Nie bluźnij! Czyń dobro!

Wszystko, co stworzył Bóg, było dobre. A kiedy stworzył człowieka, było to bardzo dobre. (por. Rdz 1, 31 ). Jeśli krytykuję bliźniego, obmawiam, osądzam, plotkuję, to znaczy, że podnoszę rękę na kogoś, kogo istnienie jest święte, bo przecież sam Bóg go stworzył, w dodatku na własne podobieństwo (A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam”. Rdz 1, 26a). Obmowa, plotki itd. to bluźnierstwo, czyli: słowa uwłaczające temu, co jest ogólnie poważane lub co jest przez religię uznane za święte (sacrum). Ponadto słowo bluźnierstwo – blasfemia pochodzi z łacińskiego blasphemare, które z kolei wywodzi się z greckiego βλασφημέω (złożenie dwóch słów: βλάπτω = „szargać” oraz φήμη = „reputacja”). Obmowa, plotka, krytyka to szarganie reputacji zarówno drugiego człowieka, jak i Boga – to zarzut, że stworzył go niedoskonale. Bluźnierstwem jest również plotkowanie o sobie samym – o tym, jak się źle czuję, jakie mam dolegliwości, narzekanie, utyskiwanie, że mi się nie zmieniło, ciągłe niezadowolenie. Bluźnierstwem są pretensje do siebie, oskarżanie siebie. W jednym ze słowników bluźnierstwo to także przypisywanie sobie boskich atrybutów. A czymże jest osądzanie, jeśli nie wchodzeniem w rolę Boga? Tylko Bóg może osądzać.

Jeśli jestem „silnie sprawiedliwy” – myślę i mówię o niesprawiedliwości świata, innych ludzi: z jakiegoś powodu krytykuję polityków, rządzących, decydentów, własnych przełożonych z pracy, w ciągu 24 godzin zaliczę upadek w innej dziedzinie. Nie umiem zapanować nad sobą na przykład w nałogu: obmowie, plotkach, narzekaniu, używkach, w nieczystości, co prowadzi z kolei do mojej wybuchowości, do wulgaryzowania. Tak sprawiam sobie ulgę.

U podstaw moich bluźnierczych zachowań jest brak przebaczenia.

Spójrzmy na Dawida – króla, który wypełniał Słowo Pana. Zgrzeszył i uznał swoją grzeszność. Bóg go nie przekreślił, wybaczył mu grzech. I taki epizod: człowiek z rodziny Saula, Szimei, przeklinał i obrzucał Dawida kamieniami w obecności całego orszaku  sług, ludu i bohaterów. Dawid mógł go ukarać, skazać na śmierć.  Jednak  zareagował inaczej: Król odpowiedział: «Co ja mam z wami zrobić, synowie Serui? Jeżeli on przeklina, to dlatego, że Pan mu powiedział: „Przeklinaj Dawida!” Któż w takim razie może mówić: „Czemu to robisz?”»  Potem zwrócił się Dawid do Abiszaja i do wszystkich swoich sług: «Mój własny syn, który wyszedł z wnętrzności moich, nastaje na moje życie. Cóż dopiero ten Beniaminita? Pozostawcie go w spokoju, niech przeklina, gdyż Pan mu na to pozwolił. Może wejrzy Pan na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za to dzisiejsze przekleństwo»I tak Dawid posuwał się naprzód wraz ze swymi ludźmi. Szimei natomiast szedł zboczem wzniesienia obok i przeklinał, ciskając kamieniami i rzucając ziemią.  (2 Sm 16, 10- 13)

