ks. Piotr Pawlukiewicz – Być sobą…

Kazanie ks. Piotra Pawlukiewicza wygłoszone w dniu 05.10.2014 r. w Parafii p.w. św. Franciszka w Izabelinie

Drodzy Bracia i Siostry!

  Życie duchowe człowieka, i każdy z nas tego doświadcza, dokonuje się pomiędzy takimi przeciwnościami: Bóg i szatan, świętość i grzech, dobro i zło, pokora i pycha. My żyjemy często w tej przestrzeni wyznaczanej przez treść tych słów. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewne inne przeciwieństwo, które jest bardzo istotne w naszym życiu. Mianowicie przeciwieństwo prostoty – na drugim biegunie – jakiejś gry, jakiegoś udawania, jakiegoś plątania, jakiejś szarości. To co Jezus piętnował u nas – bądź zimny albo gorący. Nie bądź letni. Prostota. Ktoś powiedział, że człowiek jest jedyną osobą, która może okłamać samego siebie, a jeśli człowiek jest inteligentny, to się inteligentnie okłamuje.

    Drodzy Bracia i Siostry – kiedy ktoś chce nas okłamać, czujemy, że mówi nieprawdę, jesteśmy bardzo ostrożni – a co on chce, a po co on przyszedł, a kim on jest? Natomiast człowiek powinien być pewną prostotą, jednością  – myśli, słowa, ciała, uczynków, poglądów. Powtarzam – ludzie inteligentni oszukują się bardziej. To oszukaństwo, to kłamstwo wobec samego siebie przyjmuje smutne postacie, że aż nieraz wesoło. Kiedyś jeden pan opowiadał mi, że spotkał swojego kolegę z pracy. Dawniej razem ze sobą pracowali i nawet można powiedzieć, że byli przyjaciółmi, byli blisko. I on pyta: Co tam u Ciebie słychać? Jak tam Żona? Dzieci? A tamten odpowiada: No wiesz… rozwiodłem się. Poszedłem z inną kobietą, związałem się. – Co Ty robisz? Masz taką kochaną żonę, wspaniałe dzieci. Wracaj do domu! A on mówi tak: Ja już raz kobietę zostawiłem i ona bardzo cierpiała. To drugi raz nie zostawię, żeby ona nie cierpiała jeszcze bardziej… I tu widać, jak się można oszukać. Wierzyć w to, co człowiek sam sobie mówi. My często nie wierzymy w to, że zachwycimy człowieka, kiedy będziemy prawdziwi. I zaczynamy udawać, zaczynamy się popisywać, zaczynamy być kimś innym. Nawet w małżeństwie, gdzie mąż i żona stanowią jedno ciało. Powinni się tak dobrze znać. Są ze sobą blisko, mieszkają pod jednym dachem, a grają przed sobą różne role. Kiedyś przyszła do mnie para małżeńska w sprawie kryzysu małżeńskiego. Poprosiłem, żeby ta pani najpierw poczekała przed kancelarią, a ja porozmawiam z panem. I kiedy ona tylko wyszła, temu panu popłynęła po policzku łza. I pytam: przepraszam, ale czy pana żona widziała kiedykolwiek taką łzę u pana? – Nie i nigdy nie zobaczy. Ja będę przed nią twardzielem, chociaż w rzeczywistości przeżywam w środku coś innego. My nawet nie zauważamy – ja to nazywam – tych naszych gier, tej naszej konspiracji, tego tuszowania się, tego makijażu duchowego, który zakładamy, bo chcemy być kimś innym. To tak widać przy tej fałszywej pokorze, której w Polsce nie brakuje. Kiedyś przeczytałem historyjkę o dwóch panach, którzy siedzieli przy stole i na półmisku były dwa kawałki mięsa – duży i mały. I jeden do drugiego mówi: niech się pan częstuje. Na to drugi: ależ skąd to niech pan się częstuje. – Nie, nie – niech pan się częstuje… No dobrze – więc jeden wziął ten duży kawałek i położył sobie na talerzu. A ten drugi mówi – ojej – pan sobie wziął ten duży kawałek. – A pan gdyby brał, to który by sobie wziął? – Mały. – No to ma pan mały.

