Świadectwo Olgi

Świadectwo Olgi z 26.11.2019 – emisja w radio Niepokalanów w audycji „Dialog o Bogu”,

wywiad przeprowadziła Bogna Bohdanowicz

B.B.: Witaj Olgo!

O: Witaj!

B.B. Zacznijmy od początku ze względu na to, że mamy mało czasu. Pierwsze pytanie dotyczy momentu, kiedy Pan Bóg się o Ciebie upomniał, kiedy zaczął istnieć z imienia, z miłości w twoim życiu. Czy w ogóle coś takiego było.

O: Był taki moment i odbyło się to bardzo mocno i namacalnie. Całkiem niedawno, bo 3 lata temu, moja przyjaciółka, z którą chodziłam do liceum,zaprosiła mnie na kurs, który miał mi pomóc w życiu..Ja nie byłam osobą chodzącą do kościoła, pochodzę z niewierzącej rodziny. Co prawda byłam ochrzczona i podeszłam do sakramentu bierzmowania, ale kościół omijałam z daleka.. I ta moja przyjaciółka, z którą się zresztą parę lat nie widziałam, zapraszając mnie na kurs, nie powiedziała, że będą to rekolekcje. Na takie na pewno bym nie poszła. W związku z tym, że miało mi to w jakiś sposób w życiu pomóc, zgodziłam się.

Dzień przed rozpoczęciem kursu dowiedziałam się, że będzie on odbywać się w kościele. Koleżanka zdążyła już za ten kurs zapłacić, trudno było mi się więc z niego się wycofać. No i poszłam. Okazało się, że jest to kurs „Nowe życie”, właściwie rekolekcje trzydniowe prowadzone przez Szkołę Nowej Ewangelizacji. Weszłam tam, spotkałam kilka znajomych osób, ponieważ spotkanie odbywało się w moim rodzinnym mieście i popatrzyłam na taką, wydawało mi się, kupę wariatów, fanatyków z podniesionymi rękami. Nie wiedziałam o co chodzi. Od razu chciałam zawrócić i uciec, ale jakoś zostałam Głównie z tego powodu, że koleżanka zapłaciła za te rekolekcje.

W sobotę, drugiego dnia, było coś takiego w programie, co się nazywa pustynia. Ja nie wiedziałam o co chodzi. Okazało się, że jest to czas przygotowania do spowiedzi. Spowiedź miała być generalna, z całego życia. Szybko stwierdziłam, że absolutnie nie ma mowy, żebym do czegoś takiego podeszła. Nie zostawili mnie z tym samej, wszyscy mnie namawiali, wspierali. Zrobiłam chyba wielkie widowisko, bo z 10 osób stało nade mną prosząc, żebym podeszła w ogóle do tej spowiedzi. Ja nie chciałam się spowiadać, bo nie wierzyłam w Boga. Uważałam, że znalazłam się tam przez pomyłkę. A jednak podeszłam. Coś takiego nastąpiło, że pomyślałam sobie, że pewnie nie zaszkodzi. Moja spowiedź z całego życia, a w kościele byłam ostatni raz 17 lat wcześniej, trwała 30 sekund. Może minutę, po prostu powiedziałam, że złamałam wszystkie możliwe przykazania. I to był koniec mojej spowiedzi.

Jakoś tak cały przez cały czas trwania tych rekolekcji kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje. Przyglądałam się tak naprawdę temu wszystkiemu.. W ostatni dzień rekolekcji była modlitwa o wylanie darów Ducha św. Wtedy tego nie wiedziałam. Popatrzyłam jak ci ludzie się modlą i usiadłam sobie z tyłu. W pewnym momencie tak sobie pomyślałam: Panie Boże, jeżeli ty naprawdę istniejesz, naprawdę jesteś, to ja bym chciała taki w końcu spokój poczuć, żeby mnie już tak w środku nie szarpało. No i wtedy poczułam. Poczułam się wtedy tak, jakby ktoś mi ściągnął z pleców całe życie, jakby mi ktoś zdjął z nich taki wielki garb. Przez pół godziny bawiłam się w tej miłości, bo chyba inaczej nie można tego nazwać. W jednym momencie zaczęłam rozumieć o co ci ludzie się modlą, co jest czytane w słowie Bożym. Zaczęło do mnie to wszystko docierać. Nie wiem jak to opisać. Czy to był rodzaj oświecenia? Nie wiem, po prostu nagle zrozumiałam i poczułam, że Bóg faktycznie istnieje. Wtedy już wiedziałam, że moje życie się całkowicie zmieniło.

