ks. Paweł Figura : „Miłość nie zazdrości”

konferencja do wysłuchania tutaj

Miłość nie zazdrości. Na samym początku należałoby postawić znak zapytania- czy aby na pewno miłość nie zazdrości? I czy w ogóle jest możliwa miłość, która nie zazdrości? I jak to jest z tą miłością u Pana Boga i u ludzi?

 Często rzucamy sloganami, których nie rozumiemy i z zazdrością jest podobnie. Tak naprawdę głębia tego sformułowania jest ogromna. Zacznijmy od króciutkiej metodologicznej uwagi. Mówimy o tym, że można być zazdrosnym o kogoś, o coś i można też zazdrościć czegoś. Są dwa zasadnicze rozróżnienia. W pierwszym przypadku, kiedy mówimy, że jesteśmy zazdrośni o kogoś albo o coś, to tak naprawdę mamy wtedy lęk przed utratą tego czegoś, kogoś, tego, co się posiada. Słowo „posiada” oznacza, że możemy coś posiadać faktycznie albo tylko we własnym mniemaniu. Wtedy wydaje mi się, że ja coś posiadam. Tego rodzaju zazdrość pojawia się w ludzkich relacjach. Ona wiąże się z obawą, niepokojem i wątpliwościami. Tak naprawdę zazdrość o kogoś lub coś wiąże się z jedną rzeczą- z utratą poczucia, że jestem kochany i potrzebny. Zazdrośnik będzie postrzegał cudzą miłość w kategoriach ilościowych, a nie jakościowych. To tak, jakby miłość była tortem i gdy ktoś, kogo kocham, ofiaruje komuś innemu kawałek tortu, to myślę, że dla mnie może już go zabraknąć. I się tego boję. Oczywiście to jest złudne. Innym zupełnie uczuciem jest zazdrość związana z posiadaniem upragnionego dobra przez kogoś innego, np. zazdroszczę komuś wspaniałego samochodu. To się wiąże z kolei z wrogością, awersją wobec cudzego dobra. Kohelet  ( Koh 4,4) mówi, że: „zobaczyłem też, że wszelki trud i wszelkie powodzenie w pracy rodzi u drugiego zazdrość. I to jest marność i pogoń za wiatrem”.

O zazdrości mówi się, że to jest najgłupsza wada. Przy wielu innych wadach, takich jak: pijaństwo czy rozwiązłość człowiek może odczuwać jakąś złudną przyjemność bądź satysfakcję. Przy zazdrości kompletnie tego nie ma. Najczęściej jest jakieś rozgoryczenie i stres, niechęć z powodu nieposiadania tego, co ma ktoś inny albo braku podobnego sukcesu. Same negatywy i nic przyjemnego. Zazdrość to uczucie pewnego smutku. Ten smutek wynika z tego, że ja cudze dobro postrzegam jako własne nieszczęście. To jest wewnętrzna udręka, która izoluje mnie od rzeczywistości. Zazdrość zaczyna się w głowie i ona w tej głowie potrafi namotać bardzo mocno. To wszystko jest jednak w wyobraźni. Realnie może to wyglądać zupełnie inaczej. Zazdrość wymaga, w cudzysłowie, co najmniej dwóch aktorów, ponieważ rodzi się ona z ciągłej konfrontacji z kimś innym, kto wydaje się lepszy, szczęśliwszy, kto wydaje się bogatszy, bardziej kochany albo ktoś, kto zabiera mi coś, co pozornie do mnie należy – osobę bądź rzecz albo cokolwiek innego. To nie muszą być wcale rzeczy materialne. Zazdrość nie ogranicza się do przykrości z tego powodu, że nie posiadam jakiegoś dobra. Najczęściej budzi ona w nas odczucia negatywne wobec danej osoby, której udało się coś posiąść, która ma coś, czego ja nie posiadam. Albo wobec osoby, która potencjalnie może mi zabrać coś, co do mnie należy. Tak rozumiana zazdrość jawi się nam negatywnie.