  Proszę Państwa – prawda. Prawda o człowieku. Być sobą. Powtarzam – w rodzinie bardzo często udajemy. Mieszkamy pod jednym dachem, znamy się jak łyse konie, a próbujemy kogoś udawać. Do duszpasterza w Poznaniu przyszła pewna pani i mówi. – No, tragedię mam w małżeństwie. Mąż to jest potwór. Na to on pyta – po co pani za takiego wyszła? – Ale on taki nie był przed pięciu laty. To znaczy, że przy pani się taki stał. I zapadła niespokojna cisza. Nie wiem, czy Państwo się zgodzą? Ci, którzy żyją w związkach małżeńskich. Ojciec Augustyn Jezuita powiedział kiedyś, że narzeczeństwo jest to jedno wielkie kłamstwo. On pewnie prowokując nieco przesadził, ale jak można spotykać się ze sobą dwa, trzy lata i nie znać się w fundamentalnych sprawach? 

  Kochani! Wyczulę Was na jedno. Wiecie, kiedy rozmowa – małżeńska, matki z synem zaczyna być pod wpływem złego ducha? Kiedy pojawiają się dwa słowa. Zapamiętajcie te dwa słowa – zawsze i nigdy. Ja to zawsze chciałam dobra dla Ciebie, a Ty żeś mi nigdy nie pomógł. – Twoja matka zawsze się wtrącała. – Twoja matka zawsze chciała nam pomóc. Nigdy, zawsze, zawsze, nigdy. Kiedyś przyszła do mnie pewna pani i mówi – zawsze chcę dobra dla rodziny. Zawsze. Ja mówię: Witaj Maryjo. Nie poznałem Cię, bo masz takie pasemka.  Czy ja mogę powiedzieć, że ksiądz zawsze chce dla ludzi dobrze? Czasami nie chce mi się przygotowywać kazania, nie chce mi się iść spowiadać, ale trzeba się zmusić i pójść. Zawsze i nigdy. Powrót do Boga. Dlaczego my mamy z Panem Bogiem kłopoty? Ktoś mówi – czytam o tych ludziach świętych. Oni Jezusa widzieli. Ja nigdy nie widziałem. Nie rozmawiałem z nim. Dlatego że nie jesteś sobą. Kochani! To jest taka sytuacja, jakbyś się wyprowadził od siebie i poszedł do drugiego bloku, do drugiej klatki. Pan Jezus pisze do Ciebie listy na Twój adres. Do Ciebie. Do takiego, jaki jesteś naprawdę. A Ty jesteś już gdzie indziej. I tam te listy lecą, a u ciebie skrzynka pusta. Wrócić do siebie. W filmie „Na zachodzie bez zmian” jest taki motyw, że grupa młodych chłopców po wojskowej szkole trafia na front. Mają guziczki, ładne fryzury. Stary kapral ustawia ich i mówi: a teraz będę chciał Was wszystkich oduczyć, czego się nauczyliście w szkole, żebyście tę wojnę przeżyli. Oduczyć. Bo jak zacznie regulaminy stosować, to wszyscy w powietrze wylecimy. My często w Kościele słyszymy, że mamy się czegoś nauczyć – nauczyć się tolerancji, empatii, dobroci. Tak. Ale proszę Państwa wielu rzeczy się musimy oduczyć. Tych, po które sięgnęliśmy, żeby się pokazać światu. 