B.B. Kiedy wyszłaś z kościoła to byłaś już inną osobą ?

O: Tak. Pierwszym znakiem, który gdzieś po tygodniu sobie uświadomiłam, było to, że natychmiast przestałam przeklinać. Nie wiem jak to jest możliwe, chociaż u Boga wszystko jest możliwe, że w jednym momencie całkowicie przewartościowałam swoje życie. Na początku bardzo się bałam, że jak tylko stąd wyjdę, to wszystko zniknie, że to w ogóle było jakieś nieprawdziwe. Pod skórą czułam, że muszę pilnować tego, co się co się tam wydarzyło Na całe szczęście program rekolekcji był ułożony tak, że na koniec padło takie pytanie, właściwie zaproszenie. Jeżeli nie chcesz stracić tego, co tutaj się stało, my ci pomożemy znaleźć wspólnotę. No i faktycznie tak się stało. Rekolekcje odbywały się 400 km od Łodzi, a ja nie miałam zielonego pojęcia ani o kościołach ani o działaniu wspólnoty. Nie byłam w kościele tyle lat, więc poprosiłam tutejszego księdza, żeby mi wskazał jakąś wspólnotę w Łodzi. Bałam się, abym nie trafiła do jakiejś sekty, zielonoświątkowców czy jakieś innej grupy. No i on wskazał mi, właściwie nawet nie wymienił jaka to ma być wspólnota, tylko powiedział, że dobrze by było, żeby to była Wspólnota założona przez ojca Józefa Kozłowskiego. Wpisałam w google i znalazłam Wspólnota Mocni w Duchu. Tydzień po zakończeniu rekolekcji wróciłam do Łodzi i natychmiast tego samego dnia skierowałam kroki do parafii ojców jezuitów na ul. Sienkiewicza, gdzie znajdowała się wspólnota. Poszłam tam. Zadzwoniłam do przyjaciółki z pytaniem, co ja mam w ogóle zrobić i jak ja mam się zachować, jak to jak to w ogóle będzie wyglądało. Przyjaciółka mnie uspokajała, żebym się nie martwiła, że Duch Święty mnie poprowadzi. Nie wiedziałam nic o Duchu Świętym. Zaufałam chyba bardziej przyjaciółce niż Duchowi Świętemu i poszłam. Gdy weszłam, zobaczyłam dużo ludzi. Nie wiem, ile tam było osób. Koło 300. Usiadłam sobie z tyłu i tak się zaczęło.

B.B. Wróćmy jeszcze do tego momentu, kiedy koleżanka powiedziała, że znalazła coś, co ci pomoże w życiu. Dlaczego potrzebowałaś czegoś, co ci miało w życiu pomóc?

O: Przyjaciółka widziała, w jakim jestem stanie psychicznym, chociaż nie do końca znała historię mojego życia. Znała część tylko tej historii. Nie wiedziała wszystkiego do końca, ale myślę, że było widać po mnie, po moim zachowaniu, po moim smutku braku chęci do życia. Krótko opowiem o tym, co to takiego się działo w moim życiu przed tym, jak spotkałam Pana Boga. Nie chciałabym się właściwie nad tym za bardzo rozwodzić, ale to są to są to są bardzo ważne rzeczy w moim życiu.

Z moimi rodzicami nie układało mi się za dobrze, właściwie z matką i ojczymem. Ja byłam bardzo zbuntowanym dzieckiem, nie lubiłam słuchać. Byłam krnąbrna, byłam indywidualistką. Nie miałam autorytetów, zero szacunku do matki i ojczyma. W wieku 17 lat poznałam chłopaka, z którym postanowiłam zamieszkać. Za szybko chciałam uciec z domu. Zaszłam w jedną ciąże, którą usunęłam, później w następną, którą także usunęłam. Później zaszłam w kolejną i tę już donosiłam. Właściwie sama nie wiem dlaczego. Wzięłam ślub cywilny z tym chłopakiem no i bardzo szybko się okazało co mnie w życiu czeka. Tak naprawdę pierwszy raz chyba dostałam wielkie lanie już będąc w ciąży. Przez kilka lat tak to trwało. Mąż bił mnie, poniżał, rozbijał butelki na głowie.