Są współcześnie psychologowie i teologowie, którzy mówią, że zazdrość jest pozytywna. Zazdroszczę ci czegoś, co osiągnąłeś, ale nie w kategorii negatywnej. Ja też postaram się to zrobić – czyli mówimy tutaj o jakiejś rywalizacji. Ci, którzy zajmują się analizą tego zjawiska mówią, że taka zazdrość wymaga dojrzałości, ogromnej dojrzałości. Biorąc pod uwagę, że wszyscy jesteśmy w procesie dojrzewania, to bardziej powiemy o tym, żeby tej źle rozumianej zazdrości nie ulegać. Jak mamy patrzeć na zazdrość przez pryzmat Pisma Świętego? W przeciwieństwie do miłości, która opiera się na zaufaniu, a więc jest jakimś aktem odwagi, takiego całkowitego powierzenia się drugiej osobie, zazdrość jest aktem strachu. Jest aktem niepokoju i niepewności. Czymś, co sprawia, że myślimy o sobie jako o osobach bezwartościowych, nie zasługujących na miłość. To inni są lepsi i piękniejsi. To rodzi w nas potężne konflikty. Pojawienie się tej zazdrości, tak jak lubił powtarzać ks. Krzysztof Grzywocz, niech sprawi, że nie przejdziesz obok tego obojętnie. Niech to nie będzie dla ciebie taką rzeczą, którą od razu chcesz stłamsić. Zastanów się wtedy, zwyczajnie zastanów się. Zatrzymaj się nad tym, przywitaj się z tą zazdrością i zapytaj: co chcesz mi powiedzieć przez to o mnie samym? Za chwilę dowiemy się na przykładach z Pisma Świętego, co zazdrość powiedziała o konkretnych postaciach. Dopiero wtedy zrozumiemy, dlaczego miłość nie zazdrości, ale też i dlaczego miłość musi zazdrościć i czego powinna zazdrościć. To jest dla nas najważniejsze.

 Kiedy myślimy o negatywnych konsekwencjach zazdrości, bardzo rzadko zapominamy o tym, co podkreślał Pan Jezus. Pan Jezus tłumaczył uczniom, że to nie takie czy inne potrawy czynią człowieka nieczystym, ale prawdziwie nieczystym czyni go zło, które wychodzi z jego wnętrza, z ludzkiego serca. Przykład, który tutaj Jezus daje to seria grzechów, które wymienia, wśród nich jest zazdrość. I teraz popatrzmy- nie tylko brudzi ona serce danej osoby, ale ona potężnie zanieczyszcza. Zanieczyszcza relacje w ludzkiej społeczności. Szczególnie szkodliwa jest we wspólnocie. I o tym chciałbym najbardziej powiedzieć. Jak zazdrość niszczy Wspólnotę? Pójdźmy dalej. Jezus bardzo radykalnie reagował, kiedy widział wszelkie przejawy niezdrowej rywalizacji, a także zazdrości wśród swoich uczniów. Z Ewangelii według świętego Marka (Mk 9,33b – 36): „Gdy był już w domu, zapytał ich: o czym rozprawialiście w drodze? Lecz oni milczeli. W drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „ Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich. Potem wziął dziecko i postawił je przed nimi(…)” Jezus jest mistrzem ciętych ripost, odpowiedzi w punkt. Zaczyna od myślenia apostołów: O czym rozprawialiście? On doskonale wie. Widząc niezdrowe ambicje uczniów, Jezus radykalnie chce zmienić ich kierunek. Poszerzmy jednak panoramę widzenia. Idąc od Starego Testamentu najpierw mamy zazdrość pierworodną. Zazdrość, jak mówią nam historycy, teologowie, egzegeci, była przyczyną buntu chociażby szatana wobec Boga. Szatan zbuntował się z zazdrości planów Boga wobec człowieka. Zazdrość mamy u Adama i Ewy, u Kaina i Abla. Zazdrość mamy u wszystkich proroków i tam jest ona rozumiana w sposób negatywny. Zazdrość też mamy wobec ludzi, którzy czynili Boże dzieła. (Np. Mojżesz- dlaczego właśnie ty Mojżeszu? I to najbliżsi są zazdrośni o niego. )Zazdrość mamy w  historii Dawida i Saula, kiedy to Saul zapałał chorobliwą zazdrością wobec Dawida, zazdrość w Nowym Testamencie o Jana Chrzciciela, w przypowieści o winnicy u tych, którzy dłużej pracowali: dlaczego ten, który mniej pracował ma otrzymać tyle samo? Zazdrość mamy wobec głosicieli dobrej Nowiny, zazdrość w Marcie, siostrze Marii. I w końcu mamy też zazdrość u uczniów.