To był moment próby Dawida: czy położy dobro Boga na tę sytuację? Czy daruje Szimejemu, jak jemu zostało darowane, gdy zgrzeszył? Kimże był, żeby krytykować Szimejego? Bóg położył już miłosierdzie na jego grzech. Dawid milczał i znosił urągania. To wyznacza kierunek, jeśli i ja mam podobną sytuację. Przebaczenie komuś osądu, krytyki względem mnie odbywa się przez świadomość o mnie samym. A zatem poprzez pokorę – czyli przez właściwe, Boże spojrzenie na samego siebie. Patrzę na czyn drugiego, nie osądzam jego samego. Skoro tak uczynił, to znaczy, że tak chciał i tak mógł. Skoro Bóg na to pozwala… Nie chodzi też, bym usprawiedliwiał tego człowieka. Faktycznie, przez jego postępowanie doznałem krzywdy. Mam skłonność, by się zająć szukaniem sprawiedliwości. Zakrywam w ten sposób własne postępowanie, bezradność, złości, że sobie nie radzę, a bym chciał. Mogę też mieć nierozliczone słabości, a mam  świadomość, że wymagają one uregulowania – wtedy będę się nasadzać na drugiego i szukać w nim niewłaściwego postępowania (choć ono faktycznie takie jest). Moja nachalność na niego, napór, nastawienie, nasadzenie, pokazuje, że to u mnie jest coś głęboko zakorzenione, że to ja nie chcę czegoś zostawić. Ta świadomość: on tak może postępować, skoro postępujeja tak mogę postępować jak postępuję jest kluczowa- zawiera uznanie własnej grzeszności. I to jest moment powiedzenia sobie: mogę tak postępować, ale tak nie chcę. Dość tego. Zrywam z tym. Odmieniam swoje postępowanie. I dolegliwości mi odchodzą.

Dawid postępuje miłosiernie, mówiąc, że Bóg Szimejemu pozwala na to, by przeklinał go. My mamy swoje trudności, które są przeciwko nam. Sprawiedliwość jest przeciwko nam. Zapomnieliśmy tylko, z jakiego powodu posiadamy trudności. Mowa tu o złośliwych trudnościach, nie o tych, które przyjmujemy z łaską. To są trudności, których nie chcemy przyjąć. Tu chodzi o te trudności, z którymi się nie zgadzamy, a są one konsekwencją naszej grzeszności. Te są najzłośliwsze i te są przeciwko bliźniemu i przeciwko Bogu. Bo bliźni jest dzieckiem Boga. Biblia pokazuje ościenie królów i proroków: Natana, Saula, Dawida, Samuela, Salomona, Jeremiasza, Tobiasza. Każdego z nich dotknęło jakieś udręczenie. Żaden nie był bez skazy. Nikt też z góry nie zakłada upadku. Pomyśl: kiedy następuje upadek, którą postawę przyjmę: podniosę się i powiem jak Dawid: „Zgrzeszyłem przeciwko Bogu” czy będę trwał w rozgoryczeniu, jak Saul i będę brnął dalej w zło, czyniąc po swojemu?

Kiedy mnie interesuje obmowa? Kiedy szukam sprawiedliwości – i to dla siebie. Ale nie ujawniam tego, że chodzi o mnie, szukam niesprawiedliwego postępowania u innych. Zaczynam kombinować, by moje usprawiedliwienia, myślenie nie wyszły na jaw. Patrzę na Dawida, że chciał zatuszować swój grzech – a to już mój domysł i mój osąd, wytyki, przypisuję intencje drugiemu. Domysły ujawniają moje położenie, gdzie jest prawda o mnie. Zajmuję się Dawidem, sam mając problem. Zajmuję się domysłami o bliźnim i zamykam się na prawdę, na fakty, które ten człowiek uczynił. Co mi do tego, że tak postąpił? Jaki mam w tym interes, by go skrytykować? Nie muszę upadać, w tym samym, co Dawid, mogę mieć inne trudności, na przykład nie mogę pogodzić się z czymś, czego mi nie wolno, a ja bym chciał to robić. Najczęściej o to właśnie jest walka. Czy Bóg jest Bogiem, który nie wybacza? W Psalmie 130 czytamy:

Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
 Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?

Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią.