  Dzisiaj mówię o tej prostocie dlatego, że mamy pięknego patrona – św. Franciszka. Patrona naszej Parafii, który był człowiekiem jak najbardziej prostym. Chyba najbardziej znany epizod jego życia to ten, kiedy on się publicznie rozbiera. To jest taka sensacyjno-religijna scena. I oddaje Ojcu płaszcz. Płaszcz jest zawsze symbolem tego, jak ja chcę wyglądać. Ubierając odpowiedni płaszcz możemy pewne rzeczy skorygować. Jak jesteś otyły to kolory takie, jak jesteś taki, to takie itd. My się ubraniem chcemy pokazać światu. Franciszek oddaje Ojcu całe swoje ubranie. Zostaje nagi. Nie chce nic od świata. Zostaje nagi. Nie chce się podobać światu. Chce się podobać Panu Bogu. Ta prostota świętego Franciszka to „tak” znaczy „tak”, „nie” znaczy „nie”. My się ubieramy w tytuły: profesor, doktor, docent. W jakieś społeczne funkcje, pozycje, i to nas męczy. Kochani – dlaczego to nas tak męczy? Kochani – dlaczego my jesteśmy tak umęczeni? Bo nie jesteśmy sobą. Teologowie wszyscy mówią, że trzeba się zintegrować. Że trzeba być sobą w domu, w pracy, kiedy jestem na ulicy, kiedy jestem u znajomych. I zawsze jestem jeden i ten sam. Przyszedł kiedyś do mnie jeden chłopak i powiedział: Proszę księdza – jak rozmawiam z matką, to potrafię powiedzieć – zostaw mnie w spokoju, głupia jesteś, ja mam swoje życie. A za godzinę idę do swojej dziewczyny – kładę jej głowę na kolanach i mówię: pocałuj swojego rycerzyka. Potem idę z kumplami na piwo i mówię, że ja w Polsce się nie zrealizuję, muszę jechać do Stanów, a potem przychodzę do konfesjonału, klękam i cały drżę ze strachu, czy mnie ksiądz rozgrzeszy i ja wtedy pytam – to który jest Pan prawdziwy? – A On mówi – A którego ksiądz sobie życzy? Kiedyś w dziekanacie student polonistyki przyniósł do dziekana list – prośbę. A dziekan bierze pismo do ręki i zwraca się do sekretarki: Pani Basiu – ja się na to zgadzam czy nie zgadzam? To taki symbol, żeby ktoś za mnie myślał. My, księża, mamy z tym problem. Problem aby być księdzem wszędzie i zawsze. Nie tylko przy ołtarzu, ale także wobec swojej rodziny – wobec brata, siostry. Kiedyś jeden ksiądz na KUL-u opowiadał, jak jego ojciec leżał w szpitalu i poprosił: – Synku, wypowiadaj mnie. A On mówi: – Tatusiu, ja pójdę po księdza kapelana.  – No wyspowiadaj.  – Tatusiu, to ja idę po księdza kapelana. – Jak to. To ja sześć lat w Ciebie inwestowałem i żadnej korzyści mam z tego nie mieć? Wyspowiadaj tatę po znajomości. I wyspowiadał. I ojciec za piętnaście minut umarł. I ten ksiądz powiedział: –  Gdybym ja go wtedy nie wyspowiadał, to bym się skręcał do końca życia z takich wyrzutów sumienia. Ja też tego doświadczyłem – może nie w tak drastyczny sposób, ale zaraz po święceniach jeździłem często do sióstr Franciszkanek za Zamość. Siostry prosiły,  aby co rano powiedzieć jakieś krótkie kazanie na Mszy Św. I mówiłem, że należy walczyć z grzechem. Że należy odciąć wszystko, co jest złe. I mówiłem, że trzeba być radykalnym chrześcijaninem. Absolutnie radykalnym! I pewnego dnia zaczynam mówić to kazanie. Patrzę – w pierwszym rzędzie siedzi moja mama. I zaczynam mówić: Miłosierdzie Boże wzywa do darowania win i błędów… No właśnie. Wielu ludzi nie zaprosiło nigdy żony do swojego zakładu pracy. Do swojej firmy. No właśnie. Bo ja w firmie jestem inny. Bo w domu jestem bohater, a w firmie boję się wszystkich i nie chcę, żeby ktokolwiek to widział. Być sobą wszędzie. Nie nosić cudzego płaszcza. Nie naśladować. Proszę Państwa, ktoś mi opowiadał, że zawsze po wakacjach u niego w biurze jest w firmie licytacja – jeden był na Wyspach Kanaryjskich, drugi gdzie indziej. Zdjęć tysiąc. A jak trudno powiedzieć – ja byłem gdzieś u babci – bo tam mi dobrze. Tymczasem wszyscy muszą być fantastyczni. Fantastycznych ludzi spotkałem i fantastycznie, żeśmy się zaprzyjaźnili. Mówię: jak to jest? Mam może pięciu przyjaciół, ale takich, którzy by za mną w ogień skoczyli. Ale ludzie są tacy, że jeżdżą co roku na wakacje i co roku poznają fantastycznych ludzi. 