 Po tym, jak Jezus wziął dziecko i pokazał apostołom pewną prostotę w myśleniu, zaraz jest kolejna scena :Wtedy rzekł do niego Jan: <<Nauczycielu widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodził z nami>>. Lecz Jezus odrzekł: <<Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle o mnie mówić. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami>>.” Mk 9, 38-40  Na początku wydaje się, że ta reakcja Jana jest niesłuszna i niezrozumiała. Dlaczego o to się buntuje? Ta scena ma nam pokazać, zdaniem niektórych komentatorów, że reakcja św. Jana jest reakcją sekciarską, ponieważ nie przyjmuje on prawdy, że dobro może się także dziać poza jakąś grupą. Jeżeli ja jestem w jakiejś swojej małej grupce we wspólnocie i uważam, że inna grupka jest sekciarska, to powinienem się bardziej zastanowić, gdzie to sekciarskie myślenie jest? Czy u mnie, czy u kogoś innego? Wszystko zaczyna się od myśli. Od myśli, która ma swoje źródło egoizmie. Ja coś stracę albo oni mają – coś innego. Pewien ksiądz, na wstępie na Mszy świętej na rekolekcjach powiedział: bo my chrześcijanie najbardziej zazdrościmy sobie łaski. I to jest święta prawda, że my sobie zazdrościmy daru od Pana Boga. Ktoś ma, a ja nie mam. Ale jeżeli ten ktoś ma, to zapewne to, co on ma, to w ogóle nie jest od Pana Boga. Bo ja mam od Pana Boga, ale on na pewno nie… I tak się zaczyna nakręcać spirala myśli. I wtedy wypadamy z orbity miłości. Miłość to jest prostota. Miłość to jest wolność wobec drugiej osoby, wobec danej sytuacji. Zazdrość to jest ciasnota spojrzenia. Ta ciasnota została zdemaskowana u uczniów. Zazdrość i ciasnota spojrzenia nie zgadzają się z postawą ucznia Jezusa. Mają one zostać odrzucone przez tych, którzy wchodzą na drogę Ewangelii. Święty Paweł w mistrzowski sposób wytykał zazdrość w listach.

Popatrzmy, jaką on miał cierpliwość w tłumaczeniu i wytykaniu zazdrości. On ma tak ojcowskie serce. Nie mógł spotkać się z adresatami na zoomie, nie mógł wysłać listu priorytetem. On te listy słał, czekał, kiedy dojdą, liczył na to, że zostaną dobrze odczytane, chociaż nie zawsze tak było.  W Liście  do Tytusa  (Tt 3, 3) czytamy: „Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim”. Jesteśmy w nowości paschalnej. Pascha to jest nowy początek. Jeżeli nowość, to jest nowość. To nie jest tak, że jestem jakimś tam starym człowiekiem poskładanym trochę, jakoś to będzie, ciągnę za sobą cały bagaż. Nowy to nowy. Gwarancja od zera – mam tak na siebie patrzeć.

W Liście do Koryntian (3,3) św. Paweł pisze wprost  „Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku? Koryntianie to my. Myślmy o sobie, że jesteśmy Koryntianami, Galatami. To jest skierowane do mnie – nie do kogoś z drugiej grupki, nie do kogoś z innej wspólnoty, ale do mnie. Słowa te musiały stanowić zimny prysznic dla mieszkańców Koryntu, ponieważ byli oni bardzo podatni na wpływy pregnostyckie, czyli byli spragnieni doskonałości osiąganej przez poznanie wiedzy, zastrzeżonej dla wybranych. Ja wiem, a skoro ja wiem, to ja jestem lepszy od kogoś, kto nie wie. Ile rzeczy wynika z takiej zazdrości o wiedzę nawet we wspólnotach, a może szczególnie we wspólnotach? Ja wiem więcej, a skoro wiem więcej to jestem bardziej wtajemniczony, czyli bardziej właśnie przypominam tych Koryntian, którzy tak o sobie myśleli. I wypadam z orbity miłości, bo miłość czyni mnie wolnym od tej źle rozumianej zazdrości. Duchowość człowieka nie weryfikuje się przez kolejny poziom wtajemniczenia, ale przez wolność od tych niskich, pospolitych wad.