Ps 130, 1-4

Gdyby Bóg nie zapominał naszych grzechów, to któż z nas by się ostał? Bóg wybaczył Dawidowi, ale trudności go nie ominęły: „Syn, który ci się narodzi, na pewno umrze”. Czy przyszła do mnie myśl, że za małą karę poniósł? W takim razie to we mnie jest przeszkoda – mam pretensje – do kogo? Komu nie wybaczyłem?  Skoro trwam w zatwardziałości, to jaka trudność ma spotkać mnie, żebym przebaczył drugiemu? Jak Jezusowa – niesłuszna, byśmy wybaczyli oprawcy? Co to ma być – biczowanie? Co ma się wydarzyć? Bo inaczej, jak nie spotka cię takie cierpienie, które doprowadzi do przebaczenia, nie masz zbawienia…

Jakiej kary się spodziewam dla drugiego, by mu odpuścić jego winę? W modlitwie „Ojcze nasz” mówimy:„I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. To oznacza, że najpierw ja mam odpuścić drugiemu, by i mnie zostało odpuszczone moje winy. Ile ja odpuszczę bliźniemu, tyle mi zostanie odpuszczone przez Boga. Jeśli ja odpuszczę wszystko, i mnie będzie wszystko odpuszczone. Jeśli zachowam dla siebie część odpuszczenia, bo chce się jeszcze wyżyć na bliźnim, a pokazuję, że mu odpuszczam, to kimże wtedy jestem? Czy nie jestem obłudnikiem żądającym większego odpuszczenia dla siebie, niźli ja odpuszczam? Pytanie: czy rozumiem modlitwę „Ojcze nasz”? Darowanie komuś ran, które mi wyrządził, jest cierpieniem, trudnością, jest wyzwaniem. Czy zdaję sobie sprawę, że w moim zacięciu, w niewybaczeniu mam źródło trudności, z którymi sobie nie radzę i nie wiem, skąd mi się biorą?

Skoro masz już tę świadomość, co jest przy tobie, wiesz na co cię stać, jakie są twoje dobre i złe strony, to powiedz: już wiem, co uczyniłem. Nie obiecuj, że już nigdy tak nie zrobisz. Jeśli tak sobie powiesz, zarzekniesz się, jak Piotr do Jezusa: Panie ja się Ciebie nie wyprę, przyjdzie diabeł, by cię sprawdzić. I pokaże, że dalej tak postępujesz, a ty wejdziesz w oskarżenia, że złamałeś obietnicę i jesteś, jaki jesteś, nic ci się nie zmienia, to się nie uda. Decydujesz w czasie teraźniejszym: teraz tego nie wezmę. Twoja świadomość na teraz dotyczy wprawdzie tego, co się wydarzyło: tamto było złe. Ale na tym koniec. Nie planuj, nie przewiduj, nie spekuluj. Nie mów, co zrobisz albo czego na pewno nie zrobisz. Tylko następnym razem tego nie weźmiesz. Nie tłumacz sobie: było, minęło. Nie żegnaj się z tym czule ani nieczule. Tylko uznaj: to było złe. Uprość mocno to, co zwykle analizujesz i wpadasz w tłumaczenia, usprawiedliwienia. Przyjrzyjmy się postawie Dawida:

 Pan posłał do Dawida [proroka] Natana. Ten przybył do niego i powiedział:
«W pewnym mieście było dwóch ludzi,
jeden był bogaczem, a drugi biedakiem.
Bogacz miał owce i wielką liczbę bydła,
biedak nie miał nic, prócz jednej małej owieczki, którą nabył.
On ją karmił i wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi,
jadła jego chleb i piła z jego kubka,
spała u jego boku i była dla niego jak córka.
Raz przyszedł gość do bogacza,
lecz jemu żal było brać coś z owiec i własnego bydła,
czym mógłby posłużyć podróżnemu, który do niego zawitał.
Więc zabrał owieczkę owemu biednemu mężowi
i tę przygotował człowiekowi, co przybył do niego».
Dawid oburzył się bardzo na tego człowieka i powiedział do Natana: «Na życie Pana, człowiek, który tego dokonał, jest winien śmierci.  Nagrodzi on za owieczkę w czwórnasób, gdyż dopuścił się czynu bez miłosierdzia».  Natan oświadczył Dawidowi: «Ty jesteś tym człowiekiem. To mówi Pan, Bóg Izraela: Ja namaściłem cię na króla nad Izraelem. Ja uwolniłem cię z rąk Saula.  Dałem ci dom twojego pana, a żony twego pana na twoje łono, oddałem ci dom Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze więcej. Czemu zlekceważyłeś <słowo> Pana, popełniając to, co złe w Jego oczach? Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, a jego żonę wziąłeś sobie za małżonkę. Zamordowałeś go mieczem Ammonitów.  Dlatego właśnie miecz nie oddali się od domu twojego na wieki, albowiem Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za małżonkę. To mówi Pan: Oto Ja wywiodę przeciwko tobie nieszczęście z własnego twego domu, żony zaś twoje zabiorę sprzed oczu twoich, a oddam je twojemu współzawodnikowi, który będzie obcował z twoimi żonami – wobec tego słońca.  Uczyniłeś to wprawdzie w ukryciu, jednak Ja obwieszczę tę rzecz wobec całego Izraela i wobec słońca».  Dawid rzekł do Natana: «Zgrzeszyłem wobec Pana». Natan odrzekł Dawidowi: «Pan odpuszcza ci też twój grzech – nie umrzesz,  lecz dlatego, że przez ten czyn odważyłeś się wzgardzićPanem, syn, który ci się urodzi, na pewno umrze».

