, że to było potrzebne. Nauczyłem się na nowo żyć, bez narkotyków, moje psychozy też zanikły po 1,5 czy 2 miesiącach bez narkotyków. Po terapii chciałem wrócić do mamy do Niemiec, lecz mama mi przysłała pismo od adwokata z zasadami, które mam wypełniać, a jak nie, to mnie wyrzucą z domu. Po przemyśleniach stwierdziłem, że lepiej będzie jak zostanę u mojego ojca. Dziś kontakt z moją mamą utrzymuję telefonicznie i jeżdżę do niej parę razy w roku. Kontakt mamy dobry i się już nie kłócimy.

Podsumowując brak ojca i brak miłości mnie doprowadziły do narkotyków. Wiem jednak, że to nie moja wina, że rodzice się rozwiedli. Nie pasowało już im i może tak miało być. Moje dzieciństwo w porównaniu do innych nie było dzieciństwem wspaniałym. Jak dla mnie to były jednak piękne czasy. Brak ojca mi w pewnym sensie przeszkadzał, jednak po czasie się przyzwyczaiłem być tylko z mamą i radość była tym większa jak mamy chłopak się do nas przeprowadził. Jak bym mógł cofnąć czas, to bym ich przeprosił za to, co zrobiłem i że ich obwiniałem za wszystkie moje błędy.

Napisałem to 5-6 maja 2020 roku, gdy miałem prawie 18 lat