W liście św. Jakuba (3,13) z kolei czytamy: „żywicie w sercach waszych gorzką zazdrość i skłonność do kłótni, to nie przechwalajcie się i nie sprzeciwiajcie się kłamstwem prawdzie!” Popatrzcie, że tutaj zazdrość jest pokazana jako gorzka. Tutaj nie chodzi o jakąś dobrą zazdrość, która mnie skłania do jakiejś zdrowej rywalizacji. Tu chodzi o postawę rozgoryczenia, że innemu się lepiej powodzi. I popatrzcie, że miłość nasza prawilnych katolików, oczywiście nie we wspólnocie Ziemi Boga, ale tak się zdarza, że generalnie w innych miejscach tak jest, że niektórzy ci „prawilni” katolicy, oni zazdroszczą. Bo on ma lepiej, bo on ma, tak mu się wiedzie, a w ogóle nie jest blisko Pana Boga. Nie ma żadnych punktów odniesienia, żadnych kryteriów i w takim myśleniu wypadamy z orbity miłości. Dlaczego? Jeżeli zaufałem Jezusowi, oddałem Mu swoje życie, to jeżeli widzę kogoś, kto grzeszy, (jemu może się super powodzić), ale miłość moja do tego człowieka objawi się nie w zazdrości, tylko w modlitwie, wyrzeczeniu, w poście, w umartwieniu o jego nawrócenie. Popatrzmy, do czego nas w Pismo Św.  wzywa?

Idźmy dalej. W 1 liście do Tymoteusza (1 Tmt 6, 3-4) fałszywych nauczycieli określa się w taki sposób „Jeśli ktoś naucza inaczej i nie trzyma się zdrowych słów Pana naszego Jezusa Chrystusa oraz nauki zgodnej z pobożnością, jest nadęty, niczego nie pojmuje, lecz choruje na dociekania i słowne utarczki. Z nich rodzą się: zawiść, sprzeczka, bluźnierstwa, złośliwe podejrzenia.” Zawiść w Piśmie Św. jest bardzo często stawiana na równi z zazdrością, dlatego to św. Paweł przywołuje. My nie mamy szukać jakiejś takiej próżnej chwały. Nie mamy się zatrzymywać na tej warstwie słownej, bo niestety tak się często zdarza, że w tej swojej zazdrości będę tak formułował zdania, będę tak wypowiadał się, żeby tylko w jakiś sposób dać ujście swoim emocjom.

Św. Paweł jako zatroskany ojciec, przypominał cały czas swoim dzieciom duchowym, którym jako pierwszy przyniósł Ewangelię, jak ważne jest, by we wspólnocie nie było szczególnie rozbijających jedność wad. Zazdrość jest tą wadą, jedną z najgłupszych. Nie przynosi żadnych korzyści. Żeby przypadkiem, nie było wśród was sporów, zazdrości, gniewu, niewłaściwego współzawodnictwa, obmów, szemrania, wynoszenia się, kłótni (2 Kor 12, 20). Gdybyśmy sobie wzięli to do serca, gdybyśmy w pewnych momentach wypowiedzieli to sakramentalne: Panie zamknij wargi moje, poszli przed Pana Jezusa, wylali Mu to wszystko, co jest w nas, ile problemów by się zaczęło rozwiązywać… To się tyczy każdej relacji: mojego małżeństwa, mojego narzeczeństwa, mojego przyjaciela/przyjaciółki, mojej pracy, wszystkiego. Św. Paweł w tym fragmencie zestawia wady parami. Zazdrość jest zestawiona z kłótnią. Jedno wynika z drugiego, bardzo szybko. Jeżeli tej zazdrości nie zdemaskuję w sobie, nie nazwę jej po imieniu, nie wypowiem przed Jezusem, przed kimkolwiek zaufanym, to bardzo, ale to bardzo łatwo to może przejść w kłótnię. To samo widzieliśmy w gronie apostołów, oni się właśnie kłócili: kto będzie większy? Zazdrość od razu prowokuje kłótnię.