2 Sm 12, 1-14

Dawid powiedział tylko: Zgrzeszyłem wobec Pana.

W spowiedzi też mam uznać przed Bogiem moją grzeszność, skłonności, to, że nie chcę czegoś zostawić. Nie plotkuję o swoim postępowaniu w konfesjonale. Konkretnie, bez owijania w bawełnę, wyrzekam się złego ducha, któremu uległem – gdy jest to grzech ciężki.Następnie  wyrzekam się złego ducha, do którego mam skłonności (gdy są to grzechy powszednie), żeby się grzech nie rozprzestrzenił we mnie: na przykład ducha krytyki, obmowy, osądzania, złości, pretensji, żalu.

Bóg Duch Święty najpierw poucza nas o naszej grzeszności. Nie wytyka niczego, ale poucza. To diabeł robi wytyki. Duch Święty poucza nas do uzyskania świadomości, do uznania grzeszności. Sprawiedliwy 7 razy upada w ciągu dnia. A ja, grzesznik – 77 razy? Mam bronić się przed upadkiem, nie pozwalać sobie, ale nie ranić też siebie za to, że upadłem. Mam skłonność do upadania – tak jest od czasów grzechu pierworodnego, moja natura jest skażona. Upadek ma mnie podnieść wzmocnionego, bo nabrałem doświadczenia poprzez upadek.

Masz nałóg? Kiedy upadniesz, mów tak:

W imię Jezusa Chrystusa sprzeciwiam się wszelkim nakazom, jakie są na moim ciele, demonom, które za tym stoją w mocy imienia Jezusa Chrystusa, i Jego Przenajświętszej Krwi, przez Dziewictwo Maryi Niepokalanie Poczętej, przez dogmat, który ma początek w Maryi, sprzeciwiam się złym duchom, które mają nade mną jeszcze władzę.

Mówisz tak, bo czujesz nakazy na swoim ciele, które powodują, że ulegasz pokusie. Ciało pokutuje i drży, ciało jest bezradne. Chodzi o świadomość, co robisz, komu się poddajesz. Przyjmujesz teraz udrękę, przymus, znerwicowanie poodstawienne, kiedy ciało drży, skacze, wścieka się, ono ujawnia sytuację, że ty nie możesz tego zostawić. To jest przynaglenie. Oddajesz ten stan Maryi: Oddaję Tobie Maryjo moje samopoczucie jako moje umartwienie, oddając Bogu Ojcu chwałę, cześć i uwielbienie, przez Twoje Niepokalane Poczęcie, uciekam się do Twojego Serca Maryjo. To jest ucieczka. Wszelką pokusę, wszelki przymus, wszelkie przynaglenie oddaję: Maryjo, Tobie ofiaruję moją walkę. Tę chwilę. To jest moje odrzucenie tego tu i teraz. Tę chwilę odrzucam, Maryjo Tobie ofiaruję. Ofiaruję ci moją nędzę, moje drżenie ciała to, co się ze mną dzieje. Następnie modlitwa grzesznika. Mój los jest w rękach Maryi, która będzie dysponować moim umartwieniem. Św. Faustyna pisała, że przyszła do niej duszyczka czyśćcowa z prośbą o modlitwę i ta zgodziła się jej pomóc. Dodała umartwienie takie, że nie zapytała o to, jak ma na imię. W proponowanej modlitwie dodajesz swoje umartwienie, swoje złości, walkę ze złościami, walkę z pociągiem do nałogu, to jest swoje umartwienie. Nie nakładaj sobie dodatkowych pokut. To już jest twoja walka, to już jest twoja pokuta. Mówisz: Sprzeciwiam się moim skłonnościom do tego, co chcę uczynić, Maryjo, uciekam się do Ciebie. Wołasz Maryję. Przez Maryję, przez Jej łagodność, w Maryi jest nasze mniejsze cierpienie – nadal na tyle, na ile potrafimy je znieść. A to, w jaki sposób przysłużymy się chwale Bożej –  nic nam do tego!