  Dlatego Pan Jezus mówi: Bądźcie jak dzieci. Dzieci też uczą się grać. Rodzice nieraz opowiadają, jak dzieci są sprytne. Uczą się od nas tego sprytu. Jedna lekarka opowiedziała kiedyś, jak dziecko na zawołanie może dostać gorączkę, żeby rodziców zaszantażować swoim stanem zdrowia, bo oni wtedy wszystko zrobią. Dzieci są piękne i czyste. Mówią to, co myślą. Zachowują się spontanicznie. Są otwarte. A my jak wchodzimy w jakieś towarzystwo, to od razu myślimy, kogo by tu odegrać. Dziecko natomiast nie. Kiedyś mój kolega ksiądz chodził po kolędzie. W jednym domu rodzinnym matka z dzieckiem. Pomodlili się pięknie. Siadają do stołu, a dziecko mówi: A ja to się mogę za księdza sam pomodlić. Sam? A jak Ty się pomodlisz? – Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie. Rodzice od razu: Ojej przepraszamy księdza, przepraszamy. A ksiądz: – Za co? Przecież i ja kiedyś umrę. A tak już mam pierwsze wypominki. Za darmo. To się nie zdarza. W jednym kościele na Pradze. W kaplicy św. Pawła mały chłopiec chodził sobie przed ołtarzem, podskakiwał. Tata z boku stał i mówi: bądź grzeczny bo zaraz po Ciebie pójdę. Chłopiec nic. Na podniesienie zaczął fikołka robić. Ojciec nie wytrzymał. Po Mszy podszedł, wziął go za rękę i chce wyprowadzić z kościoła. On się ojcu opiera, ale nie ma szans. W drzwiach ojciec odwraca głowę i mówi: Ludzie módlcie się za mnie. Drodzy Państwo – gdybym podszedł do kogoś z Was i zapytał: – Co tam u Pani/Pana słychać? Wielu ludzi by odpowiedziało: – Jakoś leci proszę księdza. Raz lepiej, raz gorzej, ale leci. A ja wiem, że są w Kościele ludzie, którzy gotowi by odpowiedzieć: – Proszę księdza, małżeństwo mi się sypie. Niech ksiądz pomodli się za nas. Tymczasem my myślimy, że to wszystko jakoś tam będzie. Pytał Bóg Kaina: – Dlaczego masz ponurą twarz? Nieraz ktoś mówi – dlaczego taki smutny jesteś? – A wiesz, źle się czuję, źle spałem, Ci politycy mnie wkurzyli. Nie proszę Państwa! Nie politycy, nie źle spałem. Źródłem naszego smutku jest grzech. Mówił Bóg – gdybyś nie grzeszył, nie miałbyś ponurej twarzy. Źródłem naszego szczęścia jest konfesjonał. Tylko tak jak mówiłem o tej pani, która mówiła – zawsze, nigdy zawsze, nigdy. Tak samo mi jest żal tych ludzi, którzy przychodzą do konfesjonału często po to, aby powiedzieć księdzu, jak są porządni. Są w porządku – Bóg ich kocha, ale w swoich grzechach byli nie w porządku. I kiedyś pyta mnie jedna osoba: – Proszę księdza, nie zna ksiądz jakiegoś głuchego księdza? – Nie. Właśnie trzeba iść i powiedzieć wszystko. I wtedy, kiedy się odchodzi od konfesjonału, to chce się po prostu skakać i gwizdać. Jeśli się ktoś szczerze wyspowiada, dobrze wyspowiada, zostawi to błoto. Nie można nie wspomnieć dzisiaj o postaci Ks. Aleksandra Fedorowicza. Jak wspomniał Ks. Proboszcz, pisałem doktorat na temat jego osoby, postawy i sposobu duszpasterzowania. Urzeka w tym człowieku pewna prostota. Taka prostota, kiedy był on jeszcze chłopcem i Pan Fedorowicz – ojciec –  zebrał swoich synów i powiedział – no, który z Was będzie księdzem? Cisza. Chłopakom nie spieszno było do kapłaństwa. Ojciec powtórzył pytanie. Na co mały Aleksander mówi: – No, to może ja… Po latach Ks. Kardynał Stefan Wyszyński zebrał księży z okolicy i pyta: – No, który z Was pójdzie do Izabelina? Kiedyś Izabelin to nie była fucha. To nie tak jak dzisiaj. Teraz najlepsi księża idą