Święty Jakub poszerza perspektywę, mówi, że zazdrość wywołuje nie tylko krótkie spory i kłótnie w niewielkich grupach, ale prawdziwie małe wojny. Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, (…) Jk 4, 1-3. Zazdrość już nie jest nazywana gorzką, ale morderczą. Co się wydarzy, kiedy tej zazdrości nie zatrzymam na tym poziomie swoich myśli, nie zdemaskuję jej wtedy, nie wypowiem, nie nazwę? Nie tylko wypełni mnie goryczą, ale może mnie doprowadzić do o wiele gorszych sytuacji. Oryginalny tekst w tym fragmencie jest jeszcze mocniejszy: zabijacie
i zazdrościcie
. Zabijamy w sercu bardzo łatwo. Warto tutaj zwrócić uwagę, że w zazdrości chodzi ciągle o siebie.
O to, że moje ja jest rzekomo zagrożone, że ja muszę to ja dowartościować, dyskredytując oczywiście drugiego człowieka, rywalizując z nim nawet za wszelką cenę. To jest ten mechanizm, który we wspólnotach jest bardzo widoczny, że będą tak prowadził swoje postępowanie, tak jakbym na zewnątrz był posłuszny, żeby tylko moja wola wyszła na wierzch, żeby się tylko moje stało. Taki cały przemysł, taki konglomerat. Tak idziemy, żeby tylko nasze wyszło. Z czego to wynika, że moje ja jest zagrożone, że się boję tego i zazdroszczę, że czyjeś inne zdanie będzie wzięte pod uwagę, a nie moje? Gdzie jest ten błąd poznawczy? Wynika on z tego, że jeżeli wypowiem swoją rację, wypowiem swoje zdanie, a ono nie będzie uwzględnione. Ok, przyjmuję to. Na ten moment to przyjmuję, ale nie nakręcam tej spirali, nie. Nie wchodzę w żadne oskarżanie, nie zazdroszczę tej rzekomej łaski. Nie. Urywam to. Dlatego św. Jakub ( Jk 3,16) dodaje, że Gdzie (…) zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek. To jest mocne zdanie: gdzie zazdrość i żądza sporu, tam jest bezład. Żądza sporu wskazuje przede wszystkim na egoistyczne ambicje, dążenie do kariery nawet z użyciem niegodziwych środków, co rzecz jasna musi wywoływać napięcia w relacjach międzyludzkich. To nam podaje słownik biblijny. W listach św. Pawła obok zazdrości występuje dokładnie ten sam termin, że to jest żądza sporu. Skoro więc zazdrość jest tak egoistyczna i tak negatywnie wpływa na wspólnotę, to nic dziwnego, że św. Paweł opisując cechy prawdziwej miłości zaznaczył, że miłość nie zazdrości (1 Kor 13.4). I tutaj ktoś by mógł zaoponować, przypominając, że miłość jest potężna jak śmierć, a zazdrość jest nieprzejednana jak Szeol. (Pnp 8, 6), Te dwa stwierdzenia biblijne nie są sprzeczne. Dlaczego? – nie są sprzeczne, kiedy dążę do zachowania wyłącznego charakteru miłości oblubieńczej, co w Biblii równa się zazdrość. Ani tym bardziej troska o wyjątkowy status drugiej osoby, o jej dobro, i to równa się gorliwość. To się nie sprzeciwia miłości. Natomiast zawiść, pożądanie czyjeś własności, niszcząca rywalizacja pomiędzy osobami, potrafią zniszczyć nawet najdoskonalszą relację międzyludzką.