Zniewolenie potraktuj jako oścień, nie nazywaj jaki, pozostaw takim, jakim jest. Miej świadomość grzeszności, że tak jest. Wiem, brzydzę się tym, racz mi wybaczyć Panie. To moja słabość, niemoc, grzech. Oddaję to Tobie Panie. Nawracaj do tego. Jezu nie stać mnie to rzucić chcę tego rzucić. I coraz bardziej autentycznie. I tylko w kościele.

Kto słucha Słowa Bożego, kto wypełnia Słowo Boga, kto wprowadza Słowo w czyn, ten wypełnia wolę Boga i ten jest matką, siostrą, bratem, Jezusa. Nie da się czynić dobra, nie pozwalając Bogu być w sobie dobrym. Mam pozwolić być Bogu dobrym we mnie – dobrym dla bliźniego. Żeby czynić dobro, trzeba Boga znać, znać Jego Słowo. To Słowo w nas robi czyn dobra. Jak wypełniać wolę Ojca, kiedy już słuchamy Słowa Bożego? Skąd to się w łaskach będzie potęgowało? Kiedy będziemy rozważać Mękę Chrystusową! Będziemy mieć przed oczami brzemię Jezusowe. I Bóg dla bliźniego będzie w nas dobry. Będzie posługiwał się przez nas tą dobrocią, którą On ma sam w sobie. Wyrzec się samego siebie – to nie wejść w plotki, obmowę, krytykę, w myśl, że jest mi smutno, że moje życie to porażka – to jest wyrzec się samego siebie. Zaprzeczyć samemu sobie. Dokonać gwałtu na własnej naturze, która chciałaby tak się nad sobą poużalać. Przychodzi taka myśl, ty z nią nie dyskutujesz, nie rozmyślasz, co masz robić, tylko tak nie robisz. Przechodzisz w czyn, nie w analizę.

Przeszłość trzeba postawić za szybą, której nie obejdziesz, nie przeskoczysz, nie stłuczesz. Nie oskarżysz się. To, co było, jest za szybą. Było. Nie dokuczy ci już. Nie da się wczorajszego dnia przełożyć na dziś. Jeśli tak czynisz, to zabierasz dzień dzisiejszy, by żyć wczorajszym. Ile masz w życiu teraźniejszości, jeśli jeszcze spekulujesz o przeszłości? Co możesz zmienić? Nic! Ale wiesz: robiłem tak. Tak nie będę robił. Bo co chcesz naprawiać? Psuć teraz, żeby naprawić? Co Jezus mówił: idź i nie czyń tego więcej! A nie: naprawiaj teraz swoje życie długo i wnikliwie! Co pozostaje? – nie postępować, jak do tej pory.

Kierujemy się dobrem bliźniego, które jest niekrzykliwe. Dobro nie przekrzykuje zła, ono je neutralizuje. Pozwala krzykliwemu się wykrzyczeć, aż zło zapętli się i zamilknie. Nie kierujemy się tym, co mówią inni, ale pokojem, dobrocią Boga, którą Bóg w nas i przez nas daje bliźniemu. Ktoś patrzy wtedy na ciebie i stwierdza, że taki spokojny jesteś, a zostałeś właśnie skrzyczany, obmówiony, zadane zostały Ci głupie pytania… I to nie ty masz widzieć ten spokój w sobie, czy też eksponować, że go masz, bo chcesz, żeby inni go widzieli. Wtedy nie jest prawdziwy, ale z żądania, by inni zauważyli, żebyś podwyższył swoją wartość. Jesteś prawdziwie spokojny, bo Bóg w Tobie jest spokojny. Nie ty. Choć inni tak będą mówić. Ktoś ciebie pochwali, a ty oddasz Bogu chwałę, nie sobie. Kiedy Jezus uzdrowił kogoś, ludzie oddali Bogu chwałę. Daj sposobność dobroci wychodzącej z ciebie do bliźniego, niech wielbi Boga. Bo gdy skupisz się na sobie, przyjmiesz pochwałę dla siebie, to już odebrałeś swoją nagrodę.