Najpierw była próba samobójcza, później jakoś z tego wyszłam. Trudno pewnie to wyjaśnić osobie, która nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Ale jest to taki rodzaj manipulacji, która prowadzi do myślenia, że moje życie tak ma naprawdę wyglądać, że na takie sobie zasłużyłam, że nic nie jestem warta. W takim przekonaniu trwałam bardzo bardzo bardzo długo aż pewnego razu miarka się przebrała, coś pękło do tego stopnia, że paradoksalnie ja zebrałam się, żeby odejść od tego człowieka. Uciekłam od niego. Przez rok czasu mieszkałam w tym samym mieście, ale to małe miasteczko i nie mogłam znaleźć pracy. Gdzie się nie pojawiłam w pracy, tam natychmiast były anonimowe telefony. Nie dawał mi ten człowiek kompletnie żyć. I wtedy podjęłam decyzję, która się okazała chyba najgorszą decyzją w moim życiu. Wyjechałam do innego miasta, do Krakowa. Zostałam prostytutką. No tutaj akurat pewnie nie ma się nad czym rozwodzić, ale moje życie powolutku, jak po równi pochyłej toczyło się w dół. Po miesiącu czasu takiej pracy udało mi się mojego syna sprowadzić do Krakowa i wynająć mieszkanie. Miałam na to wystarczająco dużo pieniędzy. Po kolejnych dwóch miesiącach, wysłałam dziecko do swojego byłego wtedy już męża. To był ostatni raz, kiedy widziałam swoje dziecko. Okazało się, że w tym czasie, kiedy syn był u niego, mąż razem z teściową załatwili sprawę sądową i odebrano mi prawa rodzicielskie bez mojego udziału w sprawie.

To był taki moment, kiedy oprócz tego, że pracowałam w agencji towarzyskiej, zaczęłam brać narkotyki. Kompletnie załamałam się, gdy okazało się, że tak naprawdę nie mam możliwości odzyskania dziecka. Musiałabym się wykazać stałą pracą i mieszkaniem. Musiałabym udowadniać, dlaczego dziecko może być u mnie. Ja tego nie miałam po prostu. No i zaczęłam brać narkotyki i zaczęłam pić. To już była naprawdę taka kompletna degeneracja. Tak naprawdę załamałam się całkowicie psychicznie. Narkotyki brałam przez parę dni i potem nie spałam. Byłam w takim stanie, że tak naprawdę tylko czekałam na śmierć. Chodziłam jak zombie, jak taka skorupa. Po prostu sobie chodziłam, a potem spałam. Czekałam aż się wszystko skończy. Później przeprowadziłam się do Łodzi, do mojej siostry, która tutaj mieszkała. Ale i tak poszłam do agencji. Wydawało mi się niemożliwe, że ja mogę jeszcze w takim momencie swojego życia znaleźć jakąkolwiek normalną pracę. Właściwie tez myślałam, że się z żadnej innej nie utrzymam. To jest takie takie kłamstwo, w które bardzo często się w takim środowisku wierzy, że za 1500 zł nie jesteś w stanie się utrzymać. I tutaj też poszłam do agencji. Będąc w takim stanie psychicznym i duchowym, pojechałam właśnie do do swojej mamy, gdzie spotkałam tę przyjaciółkę.

Ale wcześniej, to już było tutaj w Łodzi, był jeden taki moment, który sprawił, że przestałam pracować. Któregoś razu poprosił mnie jakiś mężczyzna, żebym zawiozła narkotyki do jakiegoś domu. Zawiozłam je. Zamknęli mnie tam. W środku było kilku mężczyzn. Trzymali mnie 3 dni, resztę pewnie można sobie dopowiedzieć, co się tam działo. I to był taki moment, który dał mi naprawdę paradoksalnie siłę do tego, żeby porzucić ogóle to zajęcie. Tyle, że ze mnie nie zostało już nic. Ani z mojego życia ani z mojego serca ani z mojej duszy. Naprawdę czułam się jak bym nie żyła.

No i właśnie w takim stanie spotkałam swoją przyjaciółkę, więc myślę, że to było bardzo widoczne dla niej, że w moim życiu się dzieje bardzo, bardzo źle. I dzięki Bogu.