Dlaczego Bóg jest Bogiem zazdrosnym? Po pierwsze, dlatego że jest Bogiem jedynym. Jest tym, który został zdradzony jako Oblubieniec. Jeżeli Bóg wie, że człowiek jest Jego własnością i tylko ten człowiek w Bogu osiągnie prawdziwe zjednoczenie, życie wieczne i prawdziwą szczęśliwość, to Bóg będzie robił wszystko, żeby tego człowieka przez zazdrosną swoją miłość wyrwać z sideł szatana. Tak samo jak w małżeństwie. Każdy zdrowy mąż będzie swoją żonę obdarzał troskliwą, zazdrosną w jakiś sposób miłością, aby jego potomstwo nie miało przypadkiem obcych genów. Pan Bóg nas uczy, mówi: Ja wiem, jakim cię stworzyłem. Ja wiem, kim ty jesteś w środku. Słowa: Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona(Iz 9, 6)- mówią o zazdrości Boga. I ta Boża zazdrość zarówno w ST, jak i w NT to jest żarliwość o chwałę Boga. Jestem o was zazdrosny boską zazdrością (2 Kor 11, 2). Jezus jest niezwykle gorliwy w tym, żeby uświadomić człowiekowi, w jaki sposób Ojciec Bóg go kocha i dlaczego jest o niego zazdrosny. Dlatego mówimy, że miłość nie zazdrości. Nie zazdrości dlatego, że próbuje wykorzenić tę negatywnie rozumianą zazdrość. Ale z drugiej strony miłość Boga jest zazdrosna i będzie zawsze zazdrosna do momentu, do którego człowiek nie będzie rozumiał tego i będzie uciekał od Boga. I tutaj właśnie jest to współzawodnictwo, o którym pisze św. Paweł, na drodze wiary.

Boża zazdrość to żarliwa troska Boga o chwałę. Jezus jest gorliwy w uświadamianiu człowiekowi, dlaczego Bóg jest o niego zazdrosny. Miłość nie zazdrości, dlatego że próbuje wykorzenić zazdrość negatywną.  Z drugiej strony – miłość jest zazdrosna i będzie zawsze zazdrosna do momentu, kiedy człowiek przestanie uciekać od Boga, bo nie będzie tego rozumiał. Św. Paweł pisze o współzawodnictwie na drodze wiary. Z jednej strony mamy zabójczą, niszczącą, potępianą przez mędrców starotestamentowych zazdrość. Z drugiej strony mamy zazdrość rozumianą pozytywnie. Pomiędzy tymi na pozór sprzecznymi definicjami jest nić łącząca. Z pomocą przychodzi język hebrajski: zazdrość – kanna – wiąże się z ideą własności. Można wyodrębnić trzy kategorie znaczeniowe. One są ważne, bo tłumaczą relacje Boga do nas. Ukazują, jak budować mamy relację wobec Boga i drugiego człowieka. Pierwsze: mamy pragnienie posiadania własności. Drugie: mamy pragnienie zachowania wyłączności relacji, zwłaszcza małżeńskiej. Trzecie: mamy troskę o wyjątkowy status kogoś.

            Św. Paweł powiedział, że miłość nie zazdrości, to znaczy Bóg chce mnie posiąść jako swoją własność, bo wie, że tylko w nim jest pełnia mojego szczęścia i dlatego Jego miłość jest zazdrosna.

            Zachowanie wyłączności relacji – Stary Testament często porównuje relacje Boga do człowieka jako relację małżonków. Dlatego Izrael został nazwany prostytutką, nierządnicą, która zdradziła Boga.

            Troska o wyjątkowy status kogoś – ja jestem zazdrosny o to, żeby nie stracić miłości Pana Boga. Będę tak troszczył się o moją miłość do Boga, że wszystko inne będę demaskował.

Św. Paweł mówiąc, że prawdziwa miłość nie zazdrości, nakazuje porządkowanie w sobie negatywnej, wrogiej zazdrości zarówno wobec siebie samego, jak i drugiego człowieka. Dziś staje się to tym trudniejsze, że zazdrość jest uważana za jeden z motorów relacji społecznych. Niektórzy byliby skłonni powiedzieć, że zazdrość budzi uśpioną energię, zachęca do współzawodnictwa. Mogę temu ulec, ale łatwo zauważyć, że w społeczeństwie, w którym trwa nieustanny wyścig szczurów, zazdrość może być powszechna, ale to nie oznacza, że jest pozytywna. Biblia tłumaczy zazdrość zupełnie inaczej. Ja się troszczę o wyjątkowy status, wiem, że Bóg  jest o mnie zazdrosny, wiem, że i ja jestem zazdrosny. Jeżeli widzę słabość drugiej osoby, będę wychodził naprzeciw temu. Będę kreatywnie podejmował konkretne działania.