Dlaczego Jezusa obwołali królem? Bo postępował po królewsku. Wypełniał doskonale Słowo Boże. Kiedy wjeżdżał do Jerozolimy, wołali: Hosanna, Synowi Bożemu! Żołnierze w czasie wydarzeń zbawczych, wyszydzali Go i włożyli Mu na głowę koronę cierniową. Jezus nie odmówił takiego królestwa. Ten Król był godny przyjąć nawet koronę cierniową. Jego królestwo było godne, bo było prawe. Jezus nie sprzeciwił się proroctwu z Księgi Izajasza. Kiedy mówił do Piotra: zbliżamy się do Jerozolimy, Mesjasz będzie cierpiał, będzie na śmierć wydany przez arcykapłanów, Piotr mówi: Panie, Ciebie to nie spotka! Bóg do tego nie dopuści! Jezus przyjmuje, wypełnia Pismo, jest Królem nawet w koronie cierniowej. Nie według ludzi, ale według Prawa Bożego jest Królem. Poddany cierpieniu, udręce, nie postąpił źle, w przeciwieństwie do nas. A przecież oprócz natury boskiej miał w sobie stuprocentową naturę ludzką – odczuwał trwogę konania, przychodziły do niego pokusy, czuł ból. Wypełnił doskonale to, co zostało Jemu objawione przez Ojca. Został wyposażony i brał z tego, co otrzymał od Ojca. A my? Z siebie samych dajemy i z siebie bierzemy. Siebie głosimy. A gdy nabroimy, wtedy dopiero błagamy Boga, żeby nas odratował nas i tę sytuację, którą spowodowaliśmy. Gdy poddajemy coś własnej woli, własnej prawdzie, własnemu „ja wiem”, nie wgryźliśmy się jeszcze w Słowo Boga, nie wkopaliśmy się w nie głęboko. Znamy Prawo, ale nie żyjemy według Prawa. A wymagamy tego od innych. Co takiego czynimy, że uprawnia nas do tego, by żądać od innych więcej niż od siebie? Czyż nie jesteśmy obłudnikami?  Sami nie wykonujemy, a innych do tego zmuszamy? Pomyśl: Może spełniasz w ten sposób swoje  ambicje i tyranizujesz współmałżonka lub dzieci? Wymuszasz, by inni zrobili to, czego nie chcesz zrobić? Na kogo nakładasz ciężary nie do uniesienia? Na współmałżonka? Może na dziecko? Nakazujesz, tyranizujesz, sam nie wprowadzasz Słowa w czyn?

Demon podczas Drogi Krzyżowej wyżywał się na Jezusie, wściekał się na Nim. Sztuką miłości Jezusowej do nas jest to, że On to zniósł. Sztuką twojej miłości jest zgoda na to, co cię spotyka. Jeżeli zło się no tobie teraz wścieka i ty to przyjmiesz, to w ten sposób na zło nie reagujesz złem, czyli czynisz dobro i zło odchodzi od ciebie.

Kiedy naśladujemy Jezusa, naśladujemy Go w Jego posłuszeństwie. Bierzemy Jego posłuszeństwo względem Ojca. Cokolwiek  Go spotykało: przykrości, trudności, niedowiarstwo faryzeuszów, niedowiarstwo ludu, który ciągle go sprawdzał – ciągle był głodny, oczekiwał uzdrowień – to posłuszeństwo Jezusa było w wykonywaniu tego, co Mu Ojciec w danej chwili powiedział. Jeśli jestem posłuszny woli Ojca, czyli gdy Bóg Duch Święty poucza mnie o mojej grzeszności, to stawiam to za szybą; moja grzeszność nie ma nic do teraźniejszości. Przyjmuję to, co mnie spotyka, przyjmuję na przykład to, że palę papierosy czy też mam inne uzależnienie, ale też sprzeciwiam się temu ze wszystkich moich sił – I TO JEST TA MOJA ZGODA!!! – i to jest też moje umartwienie. Oddam przez trudność chwałę Bogu.”Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”(Rz 5,20). Czyli jeszcze bardziej uwielbię Boga przez swoją udrękę, jeszcze większą oddam chwałę Bogu. I nie to, że będę rzucać nałóg – tylko że będę się mu sprzeciwiać.