na proboszcza do Izabelina. Teraz to jest Parafia ho, ho, ho. I kardynał Wyszyński pyta: – No, to który idzie na proboszcza do Izabelina? Księża po suficie, po kaloryferach. A Ks. Aleksander mówi: – No, to może ja… Mówili – ksiądz, który się uśmiechał do hostii. Ksiądz Sardyński opowiadał mi zawsze taką historię – już parę razy mi ją opowiadał, ale zawsze z radością jej słucham, gdy były takie uroczystości jak dzisiaj, i potem proboszcz zaprosił na plebanię na obiad. I mówi: – Ojej, tyle siostry przygotowały tych porcji, a księży niewielu. Biskup, który był wtedy obecny pyta: – A co Pan Jezus kazał robić w takiej sytuacji? Ksiądz Fedorowicz mówi: – Jezu, jak mogłem zapomnieć? Pobiegł na ulicę. Pościągał ludzi z ulicy, przyprowadził ich, do stołu posadził. Ks. Sardyński wspominał, że niektórzy to mieli tak siedem grzechów głównych wypisanych na twarzy, że księża cały obiad trzymali się za portfele. Ale teraz nie ma już takich postaci. Zabawna historia, lecz to właśnie ta prostota. Życie ludzkie jest proste o ile sami go nie skomplikujemy. Przyznajmy się – my mamy kłopoty, ale ile z tych kłopotów jest na nasze życzenie? Uczcijmy więc dzisiaj Boga w uroczystość św. Franciszka, uczcijmy Ks. Aleksandra. Uczcijmy przede wszystkim Boga w Trójcy jedynego taką właśnie prostotą. Zapytajmy siebie – Kim ja jestem? Kiedy ostatni raz byłem sobą? To, kim jesteś naprawdę, powiedzą Ci Twoje sny. To kim jesteś, powie Ci Twoje zachowanie w odruchu. Są sytuacje, kiedy działamy odruchowo. Panowie – jak ostatnio jechaliśmy i ktoś zajechał nam drogę, co żeście powiedzieli? Powiedzieliście – Oj kierowco, kierowco… łamiesz przepisy ruchu drogowego. Mój kolega wiózł kiedyś córkę z tyłu na siedzeniu i inny samochód zajechał mu drogę. I on powiedział to słowo – takie na… I dziecko pyta: – Tato co to znaczy? A on: – Co? – No, coś Ty powiedział? A on na to: – Nic nie mówiłem. – Mówiłeś. Powiedz, bo się zapytam mamy. –  Noo… to takie Szczęść Boże po portugalsku. Ale naprawdę, kochani, po odruchach się poznamy. Zdarzyło mi się nie raz mówić kazanie o miłości, miłości bliźniego itd. Skończyłem kazanie, idę do zakrystii, składam tę albę, choć to trudne dla faceta i kiedy złożyłem tę albę, słyszę z tyłu głos – udzieli mi ksiądz komunii? Patrzę – z tyłu kochana emerytka. Odruch, myślę: – To co, znowu mam rozkładać tę albę? Inny ksiądz niech Pani udzieli. I głos: – Człowieku, co ty robisz? Może to ostatnia komunia w jej życiu? Ale odruch. Kiedy się czegoś dowiemy. Kiedy ktoś nas z kolejki wypchnie. Jakie mamy odruchy – to się poznaje po prawdzie. Ktoś powiedział – Internet, piekielna maszyna, ale ilu ludzi dzięki internetowi dowiedziało się, kim są? Kiedy siadali w nocy. Wchodzili na czat – Robert 16. I później mówili: – Proszę księdza, ja nie wiedziałem, że jestem zdolny do takich świństw. Nie wiedziałem, bo nie miałem komputera. – A teraz już masz i możesz odnaleźć swoją tożsamość. 

  Uczcijmy Chrystusa prawdą. Jestem wielki i mały, grzeszny i święty. Kocham Boga, ale nieraz ulegam siłom nieczystym. Jestem sobą. Wrócić do samego siebie. Wrócić do samego siebie to jest to, o czym mówiła dzisiejsza Ewangelia. Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię. Pozdejmuję Wam te płaszcze, które nie są wasze. Te ubrania, te makijaże. Nie są wasze. Bądź sobą przed Panem. Żyj w prawdzie. Tylko prawda nas wyzwoli. Amen.