Jest jeszcze jedno niebezpieczne zjawisko. Wielu ludzi pragnie być postrzeganych jako przedmiot zazdrości. Ludzie zazdroszczą sobie mnie nawzajem. Do jakich paradoksów dochodzimy!  Co jest tego źródłem? Po prostu egoizm. Nieuporządkowana tożsamość. Będę o kogoś zazdrosny, ale będę chciał, żeby ludzie byli zazdrośni o mnie. Celebryci tak się pokazują, żeby stacje walczyły o nich. Każdy ma coś w sobie z celebryty.

Jak pokonać niszczącą zazdrość? Są tacy, którzy proponują zamienić ją we współzawodnictwo, zmieniając sposób działania  na rywalizację. To jest możliwe u osób dojrzałych. Warto sięgać do historii biblijnych, bo całe Pismo Święte mówi prawdę, najbardziej widoczną w historii św. Piotra. Towarzyszy on nam w okresie paschalnym. W św. Piotrze musiało być coś wyjątkowego, że nawet po tym, jak się zaparł Jezusa, nikt nie kwestionował jego prymatu jako pierwszego papieża. Egzegeci są zgodni, że musiała być w nim ogromna wiara. W nim nie ma zazdrości, bo jest wolność w Chrystusie. Jeżeli wiem, że moją najwyższą wartością jest Chrystus, wszystko inne schodzi na drugi plan. Wtedy mogę ze spokojem powiedzieć, że miłość nie zazdrości. Wykonałem swoje zadanie, ty wykonałeś swoje. Mój punkt widzenia został uwzględniony dziś, jutro już nie. Wypowiedziałem siebie, zaznaczyłem swoje zdanie, w porządku. Wobec Boga, wobec przełożonego, drugiej osoby, współmałżonka, w pracy, we wspólnocie potrafię zrezygnować. Gdy zacznę nakręcać spiralę zazdrości, doprowadzi mnie do czegoś naprawdę złego. Współzawodnictwo? No, może. Jednak najpierw trzeba odzyskać szacunek do siebie, poczucie własnej wartości. Moja wartość w oczach Boga jest ani większa, ani mniejsza niż wartość drugiej osoby, każdej osoby na tym świecie, niezależnie od wyników porównywania się z innymi, z ich opiniami o nas.   Św. Paweł mówiąc, że miłość nie zazdrości, chce, żebyśmy umacniali relacje braterskie. Żebyśmy mieli świadomość tworzenia wspólnego dobra, a nie osobiste korzyści. Jak będziecie uważnie śledzić Dzieje Apostolskie, zobaczycie, że konflikty rozwijały się z powodu korzyści osobistej. Moja korzyść musi być najważniejsza.  Chodzi o wolność wobec darów duchowych, wobec darów ludzkich, wobec uzdolnień. To się dokonuje w ciężkiej, bolesnej, czasami wręcz katorżniczej pracy, stawania w prawdzie przed Panem Bogiem i uciekania szatanowi z wyobraźni. To się dokonuje bowiem w mojej głowie. Zaczynam sobie wyobrażać i zazdrość. To rośnie jak balon. Kiedy go przekłuję, wszystko pryska, a ja wracam do siebie.