Przyjmuję trudności, czyli zgadzam się na nie, nie kłócę się z nimi, hamuję złości – to jest czyn miłości i dobra. To jest dobro, które ma Bóg dla Ciebie. Jeżeli przychodzą złości, traktuję je milczeniem. Jak Jezus przed Herodem – milczał. Gdy ty milczysz, już czynisz dobro, bo sprzeciwiasz się, nie dajesz im upustu. „Zło dobrem zwyciężaj” –jak to czynić? Dobro, które wychodzi z nas, składa w nas Bóg. Bo tylko Bóg jest dobry. W nas nicość, pustka, nędza i grzech. To Bóg czyni dobro używając nas jako narzędzia. Jeśli czynisz coś dobrego, to znaczy, że pozwoliłeś Bogu uczynić dobro dla bliźniego. Gdy Bogu pozwoliłeś to uczynić i ktoś nazywa ciebie dobrym, pomyśl: Boże, oddaję Tobie chwałę. Milczenie jest dobrem, zgodą, przyjęciem.. Jeżeli zdarzy mi się, że się zezłoszczę, mogę powiedzieć: złości mnie to, jestem zły na tę sytuację. Wkurzyło mnie to. Denerwuje mnie to. Powiedziałeś, ale już taki nie jesteś. Złość odeszła, nie kierujesz się nią. Nie czynisz zła, tylko powiedziałeś o tym, że masz w tej sytuacji taką emocję. Od momentu ujawnienia przechodzisz do codzienności. złość zakończyła się na mowie: jestem zły na tę sytuację. Nastąpiło ujawnienie, gdzie diabeł mnie wpychał. Bóg Duch Święty pozwolił ujawnić słabość, skłonność, grzech.

Wejście w siebie, upilnowanie samego siebie, ohamowanie siebie – do tego potrzebny jest mi Bóg. Jeśli ktoś mówi ci o sobie, jak ma ciężko, jak ma źle, a jest to jego nałóg, którego nie chce zostawić, musi się wygadać kolejnej osobie, poopowiadać – odpowiedz: no nie wiem, co mam ci powiedzieć. Nie da się tu nic powiedzieć. Przechodzisz wtedy na ewidentne milczenie. Czyli dobro, które masz, bierzesz je z Jezusa z sytuacji, gdy stał przed Herodem.

Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego.  Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział.

Łk 23, 8- 9

Jezus milczał. Jezus uczynił dobro. Na zło położył milczenie. Czyli milczenie jest dobrem.

 

 

Fragmenty Pisma Świętego do rozważania:

Błogosławiony mąż, który oprze się pokusie: gdy zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują. Kto doznaje pokusy, niech nie mówi: «Bóg mnie kusi». Bóg bowiem ani nie podlega pokusie do zła, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani! Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł, u którego nie ma przemiany ani cienia zmienności. Ze swej woli zrodził nas przez słowo prawdy, byśmy byli jakby pierwocinami Jego stworzeń.

Jk 1,12-18

***

Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu. Gniew bowiem męża nie wypełnia sprawiedliwości Bożej. Odrzućcie przeto wszystko, co nieczyste, oraz cały bezmiar zła, a przyjmijcie w duchu łagodności zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze. Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś tylko przysłuchuje się słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do męża oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo. Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, lecz łudząc serce swoje, nie powściąga swego języka, to pobożność jego pozbawiona jest podstaw. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca jest taka: opiekować się sierotami i wdowami w ich utrapieniach i zachować siebie samego nieskażonym wpływami świata.