B.B. Wróćmy do tego momentu, kiedy jesteś w ostatniej ławce w kościele, w obecności miłości Bożej. Powiedziałaś takie słowa, że w jednej sekundzie przewartościowałaś całe życie. Co to tak naprawdę oznacza? Co to znaczy przewartościować swoje życie w takiej sytuacji ?

O: Myślę, że to był taki moment, kiedy Bóg dał mi nową godność, kiedy odnalazłam swoją godność jako człowiek i kiedy życie zaczęło być dla mnie wartością. Bo wcześniej ja nie chciałam żyć. Kiedy doświadczyłam tej miłości, wtedy jeszcze tego nie umiałam jakby nazwać. Ale poczułam, że ta właśnie miłość jest taką wartością, którą ja chce się w życiu kierować, którą ja chcę żyć. Jakoś tak naprawdę podświadomie. Teraz to wiem, bo jestem już po jakiś formacji, już w jakiś sposób próbuję zgłębiać temat, ale wtedy nie wiedziałam. Wtedy jakoś podskórnie czułam, że to właśnie miłość ma mnie przez życie prowadzić. I że jakoś już może wszystko będzie dobrze. Po prostu Bóg zabrał mi lęk przed życiem, lęk przed przyszłością. Ja zaczęłam w ogóle widzieć, bo wcześniej nie widziałam. Tak byłam w stanie popatrzeć tylko parę godzin do przodu. I wtedy Bóg stał się są najwyższą wartością dla mnie i jak sobie to uświadomiłam, że Bóg jest najważniejszy i chcę, żeby był najważniejszy w moim życiu, to wtedy wszystko się w mojej głowie poukładało. W ogóle nie jestem w stanie tego inaczej chyba wypowiedzieć, ale to tak jakby wszystko wróciło na właściwe miejsce. Wszystkie priorytety, to czym chcę się kierować w życiu. Wszystko wróciło na właściwe miejsce i myślę, że dlatego też przestałam się bać przyszłości, bo zobaczyłam, że to wszystko jest jasne i proste, że z Bogiem jest proste.

B.B. Odkryłaś miłość jako coś dla czego warto po prostu otworzyć oczy. Ale po czasie, kiedy się nienawidzi swojego życia i nienawidzi się siebie, tak wielka zmiana w zasadzie otwiera na zupełnie nowe życie, bo i tak nie ma do czego już wrócić. Mnie interesuje ten moment, kiedy zaczynasz budować na czymś, czego tak naprawdę w tobie nie ma.

O: Właśnie się okazuje, że nie do końca tak jest, że we mnie tego nie było. To zostało gdzieś głęboko wszystko zakopane. Wtedy Pan Bóg dał mi do tego wszystkiego siłę, dał mi doświadczenie miłości, ale tak naprawdę to wszystko się dzieje w czasie odbywającym się. Kiedy tak naprawdę zaczęłam z nim odkrywać siebie, siebie prawdziwą, miałam o co zaczepić. Zaczepiałam się o jego miłość. Nie wiem, czy to jest zrozumiałe w jakiś sposób, ale tak naprawdę okazało się, że to że we mnie nic nie było, to było jedno wielkie kłamstwo, w które uwierzyłam. Jakoś dałam zmanipulować. Teraz mi się tak wydaje, że już wiem. To nie jest tak, że człowiek traci swoją godność. Ale tylko w świetle prawdziwej Bożej miłości jestem w stanie ją prawdziwą odkryć.

B.B. Ta przyszłość inna dzieje się, tak? Zdarzyło się tak, ni że jedna gruba kreska oddzieliła zupełnie nowe życie. Jak to jak to w tej chwili funkcjonuje?