Co jest najskuteczniejszym lekarstwem na zazdrość? Wdzięczność.  Wdzięczność  i wypowiedzenie przed Bogiem wdzięczności za wszystko, co mam w sercu. Wdzięczność i oddanie Panu Bogu. Robimy błąd poznawczy: prosimy o pewne rzeczy i kiedy dostajemy od Pana Boga, zarówno dobre, jak i złe, my ich nie oddajemy Panu Bogu. Jeżeli otrzymuję wyproszony dar, od razu oddaję go Panu Bogu, bo ja – człowiek – jestem za słaby, żeby się tym dobrze posłużyć. Kiedy coś otrzymuję, mam zwyczaj mówić Panu Jezusowi: – Na mnie nie licz. Wiesz, do czego jestem zdolny. Dałeś, to się teraz tym posługuj. Ja to wtedy wyrywam szatanowi. Gdybym to zachował dla siebie, moja pycha to zniszczy. Nawet na początku może pójść dobrze, ale po jakimś czasie klapa. Właśnie dlatego. Wdzięczność. Ta umiejętność dostrzegania dobra od Boga i ludzi. Kto widzi, ile już otrzymał, nie będzie tracił czasu na niepotrzebne frustracje. Życie jest za krótkie, żebyśmy byli zazdrośni i sfrustrowani.

Ojcowie Kościoła mówią, że zazdrość jest najgłupszą wadą. Nie przynosi żadnej korzyści, tylko frustrację i depresję.   Może nam pomóc regularne stawanie przed Jezusem. Regularnie każdego dnia. Każdego dnia muszę usiąść przed Panem Jezusem, wypowiedzieć Mu to wszystko, wyspowiadać się z imaginacji duchowych, iść do parteru, stanąć w prawdzie, powiedzieć, jak jest, nazwać to po imieniu. Powiedzieć tak: Dzisiaj zazdrościłem, Grzegorzowi, że  ładnie grał na mszy świętej, a ja nie potrafię. Dziś zazdrościłem łaski spokoju pewnej osobie. Jestem wtedy przed Bogiem prawdziwy. Nie dyskredytuję tej osoby. Oddaję Mu to. Buduję w sobie tę przestrzeń miłości. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo dokładamy sobie ciężarów duchowych przez zazdrość, która powoduje spory i kłótnie. Obciążamy duchowo drugą osobę, kiedy zazdrościmy, kiedy myślimy negatywnie, nawet w modlitwie. Wielu z nas przypomina faryzeusza, który potrzebuje dla siebie tła. Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak ten celnik.  W tym jest źródło. Dlatego to oddaję. Tu się buduje prawdziwa miłość. Miłość jest potężna jak śmierć. Zazdrość jest nieprzejednana jak szeol. Zazdrość tej miłości jest nieprzejednana. Muszę mieć w sobie miłość. My ją wszyscy mamy i odnawiamy podczas wigilii paschalnej, w każdym sakramencie pojednania. Wychodząc ze spowiedzi świętej nie jestem posklejanym glinianym naczyniem, ale odnowionym naczyniem Bożej miłości. Kiedy zostawiam swoje grzechy, wyzbywam się obciążeń. Pan Jezus miał największe problemy z formacją swoich uczniów, głównie ze św. Piotrem. Kefas cały czas siebie zakłamywał. Pan Jezus  zezwolił na osiągnięcie przez Piotra granicy: trzykrotnego zaparcia się Jezusa. Wtedy stanął w prawdzie, wiedząc, do czego jest zdolny. Na tym zaczął budować.

Popatrzcie na wasze relacje we wspólnocie. Jakie są wasze myśli o drugim człowieku.

Młody Dawid stając do walki z Goliatem wiedział, że Goliat – jedna wielka pycha – musi być trafiony w głowę. Judyta – waleczna kobieta, chcąc pokonać Holofernesa, wiedziała, że zrobi to tylko w jeden sposób – odcinając mu głowę mieczem. Wszystko jest w głowie. Jeśli ja nie pilnuję głowy, tworzę fałszywe scenariusze bez umocowania w rzeczywistości. Budzi się zazdrość z imaginacji. Miłość to jest wolność. Jedyną wartością, która mnie wypełnia całkowicie, jest Jezus. Kiedy dbam o relację z Nim, kiedy rozsmakowuję się w codziennym czytaniu Pisma Świętego, w codziennej modlitwie, gdy nie kontempluję siebie, tylko Jego, wtedy wszystko zaczyna się upraszczać. Wtedy zaczynam żyć zasadą św. Pawła: miłość nie zazdrości.