Izraelici i pustynia

Jak wyjmować kolce z serca Maryi?

Zastanawiałeś się, dla kogo były egipskie plagi? Dla Izraelitów. Żeby poznali wszechmoc Boga. My – jako ludzie, jako wspólnota jesteśmy jak Izraelici, których Pan wyprowadził z domu niewoli. Bóg uczynił serce faraona, który nie chciał ich wypuścić – upartym. Demony są uparte. Izraelici też byli uparci, zniewoleni. My – jesteśmy uparci, uwięzieni w grzechu. Demon w faraonie wykrzyczał do Izraelitów – wyjdźcie! Pozwolił im wyjść, by za chwilę zacząć ich ścigać. Nad samo morze.

Docieramy nad morze – wyciągnięta laska to wspólnota – rozdziela wody. My podejmujemy decyzję – idziemy w tym kierunku, morze się rozstępuje. Nie ma powrotu. Demony ciągną za nami. Wspólnota jednak chroni, zasłania. Jak obłok między wojskiem a Izraelitami. Wody się rozstępują. Izraelici przechodzą. Wojsko faraona ginie. Demony zaczynają się topić i uciekać.

Jesteśmy teraz na pustyni. Ujawniają się nawyki, przyzwyczajenia, to, co było wcześniej, jakie było nasze życie. Izraelici wśród niedogodności doszli do wniosku, że w niewoli, w grzechu żyło im się lepiej. Narzekają. Dopada ich strach. Trud życia na pustyni. Izraelici zapomnieli, że uwierzyli Bogu wcześniej. Trzeba wytrwać!
Izraelici proszą o chleb. My mówimy : „spraw Boże to, bo to mi potrzebne”. Bóg przychodzi ze sposobnością, żeby wytrzymać. Daje mannę.

Rodzi się zachłanność w Izraelitach. Mannę chcą przechować na jutro, a ona ulega zepsuciu. My też jesteśmy zachłanni – „ pomodlę się więcej. Mam swoje siły, ja potrafię, ja przecież umiem”. Myślenie, że jestem silny – musi upaść.

Narzekanie – to moja słabość.

Trzeba przyjrzeć się sobie, żeby zobaczyć, jakie mam nawyki. Czy wierzę w Boga? Demony też wierzą. Ale czy wierzę Bogu, że mnie prowadzi?

Ogranicz narzekanie!

Na pustyni kąsają węże. To twoje harowanie w pracy. Bo musisz. To usprawiedliwienia twoich grzechów i nawyków. Zobacz, jeśli nie ma usprawiedliwień, odzyskujesz zdrowie.
Poukładać dzień… Stworzyć harmonogram… Znaleźć stałą porę modlitwy.

Izraelici dostają pokarm. Przepiórki na pustyni. Mięso. To uzupełnienie sił fizycznych. To modlitwa spadająca na nas. Nasz duch wtedy wzrasta, jest coraz silniejszy. Potrzeba, by napełnić się modlitwą, która obudowuje, podnosi.

Nie narzekaj!

Potrzeba mi wody na pustyni, która ostudzi, obmyje, ugasi pragnienie. To Chrystus. Musi przeniknąć mnie całkowicie. Na pustyni trzeba pić wodę małymi łyczkami, powoli. Pomału Chrystus mnie poi. Trzeba przestać myśleć, że mogę sam sobie poradzić. Trzeba zgodzić się, że jestem na pustyni. Zgodzić się na to, co mam. To sposobność do zadościuczynienia za moje postępowanie i innych. A przykazania przy tym są wolnością. Są po to, bym wiedział, że odejście od Boga to odejście od błogosławieństwa w przekleństwo.
Nasze życie to pustynia. Nie ma sensu narzekać, bo to jeszcze gorzej.

Wytrwać. Nie prosić o siły. Bóg zobaczy, że upadliśmy. A my potrzebujemy dla siebie umrzeć.
Jesteś na środku jeziora, na cienkim lodzie. Wpadasz do wody. Topiąc się w niej, jak w Chrystusie, umierasz dla świata i jego pożądliwości. Wyrzeknij się ich.
Przestań wołać o siły. Bóg wtedy pomoże . Tak było z Hiobem.

Na pustyni – trzeba się przeciwstawić temu, co najbardziej męczy. Jak najmniej ruchu. W Australii raz na 100 lat jest ogromny upał. Żyje tam pewien gatunek kangurów, które mają na to sposób – w największe upały ograniczają ruch, by spowolnić bicie serca, by przeżyć. Gdy przychodzi więc trudność- padnij na kolana, trwaj i mów pozdrowienie anielskie. Nie szarp się. Wytrwaj.

Izraelici szli przez 40 lat. Tyle musiało upłynąć czasu. To było ich zadościuczynienie.

Oddać trudność Maryi, by nią zadysponowała. Pomóc jej. Wyciągać kolce z jej serca. Zgodzić się na pozostawienie mnie w tym położeniu. Bez proszenia o siły do wytrwania. „Starczy ci mojej łaski”- mówi Jezus. Tyle ci dałem, to bierz. Wytrwaj. Jesteś jak gleba. Absorbujesz wszystko, co spada z nieba. Nic nie mówisz, nie narzekasz.
I uwielbiać Boga. Spotykasz się z Bogiem na uwielbieniu Go, na zgodzie. Nieważne, jaki trud poniesiesz. „Wielbi dusza moja Pana” lub „Zdrowaś Maryjo”…

Przykład:
Boli cię głowa. Mów:
Przyjmuję ten trud, ten ból głowy. Zapraszam Cię , Maryjo, do tej trudności., do tego bólu, do tej sytuacji. Ofiarowuję Tobie to teraz. Zarządzaj tym według Twojej woli, jaką dał Ci Bóg.
Zdrowaś Maryjo…

Twoje zadanie teraz:
Nie prosisz o nic, przechodzisz do działania – do pozdrowienia anielskiego: „Zdrowaś Maryjo…” i trwasz. Umartwiasz się ze wszystkich sił. Możesz mieć walkę z pokusami, które podszeptują, że nie wytrzymasz. Odrzuć je, wytrwaj w tej sytuacji. Maryja tym dysponuje. Sytuacja sama się rozwiąże, ból mija.