Jk 1, 19-27

***
Bracia moi, niech wiara wasza w Pana naszego, Jezusa Chrystusa uwielbionego, nie ma względu na osoby. Bo gdyby przyszedł na wasze zgromadzenie człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę i przybył także człowiek ubogi w zabrudzonej szacie, a wy spojrzycie na bogato przyodzianego i powiecie: „Ty usiądź na zaszczytnym miejscu”, do ubogiego zaś powiecie: „Stań sobie tam albo usiądź u podnóżka mojego”, to czy nie czynicie różnic między sobą i nie stajecie się sędziami przewrotnymi? Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują? Wy zaś odmówiliście ubogiemu poszanowania. Czy to nie bogaci uciskają was bezwzględnie i nie oni ciągną was do sądów? Czy nie oni bluźnią zaszczytnemu Imieniu, które wypowiedziano nad wami? Jeśli przeto zgodnie z Pismem wypełniacie królewskie Prawo: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”, dobrze czynicie. Jeżeli zaś kierujecie się względem na osobę, popełniacie grzech, i Prawo potępi was jako przestępców.

Jk 2, 1-9

****

Ofiara występnych obrzydła dla Pana, upodobaniem Jego są modły uczciwych. Droga grzesznika obrzydła dla Pana, kocha On miłośnika prawości. Lepiej mieć mało – z bojaźnią Pańską, niż z niepokojem – wielkie bogactwo. Lepsze jest trochę jarzyn z miłością niż tłusty wół z nienawiścią.

Pan rozwala dom pysznych, a miedzę wdowy utwierdza. Obrzydłe są Panu złe plany, lecz dobre słowa są czyste. Od nieprawych jest Pan daleko, modlitwy prawych On słyszy. Bojaźń Pańska jest szkołą mądrości, pokora poprzedza sławę.

Człowiecze są zamysły serca, odpowiedź języka od Pana. W oczach człowieka czyste są wszystkie jego drogi, lecz Pan osądza duchy. Powierz Panu swe dzieło, a spełnią się twoje zamiary. Wszystko celowo uczynił Pan, także grzesznika na dzień nieszczęścia.

Obrzydłe Panu serce wyniosłe, z pewnością karania nie ujdzie. Miłość i wierność gładzą winę, bojaźń Pańska ze złych dróg sprowadza.

Gdy drogi człowieka są miłe Panu, pojedna On z nim nawet wrogów. Lepiej mieć mało żyjąc sprawiedliwie niż niegodziwie mieć wielkie zyski. Serce człowieka obmyśla drogę, lecz Pan utwierdza kroki.

Kto drwi z ubogiego, znieważa jego Stwórcę; kto cieszy się z klęski, nie ujdzie karania.

Prz 15, 8-9. 16-17. 25-26. 29. 33; 16, 1-9; 17, 5

Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, że tym bardziej surowy czeka nas sąd. Wszyscy bowiem często upadamy. Jeśli ktoś nie grzeszy mową, jest mężem doskonałym, zdolnym utrzymać w ryzach także całe ciało. Jeżeli przeto wkładamy koniom wędzidła do pysków, by nam były posłuszne, to kierujemy całym ich ciałem. Oto nawet okrętom, choć tak są potężne i tak silnymi wichrami miotane, niepozorny ster nadaje taki kierunek, jaki odpowiada woli sternika. Tak samo język, mimo że jest małym organem, ma powód do wielkich przechwałek. Oto mały ogień, a jak wielki las podpala. Tak i język jest ogniem, sferą nieprawości. Język jest wśród wszystkich naszych członków tym, co bezcześci całe ciało, i sam trawiony ogniem piekielnym rozpala krąg życia. Wszystkie bowiem gatunki zwierząt i ptaków, gadów i stworzeń morskich można ujarzmić, i rzeczywiście ujarzmiła je natura ludzka. Języka natomiast nikt z ludzi nie potrafi okiełznać; to zło niepohamowane, pełne zabójczego jadu. Za jego pomocą wielbimy Boga i Ojca i nim przeklinamy ludzi, stworzonych na podobieństwo Boże. Z tych samych ust wychodzi błogosławieństwo i przekleństwo. Tak być nie może, bracia moi!

(Jk 3, 1-10)