O: Wiesz co, fajnie by było jakby to była jedna gruba kreska. Trochę tak to wyglądało, trochę tak to wygląda, że jest to jedna gruba kreska. Ja od tego momentu nawrócenia naprawdę rozpoczęłam nowe życie jako nowy człowiek. Wiesz, w tej chwili pracuję w bardzo Bożym miejscu. Bóg dał mi we wspólnocie przyjaciół i nie to nie są przyjaźnie takie jak kiedyś. To są przyjaźnie, gdzie my jesteśmy bardzo duchowo związani ze sobą. Bóg dał mi wiarę w przyszłość, w to, że się jej nie boję. Dał mi ktoś ogromną siłę, bo ja w tej chwili mam siłę naprawdę góry przenosić. To jest niewiarygodne, że kiedyś jakaś najdrobniejsza mnie przerastała. Nie byłam w stanie się podjąć czegokolwiek. Wydawało mi się, że albo wszystko spali na panewce albo na pewno mi się nic nie uda. .Takim myśleniem się kierowałam. Teraz w Jego mocy naprawdę mogę zrobić wiele rzeczy. Moje życie się całkowicie zmieniło. To co jest teraz, to dla mnie jest jeden wielki cud. Nigdy nie sądziłam, że moje życie może wyglądać tak jak teraz, że mogę być szczęśliwym człowiekiem, Czuję się tak, jakbym oddychała pełnią życia, oddychała naprawdę pełną piersią. Tak jakbym chłonęła wszystko przez skórę. I to z takim zachwytem nad Bogiem. To jest niesamowite. To nie jest tylko tak, że to się dzieje w sferze duchowej, emocjonalnej, bo akurat jestem mało emocjonalną osobą. To się dzieje wszystko w rzeczywistości, w codzienności, w materialnej np. czy zwykłej życiowej. Nie chodzi tylko o to, że ja czuję się lepiej duchowo, bo czasami duchowo właśnie wcale nie najlepiej się czuję. Różnie to bywa, ale na pewno wszystko jest bardziej namacalne, dotykalne, wszystko jest pełniejsze. Tak jakby wszystko było na swoim miejscu i naprawdę wszystko jest na swoim miejscu.

B.B. Nie przeszło ci to, co się zaczęło w tej ostatniej ławce w kościele, to nie uleciało, to jest cudowne po prostu.

O: Nie, nie przeszło, ale pytałaś, czy to zostało oddzielone grubą kreską. I faktycznie jest tak, że to jest gruba kreska. Było bardzo bardzo źle, a teraz jest tak jak miało być. Tak jak Bóg zamierzył dla mnie od samego początku. On dla mnie chciał takiego życia od początku i ja to życie w tym momencie przyjmuje. Czuję, że to jest moje życie, ale to nie jest tak, że ja o tym wszystkim zapomniałam, czy wyrzuciłam to w jakąś otchłań. To nie zniknęło wcale, ale Bóg uzdrowił moje wspomnienia i to wszystko co się w tym moim życiu wydarzyło w taki sposób, że ja mogę o tym myśleć bez bólu, bez bez cierpienia, bez żalu, bez poczucia krzywdy. Wcześniej poczucie krzywdy wręcz mnie napędzało. W tym momencie mogę myśleć o historii swojego życia w taki sposób, że mogę się modlić o swojego byłego męża, o swoją byłą teściową. To jest w ogóle niewiarygodne, bo Bóg teraz dał mi na tyle siły, że jeszcze w pewien sposób wykorzystuję tę moją historię życia, to moje doświadczenie, bo to jest to jakieś doświadczenie, przy posłudze na przykład. Przychodzą ludzie i ja się modlę wstawienniczo. W trakcie modlitwy nad jednym mężczyzną okazało się, że on bije żonę. Ja mogłam bez oceny tego człowieka modlić się nad nim z czystym sercem. To jest w ogóle niewiarygodne, że Bóg takie historie też wykorzystuje. Przychodzą do mnie kobiety z podobną historią życia i ja umiem je przyjąć. Spotykam mężczyzn z podobną historią życia jak mój były mąż i też umiem ich przyjąć. I to jest znak uzdrowienia w moim życiu. Pan Bóg tę historię uzdrowił w moim życiu. Mając świadomość tego, kim byłam i co robiłam, widzę tym większą moc działania Boga w swoim życiu. Bo On mnie wyprowadził z piekła tak naprawdę.

B.B. Teraz całkiem na zakończenie, proszę cię, powiedz coś co mógłby usłyszeć ktoś, kto jest na skraju nadziei tak jak ty kiedyś byłaś. Jeśli jest takie słowo, które masz w sercu, a które może stać się dobra nowiną dla takich ludzi, to powiedz. I może tym zakończmy naszą audycję.

O: Myślę, że mam takie słowo: nie ma takiego piekła, do którego pan Bóg nie mógłby po ciebie zejść, żeby cię z niego wyciągnąć.

B.B. Dziękuję ci bardzo za rozmowę. Dziękuję Państwu za uwagę. Chwała Panu!

O: Chwała Panu!